piątek, 29 grudnia 2017

10.Meeerry Christmas!

Ze względu na zbliżające się święta od rana pozostawałam wciąż w nieznanym mi dotąd stanie pozytywnego nastawienia. Chwilowo mój horyzont czasowy sięgał 24 grudnia. Jak nigdy ogarnął mnie jakiś dziwny świąteczny nastrój. Razem z Szayelem i Ulquiorrą od rana przygotowywaliśmy świąteczne ozdoby.
-Magia świąt kurwa! Będzie fajnie...kurwa! -do sali wszedł Nnoitra ciągnąc za sobą 5-metrowe drzewko świąteczne. -Nienawidzę świąt!
-Eee tamm! Bedzie git. Na Wigilię ryba bedzie karpiu siemasz! -do pomieszczenia wtoczył się Grimm w czapce świętego Mikołaja, z flaszką i na wpół żywym karpiem w garści. -Byyłem we sklepie!
-To się wciąż rusza.-zwrócił uwagę Starrk który siedział właśnie przy stole i popijał wódkę z Aaroniero i staruchem Baragganem.
-Boże, Grimmjow... -chciałam coś powiedzieć, ale nie mogąc znaleźć odpowiednich słów dla jego głupoty po prostu strzeliłem facepalma. Głośny odgłos plaśnięcia rozległ się po całej sali, odbijając się echem od białych ścian Las Noches.
-A ja to nie mogę się doczekać kiedy po raz 468-my obejrzę Kevina samego w domu. -odrzekł Landryn.
-A mi to zawsze podobały się te świąteczne reklamy puszczane na Polsacie. -stwierdził słoik.
-Aa ja mam coź dla ciebie! -powiedział niebieski po czym wręczył mi bukiet jakichś połamanych badyli które kiedyś prawdopodobnie były kwiatami.
-Jak romantycznie! -skomentował przychlast.
-Psu z gardła to wyciągnąłeś? -zapytał Nnoitra z szyderczym uśmiechem na ryju.
-Nie! Twwwojej kurwaa starej.
Nagle Grimm dostał w łeb z rozpędzonej choinki i przypierdolił czołem w ścianę.
-Pierdol sie. -powiedział jednooki po czym spojrzał na Szayela który kleił świąteczny sznur z chuj wie czego. -A ty kurwa nie mogłeś ładniejszych tych ozdób wymyślić?
-Wybacz...ale zaopatrzony jestem jedynie w klej, marker, nożyczki, kondomy Durex truskawkowe i papier toaletowy trójwarstwowy nieużywany, które służą mi do ciężkiej i żmudnej pracy.
Podszedł do nas Ulquiorra z kartonem różowego papieru toaletowego wesoło nucąc kolędy pod nosem i umieścił karton na stole.
-Ulquiorra czuje ducha świąt. Nie to co ty. -powiedział przychlast.
-No jasne. Niedługo przyjdzie Mikołaj...i da nam prezenty. W tym roku mam nadzieję że dostanę swój wymarzony prezent. Napisałem list do Mikołaja już w październiku. -odrzekł emos.
-O nie! Jaaa nie napisałem listu! Zaaapomniałem! Muusze teraz! -krzyknął Grimmjow łapiąc się za głowę po czym wstał i wybiegł z pomieszczenia.
-Boże... co za spierdoliny -wymamrotałam z politowaniem. -Ale wiecie że Mikołaj nie istnieje, nie? 
-Jaaak to?! To khto nam niby coo roku zostawfia pod choinką prezennty, eee?! -odezwał się ten staruch Baraggan.
-Nosz kurwa. Serio...? Aizen! Aizen co roku zostawia nam te beznadziejne prezenty i co roku przebiera się za tego starego, siwego pedofila w czerwonym kombinezonie!
-Nie psuj dzieciom zabawy. -szepnął do mnie różowy, zasłaniając mi usta swoją brudną łapą.
-Zabieraj tą łapę! -krzyknęłam z podirytowaniem, odkrywając ją od mojej twarzy. -Jakim kurwa dzieciom?! Ten przychlast tutaj ma już chyba z 1500 lat -wskazałam na Ulka- a ten pomarszczony dziad to kurna Mojżeszowi wisi piątaka, a za młodu z dinozaurami grał chyba kurwa w klasy!
Ogólnie chciałam żeby te święta wyszły normalnie. Ostatnio przez przypadek podpaliliśmy choinkę i spaliliśmy pół Las Noches przez co spędziliśmy wigilię śpiewając kolędy pod Lidlem i popijając wiśniówkę za 5 zeta z promocji. A pizgało niemiłosiernie, jebało śniegiem i ogólnie śmierdziało chujem...znaczy się impra była chujowa. W sumie to nie przypominam sobie kiedy ostatnio nasze święta były normalne. O ile nie mam jakiejś nierozpoznanej dotąd demencji.
Teraz oczekiwałam świąt z niecierpliwością i podekscytowaniem popartym obawą, ale i cichą, nieśmiałą nadzieją że tym razem niczego nie spierdolimy.

-No i zajebiście. -powiedział Szayel przyglądając się z dumą ubranej już choince.
-Em...Nie mamy czuba.
-Przynajmniej mamy lampki. -powiedział nietoper.
-Mam pomysł! -perwers wyjął z kieszeni różowy wibrator i przywiązał go do czubka choinki. -Voila!
-Szayel...a czy to nie jest twój szczęśliwy wibrator? -spytał Ulek.
-Ta. Ale już go nie potrzebuję, mam nowy. -Spojrzał na mnie szczerząc zęby. -Megu chcesz go ze mną wypróbować?
-A żeby ci karp chuja odjebał ty zboczeńcu!
-Obrażasz mnie?! Znowu?!
-Nie kurwa składam ci życzenia świąteczne!
-Ja tu z dobrocią serca do ciebie a ty jak mi się odwdzięczasz, co?!
-Dobra, weźcie się kurwa zamknijcie! Czacha mi pęka od tych waszych pisków! -odezwał się Nnoitra. -Tego się nie da słuchać!
-Nie wtrącaj się ty jebany karaluchu z reaktora z Czarnobyla bo zrobię ci z ryja Pearl Harbor odpadzie komunalny!!!
-CooooOoo?!
-Mooości kurwa panoowie! Bo jaak topornę pierdolkiem to się lew pokreje! -odezwał się staruch wymachując pustą butelką.
-Czy ja ci ty kurwa stary spróchniały pierdzielu wyglądam kurwa na faceta?! ...A ta choinka jest chujowa jak morda Nnoitry! I nie ma nawet bombek!
-Chchuj bombki strzelił, choinki nie bedzie! -krzyknął staruch po czym wjechał z buta w drzewko świąteczne. Jako że zaczął wszystkich wkurwiać postanowiliśmy go związać i wyrzucić przez okno.
-Eh. Nic dzisiaj nie robimy tylko się kłócimy. -zwrócił uwagę Szayel.
-To ja może opowiem historię na rozluźnienie! -rzekł jednooki zjeb po czym wyjął z kieszeni starego kartofla.
-A ty nadal to nosisz?
-Ten ziemniak był w mojej rodzinie odkąd mój pra pra dziadek przeprowadził się z Uzbekistanu do Ameryki Północnej i założył tam plantację.
-O nie...znów zacznie opowiadać historię swojego rodu! -powiedział Ulqu jakby przestraszony po czym schował się pod stołem.
-Wszystko zaczęło się w 1880-tym kiedy mój pra pra dziadek Eustachy Wazyl Mahmud

Abraham Gilga kupił na targu tego oto ziemniaka...bla bla bla, blablabla...

10 minut później
-...a potem ukradł worek cebuli oraz świniaka, ogolił go, uszył sobie z jego włosów skarpety po czym używając desek ze starego wychodka, trawy oraz zużytej bielizny ciotki Gertrudy zbudował tratwę którą przepłynął Ocean Spokojny żywiąc się jedynie tym co wygrzebał z między palców u stóp oraz tym co znalazł po drodze. Gdy dotarł już na brzeg kontynentu zwanego Ameryką zasadził tam tego oto kartofla. I było to w dzień Bożego Narodzenia.
-Ta historia jest bez sensu. -stwierdził Ulqu.
-I czemu nie mógł żywić się tą cebulą... skoro już ją miał? -zapytał Landryn nieco skonfundowany.
-A próbowałeś kiedyś zjeść samą cebulę?! Geniuszu?! Nie da się! Można się porzygać!
-Eem...To po co mu była ta cebula?
-To proste. Wysmarował sobie nią genitalia żeby odstraszać rekiny.
O_O
-No co? Niby taki mądry jesteś, a nie wiesz że rekiny nie lubią cebuli?
-...
-Wstyd.
-To wszystko jest bez sensu i w chuj totalnie z dupy. Pomijając to...Skąd wiesz że to był akurat ten ziemniak? -zapytał Coyote. -Poza tym on już by się dawno rozłożył z 500 razy! To jakiś absurd.
Nnoitra nic nie mówiąc, z nostalgią patrzył na wyschnięte warzywo.
-W ogóle wtf z tą historią?! -spytałam.
-Ja mam lepszą. -powiedział emos po czym zaczął opowiadać. -Pewnej przedświątecznej niedzieli jako ministrant służyłem na mszy mojego ojca. I podczas komunii świętej  objawił mi się jakiś facet w obrusie z czymś świecącym nad głową wokół którego fruwały małe, tłuste grubasy.
-No co ty?! I co ci powiedział? -spytał z zaciekawieniem Nnoitr.
-No i ja mówię...Kim jesteś, o co kaman, no nie? I on mi coś pierdzieli o zbawieniu, łąkach zielonych i ze jestem jakąś tam owcą i ze mam gdzieś za nim iść. No to ja się pukam w głowę i zastanawiam co on ćpa. No i mówię że nie jestem żadna owca, a rodzice mi mówili żeby nie chodzić z obcymi.
-Wow. No i co dalej?
-No i nic. Zniknął.
-Może ktoś dosypał coś do kadzidła? -zapytałam.
-...Możliwe.
-To teraz ja! -wtrącił Szayel.
-Nie! Twojej historii nie będziemy słuchać! -pierdolnęłam go w łeb pustą butelką po wódce przez co stracił przytomność.
-Szayel! Jak się pisze "zajebisty"?! -spytał Grimm który nagle z pierdolnięciem otworzył drzwi, wparowując do sali. Popatrzył na leżącego przychlasta nic nie mówiąc.
-Dobra. Skoro Szayel coś od siebie dał to ja też. -stwierdził Ulquiorra.
Tak więc na choince zamiast bombek wylądowały takie rzeczy jak żyletki Ulquiorry, kapsle od browarów które kolekcjonował Grimmjow i tłuste włosy z grzebienia Nnoitry.
-A to co to ma być?! Anielski włos...kurwa? -spytałam.
-Sorry nie miałem przy sobie nic lepszego. -stwierdził drapiąc się po głowie.
-Taki z niego anioł jak z Szayela baletnica. -stwierdził Grimm -Na dodatek jest tak paskudny że dupa Ulquiorry to przy nim Anja Rubik. -dodał, przez co spotkał się z chłodnym spojrzeniem Ulqa.
-Zajebie ci w ten kurwa głupi ryj, aż sie porzygasz komunijnym bigosem! -wydarł się Nnoitra.
-Sądzisz że moja dupa może zostać modelką i zrobić karierę? -zapytał Ulqu.
-...
-Ta! Czemu nie!

Następnego dnia ja i reszta teamu siedzieliśmy w labo Szayela. Graliśmy w karty i piliśmy 12-letnią Whisky którą poczęstował nas różowy z okazji świąt. Grimmjow wziął łyka po czym ni stąd ni zowąd wypluł wszystko na emosa.
-Bleeh!...I to ma być alkohol?!
Wywalił szklankę za siebie i wyciągnął z kieszeni 0,5. 
-Nie znasz się na prawdziwych trunkach. Pijesz alkohol przeznaczony dla pospólstwa i marginesu społecznego. -wymądrzył się różowy.
-Sam się margines...kurwa!
No ostatnio Szayelowi coś odwaliło i jak idziemy na piwo albo wódkę to on ma zawszę przy sobie swój alkohol. I to taki nie byle jaki...burżuj jeden.
Wtem do labo wparował przydupas Nnoitry -Tesra.
-W Hueco Mundo pada śnieg!
-Jak to śnieg? Przecież jesteśmy na pustyni. -zwrócił uwagę Ulqu.
-To wyjrzyjcie przez okno i zobaczcie!
Wszyscy momentalnie zlecieliśmy się do okna i wytrzeszczyliśmy gały lampiąc się na rozciągający się po horyzont zimowy krajobraz.
-O kurwa idę po sanki! -stwierdził Gri po czym pobiegł w kierunku swojego pokoju.
Wszyscy odruchowo spojrzeliśmy na Szayela.
-No co? Aizen kazał.
-Patrzcie! To sanie Mikołaja! -wydarł się Ulek wskazując na niezidentyfikowany obiekt zaparkowany przed naszym głównym wejściem.
Chwilę później byliśmy już na dole żeby ów obiekt oblukać z bliska. To co zobaczyliśmy ciężko w sumie nazwać było saniami ponieważ składało się z kilku desek, kibla oraz ławki którą ktoś chyba podpierdolił z jakiegoś kościoła, na dodatek zamiast reniferów zaprzęgnięte były konie z przyczepionymi rogami z jakichś patyków oplątanych taśmą izolacyjną. Całość wykończona była natomiast wesoło mrygającymi kolorowymi lampkami choinkowymi. Normalnie ciężko sobie wyobrazić jaka myśl techniczno-inżynieryjna musiała przyświecać temu komuś kto to skonstruował.
-Boże, co za skończony idiota by się na to nabrał? -spytałam retoryczne.
Aizen umiał załatwić śnieg, ale jakoś o lepsze sanki i prawdziwe renifery to się nie mógł postarać.
-Wow, prawdziwe sanie Mikołaja! -ucieszył się Ulqu.
W tym samym momencie przybył Grimmjow na jednym z "reniferów" potrącając i depcząc Tesrę. Potem spierdolił się z konia bo ten zaczął wierzgać i rzucać dupą na wszystkie strony.
-Pierdolony Rudolf! -krzyknął wyciągając facjatę z zaspy i wymachując pięścią w kierunku uciekającego zwierzęcia.
-Myślicie że działają? -spytał Nnoitra patrząc na sanki, zupełnie ignorując efektowne przybycie jełopa.
-Na pewno. -stwierdził Ulquiorra.
Podeszłam do blondasa i pomogła podnieść mu się z ziemi.
-Nic ci nie jest?
-Nnieee...chyba. -wstał po czym po chwili popatrzył na mnie ze zdziwieniem. -Tyy...chwila...czemu ty mi pomagasz?!
Jak możecie się domyślić, jako że Tesra jest fraccion Nnoitry to z założenia za nim jakoś szczególnie nigdy nie przepadałam.
-Wiem że jesteś przydupasem Nnoitry, trochę frajerem i w ogóle, ale szkoda by było gdybyś obdrapał sobie facjatę bo jesteś całkiem przystojny.
Hehe, tak, twarz ma całkiem, całkiem.
-O kurwa! No nie! Ludzie! Ona chce mi zgwałcić Tesrę! -obruszył się zjeb, na co chłopak spojrzał na mnie krzywo.
-Ejjj! Ty chodzisz ze mną! -zbulwersował się Grimm. -Nie pozwalam ci gwałcić innych facetów!...I to jeszcze przede mną!
-Chodzę z Tobą bo mnie do tego zmusiłeś! A nikt nie lubi być zmuszany, wiesz?!
-Megu, zdecydowałabyś się. Raz podoba ci się Grimmjow, raz Ulquiorra...raz ja...a teraz Tesra. -odezwał się Landryn.
-Szayel ty kurwa coś brałeś? Nie przypominam sobie jakoś żebyś mi się kiedykolwiek podobał.
-Ja ci się podobam? -spytał nieco zdziwiony nietoper. -To możesz chodzić ze mną, a nie z Grimmjowem. A nie...chwila. Ja już jestem w związku.
Spojrzałam na blondasa z szerokim uśmiechem.
-To może się umówimy?
-Yyy, eee niee...sorry, nie obraź się, ale nie chcę zostać zabity przez Grimmjowa...czy coś...
Odwróciłam się w stronę niebieskiego. Patrzył z wrogością na Tesrę i zgrzytał ze złości zębami.
-Eee tam...no weź! Jak cię zabije to cię wskrzeszę!
-N...nie.
-Czeeemu?!
Podeszłam do niego bliżej i zaczęłam wpatrywać  mu się w twarz. Chłopak w reakcji zrobił trzy kroki w tył. Znowu podeszłam do niego, ale potem zaczął już przede mną uciekać więc goniłam go w kółko aż się zmęczyłam i padłam na ryj.
-Wróćmy do kwestii sanek. -powiedział Ulqu.
-Szayel sprawdź czy to coś lata! -rozkazał mu Nnoitr po czym zasadził różowemu kopa na rozpęd.
-A dlaczego ja? -zapytał kiedy w efekcie zatrzymał się tuż przed saniami. -Nie mam prawa jazdy na taki środek transportu. Nie umiem tym jeździć.
-Nikt z nas nie umie, ale to ty jesteś tu mózgowcem więc może rozgryziesz jak to działa. Poza tym mi się nie chce, Grimmjow to idiota, Ulquiorra nie umie jeździć nawet na hulajnodze, a Megu jest babą więc ma to już uwarunkowane genetycznie.
-Spierdalaj!
Szayel dosiadł klopa, a my zasiedliśmy za nim na ławce. Było trochę ciasno jak dla 5-ciu osób, ale jakoś dało radę. Chuj że moja lewa noga leżała na Ulquiorze, głowa znajdowała się pod pachą Nnoitry, a na kolanach siedział mi Grimmjow.
-Czy wszyscy siedzą już wygodnie? -zapytał Landryn.
Gri uśmiechając się szeroko pokazał mu ok.
-No to startujemy.
Co dziwniejsze sanki działały. Tylko że chwilę później rozbiliśmy się na ścianie Las Noches i było po zabawie. W sumie to nie wiem jakim cudem to latało. Nie pytajcie mnie, tu wszystko jest możliwe.

Wraz z pierwszą gwiazdką, całą Espada i ja zasiedliśmy przy wigilijnym stole w naszej sali zebrań. Czekaliśmy na Aizena który spóźniał się od jakichś 30 minut. Aaroniero pierdzielił coś do Yammyego o żarciu, Nnoitra grał z Ulquiorrą w kółko i krzyżyk, a Szayel próbował wytłumaczyć Grimmjowowi dlaczego 2+2 nie równa się 12. Ze znudzenia wystukiwałam swoje ulubione piosenki uderzając palcami o stół i myślałam o tym jak wykręcić się z chodzenia z Grimmjowem. Nie zrozumcie mnie źle...lubię Grimmjowa, szczerze to nawet mi się podoba, ale on nie jest kimś kto nadaje się do bycia w związku. Poza tym od dawna byliśmy kumplami i jakoś na razie nie potrafię sobie wyobrazić jakbym miała nagle zacząć traktować go jak swojego chłopaka. Nie wiem...może to ze mną jest coś nie tak. Jeszcze nigdy w życiu się nie zakochałam. Wszystko do tej pory to były po prostu zwykłe zauroczenia.
-Nosz kurna! Niech ten cwel już się zjawi!
-Pierogi stygnął. -powiedział słoik.
-Chuj w te twoje pierogi! Muszę poderwać sobie chłopaka!
Niestety fraccion świętowali gdzieś w innej sali.
-To ty nie chodzisz z Grimmjowem? -spytał zdziwiony Aaroniero, a Gri wbił we mnie wzrok.
-Eee...noo taaa...hehe. Z Grimmjowem...
Uśmiechnęłam się i zrobiłam poker fejsa dla niepoznaki. Wtem do sali wlazł siwy dziad w czerwonym ubraniu i z workiem prezentów.
-Hoł, hoł, hoł! Kto był grzeczny w tym roku?!
Był to oczywiście Aizen.
-Mikołaj! -uradował się emos.
No jak to wygląda no... Dom wariatów! Stado debili wierzących w Mikołaja i odpierdalanie jakiejś szopki. Tylko ja, Harribel, Szayel i Nnoitra nie wierząc w teorię o Świętym spojrzeliśmy wymownie po sobie. Aizen usiadł na swoim miejscu i poklepał się po kolanie.
-To kto chce jako pierwszy pogadać z Mikołajem i powiedzieć mu co chciałby na święta?!
-Ja! Ja! -wychylał się Emos.
-Dobrze chłopcze w czarnym makijażu, podejdź tu i usiądź mi na kolanach!
Ulqu zrobił tak jak Aizen mu kazał i po chwili znalazł się w wyznaczonym miejscu.
-To co byś chciał dostać od Mikołaja?
Nietoper szepnął mu coś na ucho po czym Aiz wyciągnął z worka duże kolorowe pudło. Ulqu otworzył je i wyciągnął dużą maskotkę w kształcie różowego jednorożca.
-Dokładnie taki o jakiego prosiłem w liście! Dziękuję Mikołaju!
-O rzesz kurwa. -powiedziałam cicho pod nosem.
Ulek radośnie usiadł na swoim miejscu.
-Kto następny?
Potem prezenty dostała reszta Espady. Szayel dostał jakieś gadżety erotyczne z Chin czy chuj wie skąd one tam miały być, Grimmjow butelkę wódki i plazmowy telewizor, a Nnoitra płytę Tokyo Hotel i figurkę Lorda Vadera z Gwiezdnych Wojen. Ja dostałam za to karton soku pomarańczowego z Carrefoura. Ponoć sama byłam sobie winna bo nie napisałam listu... jak stwierdził Grimm. A chuj by w to bo potem Szayel dał mi w prezencie wielkie pudło czekolady. Szczerze to się nie spodziewałam i byłam miło zaskoczona więc chyba będę musiała mu się jakoś odwdzięczyć.
Po tym jak "Mikołaj" sobie poszedł zjawił się Aizen. Wigilia była w miarę, było dużo żarcia, ale później Szayel zaczął śpiewać kolędy przez co dostał od Grimmjowa talerzem w ryj i wywiązała się mała bitwa na jedzenie. Aizen się zdenerwował i po tym jak musieliśmy wszystko posprzątać, wyprosił nas do swoich pokoi. Resztę wieczoru spędziłam molestując Tesrę i wesoło biegając za nim po Las Noches oraz uciekając przed wkurzonym Grimmjowem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz