piątek, 29 września 2017

07.Tragiczne skutki picia wódki

Łeb mnie nakurwiał niemiłosiernie, miałam jakieś dziwne zaniki pamięci i nie mogłam sobie przypomnieć co się właściwie stało.

-Kim ja jestem, jak się nazywam, jaki mamy dzień tygodnia...a no tak... już pamiętam. Nazywam się Megu, mieszkam z bandą dzikusów z pustyni na jakimś zadupiu gdzie słońce nie dochodzi. Byłam z ziomkami na grubej imprezie. Kurna...chyba ktoś mi pierdolną czymś ciężkim w łeb i mam guza.

Przed oczami miałam ciemność. Przez chwilę nawet myślałam że może straciłam wzrok po tym denaturacie który znaleźliśmy z chłopakami za kiblem w łazience u truskawy (cóż trzeba było sobie jakoś radzić po tym jak skończyły mu się zapasy...nie żeby za naszą sprawą...).

-Ja jebam.

Jak się okazało leżałam na podłodze, na jakiś chujowych drewnianych panelach czy chuj wie czym, ze związanymi rękami i zasłoniętymi oczami.

-Gdzie ja kurna jestem?!

Niewielu rzeczy można być w życiu pewnym. Prócz tak banalnych rzeczy jak śmierć czy obudzenie się w nieznanym miejscu po upojeniu alkoholowym. No ale żeby kurna mać związanym? Tego jeszcze w moim krótkim życiu nie było...

-Muszę do klopa.

Usłyszałam czyjeś kroki. Ktoś się do mnie zbliżał. Tajemniczy jegomość zatrzymał się tuż przede mną, złapał mnie pod rękę po czym podniósł do pozycji siedzącej i zdjął mi przepaskę z oczu. W tym momencie oślepiło mnie wykurwiście jasne światło.

-Kurna zgaś to słońce!

Gdy mój wzrok już się w miarę przyzwyczaił moim oczom ukazał się karypel na oko około metr trzydzieści z białymi włosami.

-Nazywam się Hitsugaya Toshiro! Jestem kapitanem 10 odziału Gotei 13! Z rozkazu wszechkapitana Shunsui Kyoraku zostałaś sprowadzona do Soul Society!

-No ja pierdolę! Znowu te w dupę kopane w pizdu mać do chuja wafla pojebusy w szlafrokach! Nieee no...zajekurwabiście. Dobra...wdech, wydech...będę zgrywać twardzielkę.

-Po chuj mnie tu przytargaliście? Czego ode mnie chcecie?!

- Zostaniesz w Soul Society i będziesz użyczać nam swoich mocy. Najpierw wskrzesisz wszystkich tych którzy zginęli przez Sosuke Aizena.

-Noo chyba... -spojrzałam na niego krzywo -...cię posrało...kurduplu. Nawąchałeś się kleju czy co?

Kurdupel chyba się trochę wkurzył bo zaczęła mu nerwowo drgać powieka.

-...I co się tak gapisz, jak dupa w sedes? Zakochałeś sie? -rzekłam sarkastycznie. -Wiem piękna jestem.

-Nie nazywaj mnie kurduplem!...I nie masz innego wyjścia! Jeśli nie zgodzisz się po dobroci, użyjemy siły żeby cię do tego zmusić!

-Em...możesz mi naskoczyć. Pewnie chłopaki zaraz tu po mnie przyjdą. A tak w ogóle... po chuj zawiązaliście mi oczy? Żebym przypadkiem nie wiedziała którędy z powrotem do Świata Ludzi? Ja jebie. Ciekawe który to taki inteligent.

-...

-Wszyscy tu jesteście tacy mądrzy?

-Co za wkurzająca...

-Lepiej zaprowadź mnie do klopa bo zaraz ci się tu zeszczam na kafelki.

-Najpierw zadam ci kilka pytań na które mi odpowiesz.

-Sikam.

-E...

-Leje!

-Czekaj!

-SZCZAM!

-No dobra, dobra!!! Wstrzymaj pęcherz!

Nagle do pomieszczenia wpadła ruda cycata w piżamie i z flaszką (nie, nie Inoue. Ta była starsza).

-Piżżaama partyyy! Jeeeee! -krzyknęła i spojrzała na mnie -Guuten Morgen! -przywitała się po czym czknęła donośnie i zataczając się zatrzymała się na ścianie.

-Wtf?

-Rangiku! Co to ma znaczyć?!

-Maamy impreee na dole! Pszyłąnczy sięm pann kapitan?! Mamy whisky z koolą, ruzką wóddke i 4-letni binmber który nielegalnie pęndził staruch Yamamoto we piwnicy zanim zdech!

Mały spojrzał na nią jakby chciał ją zabić.

-Moszee pan wziąźć tesz nową koleszanke bencie fajjnie!

Wtem przez okno wparował jakiś łysol z małpią facjatą. Wyprostował się, a od jego czachy zaczęły odbijać się poranne promienie słońca bezlitośnie napierdalając mnie po oczach.

-Te żarówa... Suń się trochę w prawo. -zasugerowałam grzecznie.

Żarówa patrzył na mnie tępo, drapiąc się po łysej głowie.

-Ikkaku. Co ty tu robisz? Przeszkadzasz nam. -zwrócił mu uwagę kurdupel.

Łysol wyjął zza pazuchy najnowsze wydanie magazynu dla mangozjebowych fanów chińskich bajek ze zjebaną nazwą "Otaku".

-Chciałem poczy...

Nagle dostał z kopa od czerwonowłosego gościa wlatującego przez to samo okno. Łysol przeleciał efektownie przez jakieś dziesięć metrów po czym wbił się w ścianę.

-Oddawaj gazetę!...I mój plakat z Rukią! -darł się czerwony wygrażając mu pięścią. -Znaczyyy...

Przez okno wparowała następna osoba. Jakiś koleś w kapitańskim haori z czarnymi włosami do ramion.

-Muszę przeczytać recenzję "Miłości wśród kwiatów wiśni". -powiedział po czym walną czerwonego ręką w plecy. Ten ze łzami w oczach padł na kolana.

W tym momencie do środka wpadła ciemnowłosa babka płaska jak deska potykając się o ramę okna.

-Wywiad z moim boys bandem! -zdążyła wykrzyczeć po czym walnęła twarzą o podłogę.

-Nie no...dom wariatów.

Za nią wskoczyła okularnica oraz jakaś zielonowłosa frajerka która się na nią wywaliła przewracając ją na ziemię. Następnie tą samą drogą wszedł laluś z podoczepianymi kolorowymi piórkami na mordziasze. Rozejrzał się po pomieszczeniu.

-Więcej was matka nie miała? -spytałam retorycznie.

Przez okno jak na zawołanie wpadł jeszcze gość z tatuażem na facjacie, koleś bez brwi, siwa dziewczyna i przyjebany na ryj blonas z zębami niczym z reklamy Blend-a-med.

-Ataaak!

Nagle krzycząc wleciał jakiś różowy krasnal, wskoczył blondasowi na głowę i zaczął ciągać go za kłaki. W tym czasie łysy wyjął łeb ze ściany i wybiegł z pomieszczenia.

-Brać go! -krzyknęła zielona.

Wszyscy pobiegli za nim.

-Fajnie tu macie. Nie ma co.

Wtem do pokoju wbił jeszcze wielki kolo z kolcami na głowie.

-Gdzie oni są? -zapytał rozglądając się do okoła.

Kurdupel wskazał na drzwi, a facet pobiegł we wskazanym kierunku.

-A więc...Wracając do tematu... -zaczął białowłosy po dłuższej chwili. -Teraz zdradzisz mi wszystkie plany Aizena.

-Ta, plany...

-Nie ma żadnych planów. A gdyby nawet były to i tak bym ci nic nie powiedziała.

Wszyscy myślą że Aizen jest taki błyskotliwy, inteligentny i ma jakieś genialne, nikomu nieznane plany które są tak skomplikowane że tylko on sam je rozumie... nikt z nich nie wie że tak naprawdę Aizen to idiota który nawet sam nie wie co robi i któremu prawie wszystko wychodzi przypadkiem.

-Lepiej będzie jeśli powiesz.

-Jebaj sie.

-E?

-Ciągaj bigos do Betlejem...Jebany zasrańcu.

-Tyyyy...

Nagle usłyszeliśmy wybuch niczym głośny pierd Szayela.

-Cooo to było?! -spytała przestraszona cycata.

-Rangiku. Zostań tutaj! -powiedział kurdupel po czym podbiegł do okna -I pilnuj jej!

Mały ulotnił się sprawdzić co się stało. Wtem ktoś wyjebał drzwi z kopa.

-Dzikie węże! Aligator! Twoja stara to predator!

Autorem tej wyjebanej w kosmos rymowanki był nie kto inny jak Grimmjow Jaegerjaquez. Za nim w drzwiach stał emos Ulek i zjeb Nnoitra. Nigdy wcześniej chyba tak nie cieszyłam się na widok tych pojebusów.

-Taaak! Uratowana! Moi przyjaciele! Czemu tak długo?!

Niebieski teleportował się za cycatą po czym jebnął ją z piąchy w szczenę. Wypierdzieliła do góry robiąc po drodze dziurę w dachu.

-Żryj dachówkę ruda kurwo!

Nietoper użył sonido, skoczył po mnie i po chwili wszyscy znaleźliśmy się w powietrzu. W tym samym momencie pojawił się Szayel.

-Ale sie kurna zesrałem.

-Jebie zgniłym kapciem. -zwrócił uwagę Grimmjow.

-To to był jednak twój pierd?! -spytałam nieco zdziwiona.

-Postanowiliśmy użyć jego pierda jako dywersji. -powiedział tym swoim wypranym z emocji głosem Ulqu. -...i broni biologicznej.

Szayel uśmiechnął się głupkowato po czym otworzył Gargantę. Pośpiesznie do niej weszliśmy i ruszyliśmy w długą chcąc jak najszybciej dostać się na drugą stronę.

-Taaak! Światełko w tunelu, już prawie jesteśmy! -skomentowałam w głowie radośnie kiedy zobaczyłam wyjście.

Niestety w pewnym momencie zauważyliśmy że nie ma z nami Grimmjowa.

-Gdzie jest Grimmjow?! -spytałam rozglądając się nerwowo.

Ten idiota postanowił wychylić jeszcze swój głupi, tępy łeb z Garganty i rzucić coś na odchodne armi wkurwionych shinigami nieuchronnie zbliżającej się w naszym kierunku.

-Hahahaha pierdolcie sie! Chuj wam w ryj! -darł się wyraźnie mając z tego ubaw. -Nara! Pocałujcie nas we dupe!

Ruszyliśmy pędem w drugą stronę żeby zabrać tego niedoroba.

-Dajecie dupy za talerz zupyyy!

-Kurwa, Grimmjow chodź już! -krzyknął zirytowany Nnoitra po czym złapał niebieskiego za kołnierz i zaczęliśmy wiać ile sił w nogach.

Grimmjow, co ty odpierdalasz do chuja pana?! Czy ty masz gówno zamiast mózgu?! -zapytałam.

-Idiota. -podsumował jednym słowem Ulek.

-A twoja stara to piesek Leszek!

-...Co?

-To znaczy spierdalaj na choinkę banany prostować.

-Kurwa...Zabłysnąłeś jak chrząstka w salcesonie. -skomentowałam.

-Znów spizgałeś się jakimś tanim siuwaksem? -spytał Nnoitr.

-Weź mnie pod koc na jedna noc. -walnął Szayel z dupy.

Obrzuciliśmy go wymownym spojrzeniem.

-A robiliście kiedyś kupę na polu kukurydzy?

-...

-Zamiast pierdolić sugeruję skupić się na spierdalaniu! -powiedział Nnoitr. -Także tego...mordy w kubeł!

-Słusznie. -odparłam.

 

Przenieśliśmy się na jedną z ulic Karakury, a potem udaliśmy się do naszego tymczasowego lokum.

-Chłopaki, dzięki za pomoc.

-Ja to zrobiłem tylko dlatego że musiałem. -odparł Nnoitr po czym usiadł w fotelu i z nonszalancją otworzył browca. -Mnie to szczerze wisi jak kilo kitu na agrafce co się z tobą stanie.

-Też cię lubię. -odparłam z nieukrywaną obojętnością.

-A ja martwiłem się o ciebie Megu-chan! -krzyknął Szayel zaciesznie i rzucił mi się na szyję.

-Taa...dzięęki Szayel. Dobry z ciebie kumpel. Ale nie macaj mie po tyłku, ok? Bo jak ci kiedyś kopa zasadzę to wylądujesz w innym anime.

-To chcę do jakiegoś hentajca. Jak coś. Ok?

-Gdzieee ze tymi łapami?! To moja dziewczyna!

Grimm odczepił ode mnie różowego.

-Noo. Nie spodziewałem się że będziesz chciała chodzić z Grimmjowem Megu. Zaskoczyłaś mnie tym, szczerze mówiąc.

-Żeeeee coo?

-Nooo... zgodziłaś się ze nim chodzić. Przecież.

-Seriously?

-Grimmjow...

-No?

-Zrywam z tobą.

-NIEEEEEEE! -upadł na kolana drąc się niczym w jakiejś dramatycznej scenie z filmu. -DLACZEGOO?!

-Nie pamiętam żebym się na coś zgadzała. Urwał mi się film. Sorry.

-Ale...To nie fair! -odparł ze łzami w oczach po czym usiadł w kącie twarzą do ściany.

-Grimm..?

-Obrażam się na ciebie! -odparł płaczliwie.

-Nie martw się. Pożyczę ci swój karnet do domu publicznego ze 100%-ową zniżką. -powiedział Landryn klepiąc go po plecach.

-Nie chcę. Odejdź. Nie lubię cię, jesteś pała...i śmierdzisz chujem! -powiedział jęcząco, jakby z pretensją.

-Masz pecha. -skomentował Ulqu.

-Może potrzebujesz jakiegoś magicznego talizmanu! Takiego na szczęście! -rzucił Landryn.-Ja na przykład zawsze mam przy sobie swój szczęśliwy wibrator.

Perwers wyjął zza pazuchy plastikowe, różowe urządzenie.

-I pomaga?

-A ja noszę swojego szczęśliwego ziemniaka w kieszeni. -rzekł jednooki zjeb po czym wyjął ze spodni dużego kartofla.

-Woow. Też chciałbym mieć takiego ziemniaka. -stwierdził Grimm.

-Grimmjow. Prawda jest taka że nie pomoże ci żaden ziemniak ani żaden wibrator. -wstał i podszedł do okna. -W dzisiejszych czasach żeby znaleźć dziewczynę musisz być przystojny, mądry i mentalnie wykastrowany z jakichkolwiek cech charakterystycznych. Nie przeklinać, nie jeść wieprzowiny...myć się i być abstynentem. -powiedział jednooki.

-...

-Jakieś złe doświadczenia? -spytałam.

-Nie.

-Może po tym jak dostał kopa w jajca od Sung-Sun za końskie zaloty. -odezwał się Szayel. -Ostatnio.

-Skąd ty o tym wiesz?! -jednooki poczerwieniał i zerwał się na równe nogi.

-Ja wiem wszystko o wszystkich. Poczynając od rozmiaru stanika Harribel, przez dni w które miesiączkuje Megu do ilości papieru toaletowego jaką zużywa codziennie Aizen. -rzekł przemądrzałym tonem.

-Eemmm...ta, to wcale nie jest dziwne.

-Wiem na przykład że Ulquiorra śpi na golasa z misiem. I widziałem co on z nim robi. Muszę przyznać że to było nawet za mocne na strony porno.

-Oż tyy... -odezwał się jak zwykle bez emocjonalnie Ulqu. -Skąd wiesz o Ludwiczku? I tak nie zrozumiesz naszej miłości!

Chyba nie muszę mówić że ogarnął nas totalny zonk.

-Albo to że Grimmjow boi sie potwora spod łóżka. A tak naprawdę pod łóżkiem nie ma żadnego potwora. To tylko odgłosy jakie wydaje Ulquiorra gwałcąc misia.

-...

-Poza tym myślisz że moczysz się w łózko przez sen, a tak naprawdę to Megu w nocy jak lunatykuje myli twój pokój z kiblem.

-Czekaj...co?!

-Serio? Ja pierdolę.

-A ty Megu...

-Nawet nie kończ!

-Widziałem cię pod prysznicem. Wiem jak wyglądasz nago. -uśmiechnął się perwersyjnie.

-Ty jebany perwersie!

Rzuciłam w niego krzesłem, potem mikrofalówką, czajnikiem elektrycznym, kubkiem Nnoitry z Jonas Brothers i rozgrzanym żelazkiem (nie wiem skąd tam się wzięło no ale ok). Udało mi się go trafić w łeb patelnią.

-Ałć! Weź noo, bo będę musiał potem za to wszystko płacić!

Nagle dostał w ryj butem Grimmjowa.

-Ała!

-Łombo kombo!

-Dobra, przestańcie! -powiedział zasłaniając się rękami.

-Szayel...skąd ty to wszystko o nas wiesz? -spytał Ulqu zdziwiony.

-Mam kamery u was w pokojach. -powiedział z uśmiechem przychlast. -I w całym Las Noches.

-Oż ty kurwa. -podsumował jednooki.

Ni stąd ni zowąd różowy złapał się za brzuch po czym padł na kolana, a potem zaczął tarzać się i walać po podłodze wydając z siebie jakieś nieartykułowanle jęki niczym konające w bólach zwierze.

-Szayel? Co ty...?

-Koledzy...zaraz chyba stanie się coś złego...

-Co ty pierdolisz?

-O kurwa jak boli! Zaraz umrę!

-Co się dzieje?!

-Adios companieros! Miło było was poznać. -powiedział ze smutnym uśmiechem jakby na serio były to ostatnie chwile jego życia. -Uciekajcie stąd.

Nagle zasadził takiego pierda że odrzuciło nas w tył. Pierd był tak głośny że nas głuszyło i przez kilkanaście sekund słyszeliśmy jedynie pisk w uszach. Ziemia się zatrzęsła, szyby w naszych oknach poszły się jebać, a we wszystkich samochodach w okolicy włączyły się alarmy. Pomieszczenie wypełnił zielonkawożółty gaz. Uciekliśmy w pośpiechu przez okno na zewnątrz.

-Kurcze...nie było aż tak źle. -stwierdził Szayel wyglądając po chwili z naszego okna na pierwszym piętrze -Myślałem że będzie gorzej, że rozerwie mi dupę. - uśmiechnął się po czym zeskoczył na dół i spojrzał po nas.

Grimmjow zanosił się kaszlem nie mogąc złapać oddechu. Nnoitra zaczął rzygać gdzieś pod ścianą, a ja panikowałam czując jak się duszę i jakaś żrąca substancja wypala mi gardło.

-No co wy... -rzekł nadal głupio się uśmiechając. -Nie przesadzajcie.