Łeb mnie nakurwiał niemiłosiernie, miałam jakieś dziwne zaniki pamięci i nie mogłam sobie przypomnieć co się właściwie stało.
-Kim ja jestem, jak się nazywam, jaki mamy dzień tygodnia...a no tak... już pamiętam. Nazywam się Megu, mieszkam z bandą dzikusów z pustyni na jakimś zadupiu gdzie słońce nie dochodzi. Byłam z ziomkami na grubej imprezie. Kurna...chyba ktoś mi pierdolną czymś ciężkim w łeb i mam guza.
Przed oczami miałam ciemność. Przez chwilę nawet myślałam że może straciłam wzrok po tym denaturacie który znaleźliśmy z chłopakami za kiblem w łazience u truskawy (cóż trzeba było sobie jakoś radzić po tym jak skończyły mu się zapasy...nie żeby za naszą sprawą...).
-Ja jebam.
Jak się okazało leżałam na podłodze, na jakiś chujowych drewnianych panelach czy chuj wie czym, ze związanymi rękami i zasłoniętymi oczami.
-Gdzie ja kurna jestem?!
Niewielu rzeczy można być w życiu pewnym. Prócz tak banalnych rzeczy jak śmierć czy obudzenie się w nieznanym miejscu po upojeniu alkoholowym. No ale żeby kurna mać związanym? Tego jeszcze w moim krótkim życiu nie było...
-Muszę do klopa.
Usłyszałam czyjeś kroki. Ktoś się do mnie zbliżał. Tajemniczy jegomość zatrzymał się tuż przede mną, złapał mnie pod rękę po czym podniósł do pozycji siedzącej i zdjął mi przepaskę z oczu. W tym momencie oślepiło mnie wykurwiście jasne światło.
-Kurna zgaś to słońce!
Gdy mój wzrok już się w miarę przyzwyczaił moim oczom ukazał się karypel na oko około metr trzydzieści z białymi włosami.
-Nazywam się Hitsugaya Toshiro! Jestem kapitanem 10 odziału Gotei 13! Z rozkazu wszechkapitana Shunsui Kyoraku zostałaś sprowadzona do Soul Society!
-No ja pierdolę! Znowu te w dupę kopane w pizdu mać do chuja wafla pojebusy w szlafrokach! Nieee no...zajekurwabiście. Dobra...wdech, wydech...będę zgrywać twardzielkę.
-Po chuj mnie tu przytargaliście? Czego ode mnie chcecie?!
- Zostaniesz w Soul Society i będziesz użyczać nam swoich mocy. Najpierw wskrzesisz wszystkich tych którzy zginęli przez Sosuke Aizena.
-Noo chyba... -spojrzałam na niego krzywo -...cię posrało...kurduplu. Nawąchałeś się kleju czy co?
Kurdupel chyba się trochę wkurzył bo zaczęła mu nerwowo drgać powieka.
-...I co się tak gapisz, jak dupa w sedes? Zakochałeś sie? -rzekłam sarkastycznie. -Wiem piękna jestem.
-Nie nazywaj mnie kurduplem!...I nie masz innego wyjścia! Jeśli nie zgodzisz się po dobroci, użyjemy siły żeby cię do tego zmusić!
-Em...możesz mi naskoczyć. Pewnie chłopaki zaraz tu po mnie przyjdą. A tak w ogóle... po chuj zawiązaliście mi oczy? Żebym przypadkiem nie wiedziała którędy z powrotem do Świata Ludzi? Ja jebie. Ciekawe który to taki inteligent.
-...
-Wszyscy tu jesteście tacy mądrzy?
-Co za wkurzająca...
-Lepiej zaprowadź mnie do klopa bo zaraz ci się tu zeszczam na kafelki.
-Najpierw zadam ci kilka pytań na które mi odpowiesz.
-Sikam.
-E...
-Leje!
-Czekaj!
-SZCZAM!
-No dobra, dobra!!! Wstrzymaj pęcherz!
Nagle do pomieszczenia wpadła ruda cycata w piżamie i z flaszką (nie, nie Inoue. Ta była starsza).
-Piżżaama partyyy! Jeeeee! -krzyknęła i spojrzała na mnie -Guuten Morgen! -przywitała się po czym czknęła donośnie i zataczając się zatrzymała się na ścianie.
-Wtf?
-Rangiku! Co to ma znaczyć?!
-Maamy impreee na dole! Pszyłąnczy sięm pann kapitan?! Mamy whisky z koolą, ruzką wóddke i 4-letni binmber który nielegalnie pęndził staruch Yamamoto we piwnicy zanim zdech!
Mały spojrzał na nią jakby chciał ją zabić.
-Moszee pan wziąźć tesz nową koleszanke bencie fajjnie!
Wtem przez okno wparował jakiś łysol z małpią facjatą. Wyprostował się, a od jego czachy zaczęły odbijać się poranne promienie słońca bezlitośnie napierdalając mnie po oczach.
-Te żarówa... Suń się trochę w prawo. -zasugerowałam grzecznie.
Żarówa patrzył na mnie tępo, drapiąc się po łysej głowie.
-Ikkaku. Co ty tu robisz? Przeszkadzasz nam. -zwrócił mu uwagę kurdupel.
Łysol wyjął zza pazuchy najnowsze wydanie magazynu dla mangozjebowych fanów chińskich bajek ze zjebaną nazwą "Otaku".
-Chciałem poczy...
Nagle dostał z kopa od czerwonowłosego gościa wlatującego przez to samo okno. Łysol przeleciał efektownie przez jakieś dziesięć metrów po czym wbił się w ścianę.
-Oddawaj gazetę!...I mój plakat z Rukią! -darł się czerwony wygrażając mu pięścią. -Znaczyyy...
Przez okno wparowała następna osoba. Jakiś koleś w kapitańskim haori z czarnymi włosami do ramion.
-Muszę przeczytać recenzję "Miłości wśród kwiatów wiśni". -powiedział po czym walną czerwonego ręką w plecy. Ten ze łzami w oczach padł na kolana.
W tym momencie do środka wpadła ciemnowłosa babka płaska jak deska potykając się o ramę okna.
-Wywiad z moim boys bandem! -zdążyła wykrzyczeć po czym walnęła twarzą o podłogę.
-Nie no...dom wariatów.
Za nią wskoczyła okularnica oraz jakaś zielonowłosa frajerka która się na nią wywaliła przewracając ją na ziemię. Następnie tą samą drogą wszedł laluś z podoczepianymi kolorowymi piórkami na mordziasze. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Więcej was matka nie miała? -spytałam retorycznie.
Przez okno jak na zawołanie wpadł jeszcze gość z tatuażem na facjacie, koleś bez brwi, siwa dziewczyna i przyjebany na ryj blonas z zębami niczym z reklamy Blend-a-med.
-Ataaak!
Nagle krzycząc wleciał jakiś różowy krasnal, wskoczył blondasowi na głowę i zaczął ciągać go za kłaki. W tym czasie łysy wyjął łeb ze ściany i wybiegł z pomieszczenia.
-Brać go! -krzyknęła zielona.
Wszyscy pobiegli za nim.
-Fajnie tu macie. Nie ma co.
Wtem do pokoju wbił jeszcze wielki kolo z kolcami na głowie.
-Gdzie oni są? -zapytał rozglądając się do okoła.
Kurdupel wskazał na drzwi, a facet pobiegł we wskazanym kierunku.
-A więc...Wracając do tematu... -zaczął białowłosy po dłuższej chwili. -Teraz zdradzisz mi wszystkie plany Aizena.
-Ta, plany...
-Nie ma żadnych planów. A gdyby nawet były to i tak bym ci nic nie powiedziała.
Wszyscy myślą że Aizen jest taki błyskotliwy, inteligentny i ma jakieś genialne, nikomu nieznane plany które są tak skomplikowane że tylko on sam je rozumie... nikt z nich nie wie że tak naprawdę Aizen to idiota który nawet sam nie wie co robi i któremu prawie wszystko wychodzi przypadkiem.
-Lepiej będzie jeśli powiesz.
-Jebaj sie.
-E?
-Ciągaj bigos do Betlejem...Jebany zasrańcu.
-Tyyyy...
Nagle usłyszeliśmy wybuch niczym głośny pierd Szayela.
-Cooo to było?! -spytała przestraszona cycata.
-Rangiku. Zostań tutaj! -powiedział kurdupel po czym podbiegł do okna -I pilnuj jej!
Mały ulotnił się sprawdzić co się stało. Wtem ktoś wyjebał drzwi z kopa.
-Dzikie węże! Aligator! Twoja stara to predator!
Autorem tej wyjebanej w kosmos rymowanki był nie kto inny jak Grimmjow Jaegerjaquez. Za nim w drzwiach stał emos Ulek i zjeb Nnoitra. Nigdy wcześniej chyba tak nie cieszyłam się na widok tych pojebusów.
-Taaak! Uratowana! Moi przyjaciele! Czemu tak długo?!
Niebieski teleportował się za cycatą po czym jebnął ją z piąchy w szczenę. Wypierdzieliła do góry robiąc po drodze dziurę w dachu.
-Żryj dachówkę ruda kurwo!
Nietoper użył sonido, skoczył po mnie i po chwili wszyscy znaleźliśmy się w powietrzu. W tym samym momencie pojawił się Szayel.
-Ale sie kurna zesrałem.
-Jebie zgniłym kapciem. -zwrócił uwagę Grimmjow.
-To to był jednak twój pierd?! -spytałam nieco zdziwiona.
-Postanowiliśmy użyć jego pierda jako dywersji. -powiedział tym swoim wypranym z emocji głosem Ulqu. -...i broni biologicznej.
Szayel uśmiechnął się głupkowato po czym otworzył Gargantę. Pośpiesznie do niej weszliśmy i ruszyliśmy w długą chcąc jak najszybciej dostać się na drugą stronę.
-Taaak! Światełko w tunelu, już prawie jesteśmy! -skomentowałam w głowie radośnie kiedy zobaczyłam wyjście.
Niestety w pewnym momencie zauważyliśmy że nie ma z nami Grimmjowa.
-Gdzie jest Grimmjow?! -spytałam rozglądając się nerwowo.
Ten idiota postanowił wychylić jeszcze swój głupi, tępy łeb z Garganty i rzucić coś na odchodne armi wkurwionych shinigami nieuchronnie zbliżającej się w naszym kierunku.
-Hahahaha pierdolcie sie! Chuj wam w ryj! -darł się wyraźnie mając z tego ubaw. -Nara! Pocałujcie nas we dupe!
Ruszyliśmy pędem w drugą stronę żeby zabrać tego niedoroba.
-Dajecie dupy za talerz zupyyy!
-Kurwa, Grimmjow chodź już! -krzyknął zirytowany Nnoitra po czym złapał niebieskiego za kołnierz i zaczęliśmy wiać ile sił w nogach.
Grimmjow, co ty odpierdalasz do chuja pana?! Czy ty masz gówno zamiast mózgu?! -zapytałam.
-Idiota. -podsumował jednym słowem Ulek.
-A twoja stara to piesek Leszek!
-...Co?
-To znaczy spierdalaj na choinkę banany prostować.
-Kurwa...Zabłysnąłeś jak chrząstka w salcesonie. -skomentowałam.
-Znów spizgałeś się jakimś tanim siuwaksem? -spytał Nnoitr.
-Weź mnie pod koc na jedna noc. -walnął Szayel z dupy.
Obrzuciliśmy go wymownym spojrzeniem.
-A robiliście kiedyś kupę na polu kukurydzy?
-...
-Zamiast pierdolić sugeruję skupić się na spierdalaniu! -powiedział Nnoitr. -Także tego...mordy w kubeł!
-Słusznie. -odparłam.
Przenieśliśmy się na jedną z ulic Karakury, a potem udaliśmy się do naszego tymczasowego lokum.
-Chłopaki, dzięki za pomoc.
-Ja to zrobiłem tylko dlatego że musiałem. -odparł Nnoitr po czym usiadł w fotelu i z nonszalancją otworzył browca. -Mnie to szczerze wisi jak kilo kitu na agrafce co się z tobą stanie.
-Też cię lubię. -odparłam z nieukrywaną obojętnością.
-A ja martwiłem się o ciebie Megu-chan! -krzyknął Szayel zaciesznie i rzucił mi się na szyję.
-Taa...dzięęki Szayel. Dobry z ciebie kumpel. Ale nie macaj mie po tyłku, ok? Bo jak ci kiedyś kopa zasadzę to wylądujesz w innym anime.
-To chcę do jakiegoś hentajca. Jak coś. Ok?
-Gdzieee ze tymi łapami?! To moja dziewczyna!
Grimm odczepił ode mnie różowego.
-Noo. Nie spodziewałem się że będziesz chciała chodzić z Grimmjowem Megu. Zaskoczyłaś mnie tym, szczerze mówiąc.
-Żeeeee coo?
-Nooo... zgodziłaś się ze nim chodzić. Przecież.
-Seriously?
-Grimmjow...
-No?
-Zrywam z tobą.
-NIEEEEEEE! -upadł na kolana drąc się niczym w jakiejś dramatycznej scenie z filmu. -DLACZEGOO?!
-Nie pamiętam żebym się na coś zgadzała. Urwał mi się film. Sorry.
-Ale...To nie fair! -odparł ze łzami w oczach po czym usiadł w kącie twarzą do ściany.
-Grimm..?
-Obrażam się na ciebie! -odparł płaczliwie.
-Nie martw się. Pożyczę ci swój karnet do domu publicznego ze 100%-ową zniżką. -powiedział Landryn klepiąc go po plecach.
-Nie chcę. Odejdź. Nie lubię cię, jesteś pała...i śmierdzisz chujem! -powiedział jęcząco, jakby z pretensją.
-Masz pecha. -skomentował Ulqu.
-Może potrzebujesz jakiegoś magicznego talizmanu! Takiego na szczęście! -rzucił Landryn.-Ja na przykład zawsze mam przy sobie swój szczęśliwy wibrator.
Perwers wyjął zza pazuchy plastikowe, różowe urządzenie.
-I pomaga?
-A ja noszę swojego szczęśliwego ziemniaka w kieszeni. -rzekł jednooki zjeb po czym wyjął ze spodni dużego kartofla.
-Woow. Też chciałbym mieć takiego ziemniaka. -stwierdził Grimm.
-Grimmjow. Prawda jest taka że nie pomoże ci żaden ziemniak ani żaden wibrator. -wstał i podszedł do okna. -W dzisiejszych czasach żeby znaleźć dziewczynę musisz być przystojny, mądry i mentalnie wykastrowany z jakichkolwiek cech charakterystycznych. Nie przeklinać, nie jeść wieprzowiny...myć się i być abstynentem. -powiedział jednooki.
-...
-Jakieś złe doświadczenia? -spytałam.
-Nie.
-Może po tym jak dostał kopa w jajca od Sung-Sun za końskie zaloty. -odezwał się Szayel. -Ostatnio.
-Skąd ty o tym wiesz?! -jednooki poczerwieniał i zerwał się na równe nogi.
-Ja wiem wszystko o wszystkich. Poczynając od rozmiaru stanika Harribel, przez dni w które miesiączkuje Megu do ilości papieru toaletowego jaką zużywa codziennie Aizen. -rzekł przemądrzałym tonem.
-Eemmm...ta, to wcale nie jest dziwne.
-Wiem na przykład że Ulquiorra śpi na golasa z misiem. I widziałem co on z nim robi. Muszę przyznać że to było nawet za mocne na strony porno.
-Oż tyy... -odezwał się jak zwykle bez emocjonalnie Ulqu. -Skąd wiesz o Ludwiczku? I tak nie zrozumiesz naszej miłości!
Chyba nie muszę mówić że ogarnął nas totalny zonk.
-Albo to że Grimmjow boi sie potwora spod łóżka. A tak naprawdę pod łóżkiem nie ma żadnego potwora. To tylko odgłosy jakie wydaje Ulquiorra gwałcąc misia.
-...
-Poza tym myślisz że moczysz się w łózko przez sen, a tak naprawdę to Megu w nocy jak lunatykuje myli twój pokój z kiblem.
-Czekaj...co?!
-Serio? Ja pierdolę.
-A ty Megu...
-Nawet nie kończ!
-Widziałem cię pod prysznicem. Wiem jak wyglądasz nago. -uśmiechnął się perwersyjnie.
-Ty jebany perwersie!
Rzuciłam w niego krzesłem, potem mikrofalówką, czajnikiem elektrycznym, kubkiem Nnoitry z Jonas Brothers i rozgrzanym żelazkiem (nie wiem skąd tam się wzięło no ale ok). Udało mi się go trafić w łeb patelnią.
-Ałć! Weź noo, bo będę musiał potem za to wszystko płacić!
Nagle dostał w ryj butem Grimmjowa.
-Ała!
-Łombo kombo!
-Dobra, przestańcie! -powiedział zasłaniając się rękami.
-Szayel...skąd ty to wszystko o nas wiesz? -spytał Ulqu zdziwiony.
-Mam kamery u was w pokojach. -powiedział z uśmiechem przychlast. -I w całym Las Noches.
-Oż ty kurwa. -podsumował jednooki.
Ni stąd ni zowąd różowy złapał się za brzuch po czym padł na kolana, a potem zaczął tarzać się i walać po podłodze wydając z siebie jakieś nieartykułowanle jęki niczym konające w bólach zwierze.
-Szayel? Co ty...?
-Koledzy...zaraz chyba stanie się coś złego...
-Co ty pierdolisz?
-O kurwa jak boli! Zaraz umrę!
-Co się dzieje?!
-Adios companieros! Miło było was poznać. -powiedział ze smutnym uśmiechem jakby na serio były to ostatnie chwile jego życia. -Uciekajcie stąd.
Nagle zasadził takiego pierda że odrzuciło nas w tył. Pierd był tak głośny że nas głuszyło i przez kilkanaście sekund słyszeliśmy jedynie pisk w uszach. Ziemia się zatrzęsła, szyby w naszych oknach poszły się jebać, a we wszystkich samochodach w okolicy włączyły się alarmy. Pomieszczenie wypełnił zielonkawożółty gaz. Uciekliśmy w pośpiechu przez okno na zewnątrz.
-Kurcze...nie było aż tak źle. -stwierdził Szayel wyglądając po chwili z naszego okna na pierwszym piętrze -Myślałem że będzie gorzej, że rozerwie mi dupę. - uśmiechnął się po czym zeskoczył na dół i spojrzał po nas.
Grimmjow zanosił się kaszlem nie mogąc złapać oddechu. Nnoitra zaczął rzygać gdzieś pod ścianą, a ja panikowałam czując jak się duszę i jakaś żrąca substancja wypala mi gardło.
-No co wy... -rzekł nadal głupio się uśmiechając. -Nie przesadzajcie.