piątek, 29 grudnia 2017

10.Meeerry Christmas!

Ze względu na zbliżające się święta od rana pozostawałam wciąż w nieznanym mi dotąd stanie pozytywnego nastawienia. Chwilowo mój horyzont czasowy sięgał 24 grudnia. Jak nigdy ogarnął mnie jakiś dziwny świąteczny nastrój. Razem z Szayelem i Ulquiorrą od rana przygotowywaliśmy świąteczne ozdoby.
-Magia świąt kurwa! Będzie fajnie...kurwa! -do sali wszedł Nnoitra ciągnąc za sobą 5-metrowe drzewko świąteczne. -Nienawidzę świąt!
-Eee tamm! Bedzie git. Na Wigilię ryba bedzie karpiu siemasz! -do pomieszczenia wtoczył się Grimm w czapce świętego Mikołaja, z flaszką i na wpół żywym karpiem w garści. -Byyłem we sklepie!
-To się wciąż rusza.-zwrócił uwagę Starrk który siedział właśnie przy stole i popijał wódkę z Aaroniero i staruchem Baragganem.
-Boże, Grimmjow... -chciałam coś powiedzieć, ale nie mogąc znaleźć odpowiednich słów dla jego głupoty po prostu strzeliłem facepalma. Głośny odgłos plaśnięcia rozległ się po całej sali, odbijając się echem od białych ścian Las Noches.
-A ja to nie mogę się doczekać kiedy po raz 468-my obejrzę Kevina samego w domu. -odrzekł Landryn.
-A mi to zawsze podobały się te świąteczne reklamy puszczane na Polsacie. -stwierdził słoik.
-Aa ja mam coź dla ciebie! -powiedział niebieski po czym wręczył mi bukiet jakichś połamanych badyli które kiedyś prawdopodobnie były kwiatami.
-Jak romantycznie! -skomentował przychlast.
-Psu z gardła to wyciągnąłeś? -zapytał Nnoitra z szyderczym uśmiechem na ryju.
-Nie! Twwwojej kurwaa starej.
Nagle Grimm dostał w łeb z rozpędzonej choinki i przypierdolił czołem w ścianę.
-Pierdol sie. -powiedział jednooki po czym spojrzał na Szayela który kleił świąteczny sznur z chuj wie czego. -A ty kurwa nie mogłeś ładniejszych tych ozdób wymyślić?
-Wybacz...ale zaopatrzony jestem jedynie w klej, marker, nożyczki, kondomy Durex truskawkowe i papier toaletowy trójwarstwowy nieużywany, które służą mi do ciężkiej i żmudnej pracy.
Podszedł do nas Ulquiorra z kartonem różowego papieru toaletowego wesoło nucąc kolędy pod nosem i umieścił karton na stole.
-Ulquiorra czuje ducha świąt. Nie to co ty. -powiedział przychlast.
-No jasne. Niedługo przyjdzie Mikołaj...i da nam prezenty. W tym roku mam nadzieję że dostanę swój wymarzony prezent. Napisałem list do Mikołaja już w październiku. -odrzekł emos.
-O nie! Jaaa nie napisałem listu! Zaaapomniałem! Muusze teraz! -krzyknął Grimmjow łapiąc się za głowę po czym wstał i wybiegł z pomieszczenia.
-Boże... co za spierdoliny -wymamrotałam z politowaniem. -Ale wiecie że Mikołaj nie istnieje, nie? 
-Jaaak to?! To khto nam niby coo roku zostawfia pod choinką prezennty, eee?! -odezwał się ten staruch Baraggan.
-Nosz kurwa. Serio...? Aizen! Aizen co roku zostawia nam te beznadziejne prezenty i co roku przebiera się za tego starego, siwego pedofila w czerwonym kombinezonie!
-Nie psuj dzieciom zabawy. -szepnął do mnie różowy, zasłaniając mi usta swoją brudną łapą.
-Zabieraj tą łapę! -krzyknęłam z podirytowaniem, odkrywając ją od mojej twarzy. -Jakim kurwa dzieciom?! Ten przychlast tutaj ma już chyba z 1500 lat -wskazałam na Ulka- a ten pomarszczony dziad to kurna Mojżeszowi wisi piątaka, a za młodu z dinozaurami grał chyba kurwa w klasy!
Ogólnie chciałam żeby te święta wyszły normalnie. Ostatnio przez przypadek podpaliliśmy choinkę i spaliliśmy pół Las Noches przez co spędziliśmy wigilię śpiewając kolędy pod Lidlem i popijając wiśniówkę za 5 zeta z promocji. A pizgało niemiłosiernie, jebało śniegiem i ogólnie śmierdziało chujem...znaczy się impra była chujowa. W sumie to nie przypominam sobie kiedy ostatnio nasze święta były normalne. O ile nie mam jakiejś nierozpoznanej dotąd demencji.
Teraz oczekiwałam świąt z niecierpliwością i podekscytowaniem popartym obawą, ale i cichą, nieśmiałą nadzieją że tym razem niczego nie spierdolimy.

-No i zajebiście. -powiedział Szayel przyglądając się z dumą ubranej już choince.
-Em...Nie mamy czuba.
-Przynajmniej mamy lampki. -powiedział nietoper.
-Mam pomysł! -perwers wyjął z kieszeni różowy wibrator i przywiązał go do czubka choinki. -Voila!
-Szayel...a czy to nie jest twój szczęśliwy wibrator? -spytał Ulek.
-Ta. Ale już go nie potrzebuję, mam nowy. -Spojrzał na mnie szczerząc zęby. -Megu chcesz go ze mną wypróbować?
-A żeby ci karp chuja odjebał ty zboczeńcu!
-Obrażasz mnie?! Znowu?!
-Nie kurwa składam ci życzenia świąteczne!
-Ja tu z dobrocią serca do ciebie a ty jak mi się odwdzięczasz, co?!
-Dobra, weźcie się kurwa zamknijcie! Czacha mi pęka od tych waszych pisków! -odezwał się Nnoitra. -Tego się nie da słuchać!
-Nie wtrącaj się ty jebany karaluchu z reaktora z Czarnobyla bo zrobię ci z ryja Pearl Harbor odpadzie komunalny!!!
-CooooOoo?!
-Mooości kurwa panoowie! Bo jaak topornę pierdolkiem to się lew pokreje! -odezwał się staruch wymachując pustą butelką.
-Czy ja ci ty kurwa stary spróchniały pierdzielu wyglądam kurwa na faceta?! ...A ta choinka jest chujowa jak morda Nnoitry! I nie ma nawet bombek!
-Chchuj bombki strzelił, choinki nie bedzie! -krzyknął staruch po czym wjechał z buta w drzewko świąteczne. Jako że zaczął wszystkich wkurwiać postanowiliśmy go związać i wyrzucić przez okno.
-Eh. Nic dzisiaj nie robimy tylko się kłócimy. -zwrócił uwagę Szayel.
-To ja może opowiem historię na rozluźnienie! -rzekł jednooki zjeb po czym wyjął z kieszeni starego kartofla.
-A ty nadal to nosisz?
-Ten ziemniak był w mojej rodzinie odkąd mój pra pra dziadek przeprowadził się z Uzbekistanu do Ameryki Północnej i założył tam plantację.
-O nie...znów zacznie opowiadać historię swojego rodu! -powiedział Ulqu jakby przestraszony po czym schował się pod stołem.
-Wszystko zaczęło się w 1880-tym kiedy mój pra pra dziadek Eustachy Wazyl Mahmud

Abraham Gilga kupił na targu tego oto ziemniaka...bla bla bla, blablabla...

10 minut później
-...a potem ukradł worek cebuli oraz świniaka, ogolił go, uszył sobie z jego włosów skarpety po czym używając desek ze starego wychodka, trawy oraz zużytej bielizny ciotki Gertrudy zbudował tratwę którą przepłynął Ocean Spokojny żywiąc się jedynie tym co wygrzebał z między palców u stóp oraz tym co znalazł po drodze. Gdy dotarł już na brzeg kontynentu zwanego Ameryką zasadził tam tego oto kartofla. I było to w dzień Bożego Narodzenia.
-Ta historia jest bez sensu. -stwierdził Ulqu.
-I czemu nie mógł żywić się tą cebulą... skoro już ją miał? -zapytał Landryn nieco skonfundowany.
-A próbowałeś kiedyś zjeść samą cebulę?! Geniuszu?! Nie da się! Można się porzygać!
-Eem...To po co mu była ta cebula?
-To proste. Wysmarował sobie nią genitalia żeby odstraszać rekiny.
O_O
-No co? Niby taki mądry jesteś, a nie wiesz że rekiny nie lubią cebuli?
-...
-Wstyd.
-To wszystko jest bez sensu i w chuj totalnie z dupy. Pomijając to...Skąd wiesz że to był akurat ten ziemniak? -zapytał Coyote. -Poza tym on już by się dawno rozłożył z 500 razy! To jakiś absurd.
Nnoitra nic nie mówiąc, z nostalgią patrzył na wyschnięte warzywo.
-W ogóle wtf z tą historią?! -spytałam.
-Ja mam lepszą. -powiedział emos po czym zaczął opowiadać. -Pewnej przedświątecznej niedzieli jako ministrant służyłem na mszy mojego ojca. I podczas komunii świętej  objawił mi się jakiś facet w obrusie z czymś świecącym nad głową wokół którego fruwały małe, tłuste grubasy.
-No co ty?! I co ci powiedział? -spytał z zaciekawieniem Nnoitr.
-No i ja mówię...Kim jesteś, o co kaman, no nie? I on mi coś pierdzieli o zbawieniu, łąkach zielonych i ze jestem jakąś tam owcą i ze mam gdzieś za nim iść. No to ja się pukam w głowę i zastanawiam co on ćpa. No i mówię że nie jestem żadna owca, a rodzice mi mówili żeby nie chodzić z obcymi.
-Wow. No i co dalej?
-No i nic. Zniknął.
-Może ktoś dosypał coś do kadzidła? -zapytałam.
-...Możliwe.
-To teraz ja! -wtrącił Szayel.
-Nie! Twojej historii nie będziemy słuchać! -pierdolnęłam go w łeb pustą butelką po wódce przez co stracił przytomność.
-Szayel! Jak się pisze "zajebisty"?! -spytał Grimm który nagle z pierdolnięciem otworzył drzwi, wparowując do sali. Popatrzył na leżącego przychlasta nic nie mówiąc.
-Dobra. Skoro Szayel coś od siebie dał to ja też. -stwierdził Ulquiorra.
Tak więc na choince zamiast bombek wylądowały takie rzeczy jak żyletki Ulquiorry, kapsle od browarów które kolekcjonował Grimmjow i tłuste włosy z grzebienia Nnoitry.
-A to co to ma być?! Anielski włos...kurwa? -spytałam.
-Sorry nie miałem przy sobie nic lepszego. -stwierdził drapiąc się po głowie.
-Taki z niego anioł jak z Szayela baletnica. -stwierdził Grimm -Na dodatek jest tak paskudny że dupa Ulquiorry to przy nim Anja Rubik. -dodał, przez co spotkał się z chłodnym spojrzeniem Ulqa.
-Zajebie ci w ten kurwa głupi ryj, aż sie porzygasz komunijnym bigosem! -wydarł się Nnoitra.
-Sądzisz że moja dupa może zostać modelką i zrobić karierę? -zapytał Ulqu.
-...
-Ta! Czemu nie!

Następnego dnia ja i reszta teamu siedzieliśmy w labo Szayela. Graliśmy w karty i piliśmy 12-letnią Whisky którą poczęstował nas różowy z okazji świąt. Grimmjow wziął łyka po czym ni stąd ni zowąd wypluł wszystko na emosa.
-Bleeh!...I to ma być alkohol?!
Wywalił szklankę za siebie i wyciągnął z kieszeni 0,5. 
-Nie znasz się na prawdziwych trunkach. Pijesz alkohol przeznaczony dla pospólstwa i marginesu społecznego. -wymądrzył się różowy.
-Sam się margines...kurwa!
No ostatnio Szayelowi coś odwaliło i jak idziemy na piwo albo wódkę to on ma zawszę przy sobie swój alkohol. I to taki nie byle jaki...burżuj jeden.
Wtem do labo wparował przydupas Nnoitry -Tesra.
-W Hueco Mundo pada śnieg!
-Jak to śnieg? Przecież jesteśmy na pustyni. -zwrócił uwagę Ulqu.
-To wyjrzyjcie przez okno i zobaczcie!
Wszyscy momentalnie zlecieliśmy się do okna i wytrzeszczyliśmy gały lampiąc się na rozciągający się po horyzont zimowy krajobraz.
-O kurwa idę po sanki! -stwierdził Gri po czym pobiegł w kierunku swojego pokoju.
Wszyscy odruchowo spojrzeliśmy na Szayela.
-No co? Aizen kazał.
-Patrzcie! To sanie Mikołaja! -wydarł się Ulek wskazując na niezidentyfikowany obiekt zaparkowany przed naszym głównym wejściem.
Chwilę później byliśmy już na dole żeby ów obiekt oblukać z bliska. To co zobaczyliśmy ciężko w sumie nazwać było saniami ponieważ składało się z kilku desek, kibla oraz ławki którą ktoś chyba podpierdolił z jakiegoś kościoła, na dodatek zamiast reniferów zaprzęgnięte były konie z przyczepionymi rogami z jakichś patyków oplątanych taśmą izolacyjną. Całość wykończona była natomiast wesoło mrygającymi kolorowymi lampkami choinkowymi. Normalnie ciężko sobie wyobrazić jaka myśl techniczno-inżynieryjna musiała przyświecać temu komuś kto to skonstruował.
-Boże, co za skończony idiota by się na to nabrał? -spytałam retoryczne.
Aizen umiał załatwić śnieg, ale jakoś o lepsze sanki i prawdziwe renifery to się nie mógł postarać.
-Wow, prawdziwe sanie Mikołaja! -ucieszył się Ulqu.
W tym samym momencie przybył Grimmjow na jednym z "reniferów" potrącając i depcząc Tesrę. Potem spierdolił się z konia bo ten zaczął wierzgać i rzucać dupą na wszystkie strony.
-Pierdolony Rudolf! -krzyknął wyciągając facjatę z zaspy i wymachując pięścią w kierunku uciekającego zwierzęcia.
-Myślicie że działają? -spytał Nnoitra patrząc na sanki, zupełnie ignorując efektowne przybycie jełopa.
-Na pewno. -stwierdził Ulquiorra.
Podeszłam do blondasa i pomogła podnieść mu się z ziemi.
-Nic ci nie jest?
-Nnieee...chyba. -wstał po czym po chwili popatrzył na mnie ze zdziwieniem. -Tyy...chwila...czemu ty mi pomagasz?!
Jak możecie się domyślić, jako że Tesra jest fraccion Nnoitry to z założenia za nim jakoś szczególnie nigdy nie przepadałam.
-Wiem że jesteś przydupasem Nnoitry, trochę frajerem i w ogóle, ale szkoda by było gdybyś obdrapał sobie facjatę bo jesteś całkiem przystojny.
Hehe, tak, twarz ma całkiem, całkiem.
-O kurwa! No nie! Ludzie! Ona chce mi zgwałcić Tesrę! -obruszył się zjeb, na co chłopak spojrzał na mnie krzywo.
-Ejjj! Ty chodzisz ze mną! -zbulwersował się Grimm. -Nie pozwalam ci gwałcić innych facetów!...I to jeszcze przede mną!
-Chodzę z Tobą bo mnie do tego zmusiłeś! A nikt nie lubi być zmuszany, wiesz?!
-Megu, zdecydowałabyś się. Raz podoba ci się Grimmjow, raz Ulquiorra...raz ja...a teraz Tesra. -odezwał się Landryn.
-Szayel ty kurwa coś brałeś? Nie przypominam sobie jakoś żebyś mi się kiedykolwiek podobał.
-Ja ci się podobam? -spytał nieco zdziwiony nietoper. -To możesz chodzić ze mną, a nie z Grimmjowem. A nie...chwila. Ja już jestem w związku.
Spojrzałam na blondasa z szerokim uśmiechem.
-To może się umówimy?
-Yyy, eee niee...sorry, nie obraź się, ale nie chcę zostać zabity przez Grimmjowa...czy coś...
Odwróciłam się w stronę niebieskiego. Patrzył z wrogością na Tesrę i zgrzytał ze złości zębami.
-Eee tam...no weź! Jak cię zabije to cię wskrzeszę!
-N...nie.
-Czeeemu?!
Podeszłam do niego bliżej i zaczęłam wpatrywać  mu się w twarz. Chłopak w reakcji zrobił trzy kroki w tył. Znowu podeszłam do niego, ale potem zaczął już przede mną uciekać więc goniłam go w kółko aż się zmęczyłam i padłam na ryj.
-Wróćmy do kwestii sanek. -powiedział Ulqu.
-Szayel sprawdź czy to coś lata! -rozkazał mu Nnoitr po czym zasadził różowemu kopa na rozpęd.
-A dlaczego ja? -zapytał kiedy w efekcie zatrzymał się tuż przed saniami. -Nie mam prawa jazdy na taki środek transportu. Nie umiem tym jeździć.
-Nikt z nas nie umie, ale to ty jesteś tu mózgowcem więc może rozgryziesz jak to działa. Poza tym mi się nie chce, Grimmjow to idiota, Ulquiorra nie umie jeździć nawet na hulajnodze, a Megu jest babą więc ma to już uwarunkowane genetycznie.
-Spierdalaj!
Szayel dosiadł klopa, a my zasiedliśmy za nim na ławce. Było trochę ciasno jak dla 5-ciu osób, ale jakoś dało radę. Chuj że moja lewa noga leżała na Ulquiorze, głowa znajdowała się pod pachą Nnoitry, a na kolanach siedział mi Grimmjow.
-Czy wszyscy siedzą już wygodnie? -zapytał Landryn.
Gri uśmiechając się szeroko pokazał mu ok.
-No to startujemy.
Co dziwniejsze sanki działały. Tylko że chwilę później rozbiliśmy się na ścianie Las Noches i było po zabawie. W sumie to nie wiem jakim cudem to latało. Nie pytajcie mnie, tu wszystko jest możliwe.

Wraz z pierwszą gwiazdką, całą Espada i ja zasiedliśmy przy wigilijnym stole w naszej sali zebrań. Czekaliśmy na Aizena który spóźniał się od jakichś 30 minut. Aaroniero pierdzielił coś do Yammyego o żarciu, Nnoitra grał z Ulquiorrą w kółko i krzyżyk, a Szayel próbował wytłumaczyć Grimmjowowi dlaczego 2+2 nie równa się 12. Ze znudzenia wystukiwałam swoje ulubione piosenki uderzając palcami o stół i myślałam o tym jak wykręcić się z chodzenia z Grimmjowem. Nie zrozumcie mnie źle...lubię Grimmjowa, szczerze to nawet mi się podoba, ale on nie jest kimś kto nadaje się do bycia w związku. Poza tym od dawna byliśmy kumplami i jakoś na razie nie potrafię sobie wyobrazić jakbym miała nagle zacząć traktować go jak swojego chłopaka. Nie wiem...może to ze mną jest coś nie tak. Jeszcze nigdy w życiu się nie zakochałam. Wszystko do tej pory to były po prostu zwykłe zauroczenia.
-Nosz kurna! Niech ten cwel już się zjawi!
-Pierogi stygnął. -powiedział słoik.
-Chuj w te twoje pierogi! Muszę poderwać sobie chłopaka!
Niestety fraccion świętowali gdzieś w innej sali.
-To ty nie chodzisz z Grimmjowem? -spytał zdziwiony Aaroniero, a Gri wbił we mnie wzrok.
-Eee...noo taaa...hehe. Z Grimmjowem...
Uśmiechnęłam się i zrobiłam poker fejsa dla niepoznaki. Wtem do sali wlazł siwy dziad w czerwonym ubraniu i z workiem prezentów.
-Hoł, hoł, hoł! Kto był grzeczny w tym roku?!
Był to oczywiście Aizen.
-Mikołaj! -uradował się emos.
No jak to wygląda no... Dom wariatów! Stado debili wierzących w Mikołaja i odpierdalanie jakiejś szopki. Tylko ja, Harribel, Szayel i Nnoitra nie wierząc w teorię o Świętym spojrzeliśmy wymownie po sobie. Aizen usiadł na swoim miejscu i poklepał się po kolanie.
-To kto chce jako pierwszy pogadać z Mikołajem i powiedzieć mu co chciałby na święta?!
-Ja! Ja! -wychylał się Emos.
-Dobrze chłopcze w czarnym makijażu, podejdź tu i usiądź mi na kolanach!
Ulqu zrobił tak jak Aizen mu kazał i po chwili znalazł się w wyznaczonym miejscu.
-To co byś chciał dostać od Mikołaja?
Nietoper szepnął mu coś na ucho po czym Aiz wyciągnął z worka duże kolorowe pudło. Ulqu otworzył je i wyciągnął dużą maskotkę w kształcie różowego jednorożca.
-Dokładnie taki o jakiego prosiłem w liście! Dziękuję Mikołaju!
-O rzesz kurwa. -powiedziałam cicho pod nosem.
Ulek radośnie usiadł na swoim miejscu.
-Kto następny?
Potem prezenty dostała reszta Espady. Szayel dostał jakieś gadżety erotyczne z Chin czy chuj wie skąd one tam miały być, Grimmjow butelkę wódki i plazmowy telewizor, a Nnoitra płytę Tokyo Hotel i figurkę Lorda Vadera z Gwiezdnych Wojen. Ja dostałam za to karton soku pomarańczowego z Carrefoura. Ponoć sama byłam sobie winna bo nie napisałam listu... jak stwierdził Grimm. A chuj by w to bo potem Szayel dał mi w prezencie wielkie pudło czekolady. Szczerze to się nie spodziewałam i byłam miło zaskoczona więc chyba będę musiała mu się jakoś odwdzięczyć.
Po tym jak "Mikołaj" sobie poszedł zjawił się Aizen. Wigilia była w miarę, było dużo żarcia, ale później Szayel zaczął śpiewać kolędy przez co dostał od Grimmjowa talerzem w ryj i wywiązała się mała bitwa na jedzenie. Aizen się zdenerwował i po tym jak musieliśmy wszystko posprzątać, wyprosił nas do swoich pokoi. Resztę wieczoru spędziłam molestując Tesrę i wesoło biegając za nim po Las Noches oraz uciekając przed wkurzonym Grimmjowem.

09.HOLLOWeen

Spałam sobie w najlepsze kiedy nagle obudziło mnie głośne stukanie do drzwi.
-Czego kurrrwa?!
Wstałam, otworzyłam je i popatrzyłam swoimi podpuchniętymi, zaspanymi oczami na chuja który raczył mnie obudzić.
-Cukierek albo psikus!
Był to Szayel. Trzymał przed sobą pomarańczowy kubełek w kształcie uśmiechniętej dyni i szczerzył się do mnie głupkowato.
-Jak ci jebne to smak stracisz pojebańcu zasrany! -krzyknęłam wygrażając mu pięścią.
Obudził mnie...a mnie się tak kurna po prostu nie budzi! Ogarnia mnie wtedy potężny wkurw i gdyby nie to że jest ode mnie silniejszy to skończyłby pewnie ze skręconym karkiem, przegryzioną tętnicą i wyrwanym kutasem którym następnie osobiście nakarmiłabym złote rybki w akwarium Aizena.
Oblukałam różowego nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Kiedy mój mózg w końcu w pełni się obudził skapnęłam się co dzisiaj właściwie jest za magiczny dzień.
-No ta, dzisiaj Halloween. Ale chyba nie jest jeszcze wieczór...
Nagle dostałam w łeb drugim takim samym kubełkiem który wyleciał nagle gdzieś zza pleców różowego.
-Ałć!
Pierdolnęło mnie tak że aż zatoczyłam się do tyłu.
Z korytarza wybiegł Nnoitra.
-Huehuehue!
-Nnoitra... ty się bawisz w takie rzeczy? -spytałam masując się po czole.
-Nie. Po prostu chciałem cię tym jebnąć.
-Kurwa...
-Co tak długo spałaś? Wiesz że jest już po 12?! -zza rogu wyłonił się Grimmjow szamiący jakieś dziwne kolorowe grzybki.
-Serio?
-Nooo.
Coś mi się trochę zaspało.
Zaraz za Grimmjowem do pokoju wszedł Ulquiorra.
-Wesołego Halloween. -powiedział tym swoim anemicznym głosem.
-Nie no kurna, jasne! Wszyscy se wchodźcie do mojego pokoju jak gdyby nigdy nic! Bo ja kurwa nie potrzebuje żadnej prywatności! Nie żebym kurna stała tutaj przed wszystkimi w samej bieliźnie.
Mieszkając w Las Noches możecie zapomnieć o tym że w ogóle istnieje tutaj coś takiego jak prywatność.
-Placka z dyni? -Emos trzymał w ręku talerz pełen placków i patrzył się na mnie. -Są naprawdę dobre.
-Ulqu postanowił od dzisiaj rozwijać swoje zdolności kulinarne. -wyjaśnił Szayel.
-Em, no dobra. -wzięłam od niego talerz. -Dzięki.
Grimm podszedł do mnie i wytrącił mi go z rąk. Talerz z hukiem roztrzaskał się o podłogę.
-Wut?!
Czasem naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć jego reakcji.
-Nie ma na to teraz czasu! Musimy zrobić zakupy na impre! Aizen kazał. Szybko, ubieraj się! Zaraz wychodzimy! -krzyczał po czym podbiegł do mojej szafy i w pośpiechu zaczął wywalać z niej całą jej zawartość.
-A no ta. -przytaknął Noitr. -Po to po ciebie przyszliśmy.
-Sklep, ja i banda debili z espady. No super. To nigdy nie kończy się dobrze.

Tak więc jakieś 30 minut później znaleźliśmy się przed naszym ulubionym sklepem zwanym Biedronką.
-Weźmy wózek. -zaproponował Landryn i włożył do niego monetę. Zaraz potem do naszego wózka wpakował się idiota Grimmjow.
-A ty kurna co? -zapytałam.
-Sorry, ale nie nauczyłem się jeszcze chodzić po falującym betonie upierdolonym w pstrokate, rozbłyskujące kolorami tęczy kamyczki.
-...
-Jak będę umiał to dam ci znać.
-Dobra cwele, idziemy! -ponaglał nas jednooki.

-Właśnie! Muszę wam opowiedzieć jaką przygodę miałem dzisiaj rano! -powiedział Grimm kiedy przechodziliśmy przez alejkę z alkoholami. -Siedziałem se na kiblu i srałem...
-No, zajebiście. -skomentował Nnoitra.
-Ale to nie koniec! Słuchaj dalej! No więc sram sobie i sram, a tu nagle czuję jak mnie coś ciągnie za dupe! I wpadłem w taki duży, biały, świecący wir i potem znalazłem sie w łazience Ulquiorry.
-...
-To przez te kolorowe grzyby?
-Raczej nie.
-Grimmjow nie ćpaj. -poradziłam jełopowi.
-Ale to prawda!
-Jasne.
-Ekhemmm! -odkaszlną Szayel. -Możliwe że to była prawda.
-Jak to?
-Bo wiecie...Jest taki pewien tajny sposób podróżowania po Las Noches który kiedyś sam osobiście opracowałem.
-Em...chwila...Chcesz powiedzieć że po LS można podróżować kanalizacją? -zapytałam z niedowierzaniem, badając wzrokiem przychlasta.
-Pojebane.
-Ty no, my serio mamy takie coś? -spytał z zaciekawieniem szósty.
-Tak, ale nikomu o tym nie powiedziałem...Ale normalnie to siadasz na kiblu i naciskasz spluczkę...
Wtem Szayel poślizgnął się na jakiejś niezidentyfikowanej brązowej mazi i jebnął na podłogę.
-O w pytę jednorożca jasny chuj!
-Huehuehue! -zaśmiał się niebieski jełop.
-Moja zajebista dupa! Umazałem się tym czymś? -spytał wstając z podłogi i wskazując na miejsce na tyłku gdzie widniała duża brązowa plama.
-Masz gówno na spodniach. -odpowiedział Grimmjow.
-Gówno??!
-Tak.
-To jest GÓWNO??!
-No mówię że tak! Wiem co widzę. Gówno wygląda jak gówno nawet w kalejdoskopie.
Ciekawe.
-Kurza stopa! -krzyknął wkurzony różowy. -Muszę do łazienki.
-Znowu? -spytał Ulqu. -Byłeś przed wyjściem.
-Ty cały czas tylko do tego kibla. -zwrócił uwagę niebieski.
-Nic nie poradzę. Cierpię na samorzutne oddawanie moczu i kału...
-Ha! Pojebaniec zasraniec! -skomentował Grimm.
-...Ale to nie o to teraz chodzi. Muszę ogarnąć tą plamę na dupie.
-I tak jesteś zjebany.
-A dostałeś kiedyś w czoło mokrym, stojącym kutasem cięciami po przekątnej?! -powiedział perwers po czym z groźną miną rozpiął rozporek.
-Spierdalaj! Nawet mnie tym nie tykaj ty scwelony, brzydki mongole z dwiema głowami!
-Grimm, a skąd ty wytrzasnąłeś te grzybki? -zapytałam.
-Aaa rosły sobie na takiej górce za Las Noches.
-Grzyby na pustyni...? -zdziwił się piąty. -Czy to na pewno bezpieczne?
Gri tylko wzruszył ramionami.
-Twoje indokryzmy wobec mej aparycji są wręcz efemeryczne!
Niebieski patrzył tępo na przychlasta drapiąc się po pustej głowie.
-Eeeee...
-Dobra, chyba nie jesteśmy tu aby dyskutować o wyglądzie Szayela Aporro Granza. Róbmy te zakupy i spadajmy stąd. -powiedział Nnoitra.
-No, bo zaraz ktoś znowu wystraszy się Ulquiorry i zacznie ganiać za nim z krzyżem.-rzuciłam.
-Noo, a ja dzisiaj jeszcze chciałbym pograć. Jest event w Metinie. -odrzekł jednooki.
Ruszyliśmy dalej.
-Chwila. Grimmjow się nam zawiesił. -zwrócił uwagę Ulqu.
Grimm zamarł w miejscu i za żadne Chiny nie chciał się ruszyć.
-No i pięknie! Zestunowałeś go. -skomentował Nnoitra.
-Tak to jest jak ktoś ma IQ poniżej zera. -powiedział Szayel z obrażoną minął.
-Trzeba będzie go nieść. -stwierdził nietoper ciężko wzdychając.

Kiedy Grimmjow w końcu się ocknął i kupiliśmy wszystko co było na liście, wyszliśmy z Biedronki. Niespodziewanie zaskoczył nas tam widok 5-ciu radiowozów policyjnych, 3-ech helikopterów, czołgu i mierzących do nas z broni policjantów.
-Ręce do góry! Nie ruszać się!
-Co tu się odwala?! -spytałam. -Ktoś z was wie o co kaman?!
-O kurwa. -odezwał się Szayel.
-Młoda damo w różowych włosach! Podejdź powoli w naszą stronę z rękami uniesionymi w górze!
-Szayel! Co ty odwaliłeś?!
-Pierdolone psy. -mruknął pod nosem Grimmjow. -HWDP 100%!!!
-Spierdalamy. -walnął nagle różowy perwers.
-Jak to?
-No normalnie.
Szayel dał w długą, a my ruszyliśmy za nim. Policjanci zaczęli do nas strzelać i nas gonić. Schowaliśmy się za budynkiem i szybko uciekliśmy przez gargantę do HM.
-To co żeś odpierdolił? -zapytałam po raz drugi kiedy już się tam znaleźliśmy.
-...Zwinąłem naklejki ze świerzaków. Jak nikt nie patrzył.
-...
-Serio kurwa?! Seriooo?! -krzyczał Nnoitra niedowierzając.
-No.
-Ale kurwa...po chuj?! I po chuj był im w takim razie czołg...i helikoptery?!
-Ukradłem ich całą rolkę. Ty wiesz ile to jest warte?!
-Ja pierdolę.
-Ludzie. Szczać mi się chce. -oznajmił Sexta. -Chodźmy już do Las Noches.
Przez pośpiech Szayel zamiast do LS wyprowadził nas na pustynię.
-No to szczyj! Przecież Hueco Mondo to jak dla ciebie jedna wielka kuweta. -stwierdził Nnoitra.
-Aaa no ta.
Grimm z szerokim uśmiechem wyciągnął fujarę i zaczął lać.
-Huehuehue hue.
-Nosz kurwa! A nie mogłeś odejść gdzieś dalej czy coś?! -zwróciłam mu uwagę.
-Leję tęczą! Hueh!
-Naszczałeś mi na buta!!! -wrzasnął nagle histerycznie jednooki wymachując nogą.

Wieczorem zaczęła się impreza. Przebrałam się w swój kostium i poszłam do sali. Pomieszczenie przyozdobione było świecznikami z dyń i kolorowymi nietoperzami wyciętymi z papieru. Na ziemi rozsypane było konfetti, a wokół błyskały dyskotekowe światła. Przy jednej ze ścian znajdowała się niewielką scena, a pod pozostałymi stały piramidy ułożone z butelek napojów alkoholowych. Na stołach zlokalizowanych na środku pomieszczenia piętrzyły się góry żarcia. W tle jak zwykle leciało jakieś popieprzone discopolo i były to ulubione przeboje znanego wszystkim pewnego różowego transwestyty. Ogólnie można rozróżnić trzy gatunki tej muzyki: biesiadny, dancowy i muzyka którą ma Szayel.
-O, czarownica!
Pierwszym który zobaczył mój strój był Nnoitra przebrany za Snape'a z Harrego Pottera.
-Nie musiałaś się przebierać wiesz? I tak wyglądasz jak wiedźma. -powiedział złośliwie.
-A ty nadal czekasz na list z Hogwartu?
Chciałam rzucić jeszcze na odchodne jakimś magicznym zaklęciem w stylu "niech ci ten brzydki ryj uschnie ty zawszony cepie", ale akurat w tym momencie podszedł do nas Szayel przebrany za różową wróżkę.
-Hej Megu, masz może papier toaletowy? -spytał trącając mnie łokciem i robiąc dziwne miny.
-Niee...a bo co?
-Bo wyglądasz tak ładnie że aż zesrałem się na twój widok.
-Jeżeli to miał być komplement to wcale tak nie brzmiał.
A potem Ulquiorra w stroju Batmana i Gimmjow w przebraniu kota w butach z butelką truskawkowego szampana.
-Wiiidzicie to?! Truskafffka kurwa! Kto to kupił?! Nienawidzę truskawek! -powiedział z pretensją po czym rozjebał butelkę o głowę pierwszego lepszego arrancara.
Swoją drogą to ciekawe czemu. Myślę że to jakaś trauma.
-Jeszcze impreza się nie rozkręciła, a ty już najebany? -spytał całkiem retorycznie jednooki.
-Serio Grimmjow. Ogarnął byś się trochę z tym chlaniem. -powiedziałam.
-Nnic niee poradzee! Byyyłemm na terapii, uczyłem sie indyjskich tradycji, meeedytowałem, ćwiczyłem joge...próbowfaałem pić herbate Lipton... i zedecydowałem że nadal bede chlać wóde!
-Wyszszam ci krefff! -ktoś jakimś sepleniącym głosem wyszeptał mi do ucha. Odwróciłam się. Stał tam Hrabia Drakula... znaczy się Aizen przebrany za wampira. -Szema czepy! -powiedział opluwając nas śliną i resztkami jakiegoś żarcia po czym wyciągnął sztuczne kły z gęby. -Jak się wam podoba? Jest super nie?
-Jaaa to idę po jaakiegoś jabola. Czszekajcie no! -rzekł Grimm po czym odwracając się na pięcie jebną na podłogę przy okazji rozpierdalając krzesło.
-O kurwa! Aaale urwałem! -sparafrazował niebieski próbując się podnieść.
-To ty może się napij coli albo soku pomarańczowego. -powiedziałam.
-Aani pepsiii ani cola nie zastąąpi ci jabola! Hyk! Jaabolszejk kurfa jebłem n klate pierdole nie chodze...! Jeeeebany beton skurweesyn pierdolony!
-Twój bełkot jest bardzo wymowny.
-Szszczam na to, sssram, pierdze, rzygam i pluję i charcham. Kurwazajebanajegomać!
Wtem na scenę wszedł murzyn Tosen w spódniczce z trawy i chwycił za mikrofon.
-Khym, Krym! Ogłaszamy konkurs na wiersz Halloweenowy. Zwycięzca który przez następne 30 sekund wymyśli najlepszy wiersz dostanie ten oto medal i roczny zapas żelu do włosów firmy "Aizen-sama".
Pewnie wam nie wspominałam...Kiedyś Aizen chciał stworzyć swoją własną linię kosmetyków do pielęgnacji włosów, ale skończyło się na tym żelu. Nikt go nie chciał jednak kupować bo wywoływał wysypkę, a włosy jebały na kilometr jakimś małpim odchodem. Aizen nie miał co z nim zrobić więc często wciska nam go jako nagrody i prezenty na święta.
-A więc, kto jako pierwszy zaprezentuje nam swój wiersz?
Nikt się nie odzywał. Nikt prócz Grimmjowa.
-Jaa! Ja! Wybieszsz mie! Mie wybierz! -darł się z tłumu, wymachując ręką.
-Dobra Grimmjow. Chodź.
Jełop z bananem na ryju wlazł na scenę, a murzyn wręczył mu mikrofon.
-No. No to pooowiem wiersz!
-Śmiało, śmiało.
Grimm nabrał powietrza w płuca.
-Duchy, zjawy i hollowy, nieee są jakieś tam mondzioły, jeśśli nie chcesz sie ichch bać, musiż im jabola dać! ...Sialalala lala la, w dupe w pizdu kurwa mać!
Wszyscy zebrani patrzyli w milczeniu na niebieskiego idiotę.
-Taaak...brawo Grimmjow. Myślę że wszyscy doceniamy twoje...oryginalne podejście do tematu. Kto następny?
Niestety nikt prócz niebieskiego się nie zgłosił więc Gri zgarnął nagrodę.
-Huehuehue!
-Jesteś umazany na ryju. -zwrócił mu uwagę Ulek.
-A gdzie masz swój medal? -zapytałam.
-Zzzjadłem! Huehue. Był ze czekolady.
Chociaż on miał ubaw.

Gdy wszyscy zdążyli się już najebać, a połowa osób leżała porozwalana po podłodze stało się coś w chuj niespodziewanego. Nagle przez ścianę wpierdoliły się 4 osoby: Ichigo Kurosaki, Orihime Inoue vel Ruda cycata vel Piczy kłak, Uryu Ishida i niejaki Sado Yasutora.
-Nie no, kurwfa! A drzwiami tooo już nie można? -zbulwersował się Aizen. -Domofon jezt na dole!
-Myjeee zemby kabanosem i popiijam domestosem! -z tłumu wyłonił się Szayel. -Eemm... -Nieco się zdziwił kiedy zobaczył przybyłych gości. -Nie noo...przyszliście popsuć nam imprezę?! Bo my sięę ze wami już wiencyj napewno nie napijemy! -powiedział z fochem.
-Chscecie fffpierdol?! -krzyknął Grimm po czym sięgnął po swój miecz lecz za miast niego wyciągnął plastikowy który był częścią przebrania. -Kurwa!
Podczas gdy Espada napierdalała się z teamem Ichigo impra trwała nadal w najlepsze. Gdy chłopaki byli zajęci walką ja musiałam znowu siedzieć z Aizenem i słuchać jego żalów. Niestety coś mu odjebało. Nagle wstał i klęknął przede mną.
-Megu-san! Jeesteź wspaniałą i mondromm kobietom! Czy była byź skłonna zasiąść na sstałe przy mym boku, na tronie Las Noches jako mmoja królofa?!
Cały ruch w sali nagle ustał. Wszyscy ucichli. Ludzie i arrancarzy przestali się nakurwiać, a muzyka umilkła. Nawet Starrk się obudził, a z dala słychać było jak ktoś zakrztusił się napojem.
-Omg! Łot de fak?! Je jebie.
Totalny szok. Masakra jakaś. O fuj, o ble i w ogóle. Nigdy! Nawet gdybym miała zostać królową świata! Przez głowę przeleciało mi moje przyszłe życie u boku Aizena... m.in. noc poślubna.
-Wyjdź za mie! I zrupmy sobie dzieci! -powiedział po czym ni stąd ni zowąd zaczął się obnażać.
-O kurwa! Sry cię bardzo, ale ni chuja! Niech ktoś mnie uratuje!
Miałam pewien pomysł, ale był dość ryzykowny. Dość, w chuj ryzykowny i mogłam narazić się na ośmieszenie. Ale co mogłoby być w sumie gorszego niż perspektywa bycia żoną Aizena lub narażenia się mu zwyczajną odmową?
-A chuj!
-A-Aizen-samaaa... ale... ale ja nie mogę...bo... bo...
-Bo?
-Bo ja chodzę z Grimmjowem. O-O
Miałam wrażenie że zrobiło się jeszcze ciszej niż przedtem. Wszyscy wlepili we mnie oczy. Nie wytrzymałam i wybiegłam stamtąd. W obawie że Aizen mógłby za mną pójść zamknęłam się w pokoju i zabarykadowałam drzwi wszystkim co miałam pod ręką. Nagle ktoś zapukał.
-Megu? Jesteś tam? -był to głos Harribel. -Żyjesz?
Szybko odsunęłam meble, wciągnęłam ją do środka i z powrotem zastawiłam drzwi.
-Aizen mnie szuka?!
- Nie... Chciał, ale wzięłam krzesło i perdolłam nim go w łeb. Stracił przytomność. Ale był tak nawalony że pewnie jutro nie będzie nic pamiętał.
-Uff, dzięki.
-Ale ty i Grimmjow... Wy tak na serio ze sobą?
-No jasne że nie!
Wtem ktoś złapał za klamkę.
-Megu! -usłyszałam głos niebeskiego.
-O nie.
Nagle coś jebło, a ściana w moim pokoju się zawaliła. Kiedy kurz opadł naszym oczom ukazała się gęba Grimmjowa Jaegerjaqueza.
-Teeraz się już nie wykrenncisz! Słyyyszałem! I wszyscy słyszeli.
-Grimmjow! Ja tylko powiedziałam tak żeby Aizen się odczepił!
-I chujjj mie to! Jak siee nie sgodzisz zostać mojom dziefczynom to powiem Aizenowi że kłamałaś!
-...Nosz kurwa!