Spałam sobie w najlepsze kiedy nagle obudziło mnie głośne stukanie do drzwi.
-Czego kurrrwa?!
Wstałam, otworzyłam je i popatrzyłam swoimi podpuchniętymi, zaspanymi oczami na chuja który raczył mnie obudzić.
-Cukierek albo psikus!
Był to Szayel. Trzymał przed sobą pomarańczowy kubełek w kształcie uśmiechniętej dyni i szczerzył się do mnie głupkowato.
-Jak ci jebne to smak stracisz pojebańcu zasrany! -krzyknęłam wygrażając mu pięścią.
Obudził mnie...a mnie się tak kurna po prostu nie budzi! Ogarnia mnie wtedy potężny wkurw i gdyby nie to że jest ode mnie silniejszy to skończyłby pewnie ze skręconym karkiem, przegryzioną tętnicą i wyrwanym kutasem którym następnie osobiście nakarmiłabym złote rybki w akwarium Aizena.
Oblukałam różowego nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Kiedy mój mózg w końcu w pełni się obudził skapnęłam się co dzisiaj właściwie jest za magiczny dzień.
-No ta, dzisiaj Halloween. Ale chyba nie jest jeszcze wieczór...
Nagle dostałam w łeb drugim takim samym kubełkiem który wyleciał nagle gdzieś zza pleców różowego.
-Ałć!
Pierdolnęło mnie tak że aż zatoczyłam się do tyłu.
Z korytarza wybiegł Nnoitra.
-Huehuehue!
-Nnoitra... ty się bawisz w takie rzeczy? -spytałam masując się po czole.
-Nie. Po prostu chciałem cię tym jebnąć.
-Kurwa...
-Co tak długo spałaś? Wiesz że jest już po 12?! -zza rogu wyłonił się Grimmjow szamiący jakieś dziwne kolorowe grzybki.
-Serio?
-Nooo.
Coś mi się trochę zaspało.
Zaraz za Grimmjowem do pokoju wszedł Ulquiorra.
-Wesołego Halloween. -powiedział tym swoim anemicznym głosem.
-Nie no kurna, jasne! Wszyscy se wchodźcie do mojego pokoju jak gdyby nigdy nic! Bo ja kurwa nie potrzebuje żadnej prywatności! Nie żebym kurna stała tutaj przed wszystkimi w samej bieliźnie.
Mieszkając w Las Noches możecie zapomnieć o tym że w ogóle istnieje tutaj coś takiego jak prywatność.
-Placka z dyni? -Emos trzymał w ręku talerz pełen placków i patrzył się na mnie. -Są naprawdę dobre.
-Ulqu postanowił od dzisiaj rozwijać swoje zdolności kulinarne. -wyjaśnił Szayel.
-Em, no dobra. -wzięłam od niego talerz. -Dzięki.
Grimm podszedł do mnie i wytrącił mi go z rąk. Talerz z hukiem roztrzaskał się o podłogę.
-Wut?!
Czasem naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć jego reakcji.
-Nie ma na to teraz czasu! Musimy zrobić zakupy na impre! Aizen kazał. Szybko, ubieraj się! Zaraz wychodzimy! -krzyczał po czym podbiegł do mojej szafy i w pośpiechu zaczął wywalać z niej całą jej zawartość.
-A no ta. -przytaknął Noitr. -Po to po ciebie przyszliśmy.
-Sklep, ja i banda debili z espady. No super. To nigdy nie kończy się dobrze.
Tak więc jakieś 30 minut później znaleźliśmy się przed naszym ulubionym sklepem zwanym Biedronką.
-Weźmy wózek. -zaproponował Landryn i włożył do niego monetę. Zaraz potem do naszego wózka wpakował się idiota Grimmjow.
-A ty kurna co? -zapytałam.
-Sorry, ale nie nauczyłem się jeszcze chodzić po falującym betonie upierdolonym w pstrokate, rozbłyskujące kolorami tęczy kamyczki.
-...
-Jak będę umiał to dam ci znać.
-Dobra cwele, idziemy! -ponaglał nas jednooki.
-Właśnie! Muszę wam opowiedzieć jaką przygodę miałem dzisiaj rano! -powiedział Grimm kiedy przechodziliśmy przez alejkę z alkoholami. -Siedziałem se na kiblu i srałem...
-No, zajebiście. -skomentował Nnoitra.
-Ale to nie koniec! Słuchaj dalej! No więc sram sobie i sram, a tu nagle czuję jak mnie coś ciągnie za dupe! I wpadłem w taki duży, biały, świecący wir i potem znalazłem sie w łazience Ulquiorry.
-...
-To przez te kolorowe grzyby?
-Raczej nie.
-Grimmjow nie ćpaj. -poradziłam jełopowi.
-Ale to prawda!
-Jasne.
-Ekhemmm! -odkaszlną Szayel. -Możliwe że to była prawda.
-Jak to?
-Bo wiecie...Jest taki pewien tajny sposób podróżowania po Las Noches który kiedyś sam osobiście opracowałem.
-Em...chwila...Chcesz powiedzieć że po LS można podróżować kanalizacją? -zapytałam z niedowierzaniem, badając wzrokiem przychlasta.
-Pojebane.
-Ty no, my serio mamy takie coś? -spytał z zaciekawieniem szósty.
-Tak, ale nikomu o tym nie powiedziałem...Ale normalnie to siadasz na kiblu i naciskasz spluczkę...
Wtem Szayel poślizgnął się na jakiejś niezidentyfikowanej brązowej mazi i jebnął na podłogę.
-O w pytę jednorożca jasny chuj!
-Huehuehue! -zaśmiał się niebieski jełop.
-Moja zajebista dupa! Umazałem się tym czymś? -spytał wstając z podłogi i wskazując na miejsce na tyłku gdzie widniała duża brązowa plama.
-Masz gówno na spodniach. -odpowiedział Grimmjow.
-Gówno??!
-Tak.
-To jest GÓWNO??!
-No mówię że tak! Wiem co widzę. Gówno wygląda jak gówno nawet w kalejdoskopie.
Ciekawe.
-Kurza stopa! -krzyknął wkurzony różowy. -Muszę do łazienki.
-Znowu? -spytał Ulqu. -Byłeś przed wyjściem.
-Ty cały czas tylko do tego kibla. -zwrócił uwagę niebieski.
-Nic nie poradzę. Cierpię na samorzutne oddawanie moczu i kału...
-Ha! Pojebaniec zasraniec! -skomentował Grimm.
-...Ale to nie o to teraz chodzi. Muszę ogarnąć tą plamę na dupie.
-I tak jesteś zjebany.
-A dostałeś kiedyś w czoło mokrym, stojącym kutasem cięciami po przekątnej?! -powiedział perwers po czym z groźną miną rozpiął rozporek.
-Spierdalaj! Nawet mnie tym nie tykaj ty scwelony, brzydki mongole z dwiema głowami!
-Grimm, a skąd ty wytrzasnąłeś te grzybki? -zapytałam.
-Aaa rosły sobie na takiej górce za Las Noches.
-Grzyby na pustyni...? -zdziwił się piąty. -Czy to na pewno bezpieczne?
Gri tylko wzruszył ramionami.
-Twoje indokryzmy wobec mej aparycji są wręcz efemeryczne!
Niebieski patrzył tępo na przychlasta drapiąc się po pustej głowie.
-Eeeee...
-Dobra, chyba nie jesteśmy tu aby dyskutować o wyglądzie Szayela Aporro Granza. Róbmy te zakupy i spadajmy stąd. -powiedział Nnoitra.
-No, bo zaraz ktoś znowu wystraszy się Ulquiorry i zacznie ganiać za nim z krzyżem.-rzuciłam.
-Noo, a ja dzisiaj jeszcze chciałbym pograć. Jest event w Metinie. -odrzekł jednooki.
Ruszyliśmy dalej.
-Chwila. Grimmjow się nam zawiesił. -zwrócił uwagę Ulqu.
Grimm zamarł w miejscu i za żadne Chiny nie chciał się ruszyć.
-No i pięknie! Zestunowałeś go. -skomentował Nnoitra.
-Tak to jest jak ktoś ma IQ poniżej zera. -powiedział Szayel z obrażoną minął.
-Trzeba będzie go nieść. -stwierdził nietoper ciężko wzdychając.
Kiedy Grimmjow w końcu się ocknął i kupiliśmy wszystko co było na liście, wyszliśmy z Biedronki. Niespodziewanie zaskoczył nas tam widok 5-ciu radiowozów policyjnych, 3-ech helikopterów, czołgu i mierzących do nas z broni policjantów.
-Ręce do góry! Nie ruszać się!
-Co tu się odwala?! -spytałam. -Ktoś z was wie o co kaman?!
-O kurwa. -odezwał się Szayel.
-Młoda damo w różowych włosach! Podejdź powoli w naszą stronę z rękami uniesionymi w górze!
-Szayel! Co ty odwaliłeś?!
-Pierdolone psy. -mruknął pod nosem Grimmjow. -HWDP 100%!!!
-Spierdalamy. -walnął nagle różowy perwers.
-Jak to?
-No normalnie.
Szayel dał w długą, a my ruszyliśmy za nim. Policjanci zaczęli do nas strzelać i nas gonić. Schowaliśmy się za budynkiem i szybko uciekliśmy przez gargantę do HM.
-To co żeś odpierdolił? -zapytałam po raz drugi kiedy już się tam znaleźliśmy.
-...Zwinąłem naklejki ze świerzaków. Jak nikt nie patrzył.
-...
-Serio kurwa?! Seriooo?! -krzyczał Nnoitra niedowierzając.
-No.
-Ale kurwa...po chuj?! I po chuj był im w takim razie czołg...i helikoptery?!
-Ukradłem ich całą rolkę. Ty wiesz ile to jest warte?!
-Ja pierdolę.
-Ludzie. Szczać mi się chce. -oznajmił Sexta. -Chodźmy już do Las Noches.
Przez pośpiech Szayel zamiast do LS wyprowadził nas na pustynię.
-No to szczyj! Przecież Hueco Mondo to jak dla ciebie jedna wielka kuweta. -stwierdził Nnoitra.
-Aaa no ta.
Grimm z szerokim uśmiechem wyciągnął fujarę i zaczął lać.
-Huehuehue hue.
-Nosz kurwa! A nie mogłeś odejść gdzieś dalej czy coś?! -zwróciłam mu uwagę.
-Leję tęczą! Hueh!
-Naszczałeś mi na buta!!! -wrzasnął nagle histerycznie jednooki wymachując nogą.
Wieczorem zaczęła się impreza. Przebrałam się w swój kostium i poszłam do sali. Pomieszczenie przyozdobione było świecznikami z dyń i kolorowymi nietoperzami wyciętymi z papieru. Na ziemi rozsypane było konfetti, a wokół błyskały dyskotekowe światła. Przy jednej ze ścian znajdowała się niewielką scena, a pod pozostałymi stały piramidy ułożone z butelek napojów alkoholowych. Na stołach zlokalizowanych na środku pomieszczenia piętrzyły się góry żarcia. W tle jak zwykle leciało jakieś popieprzone discopolo i były to ulubione przeboje znanego wszystkim pewnego różowego transwestyty. Ogólnie można rozróżnić trzy gatunki tej muzyki: biesiadny, dancowy i muzyka którą ma Szayel.
-O, czarownica!
Pierwszym który zobaczył mój strój był Nnoitra przebrany za Snape'a z Harrego Pottera.
-Nie musiałaś się przebierać wiesz? I tak wyglądasz jak wiedźma. -powiedział złośliwie.
-A ty nadal czekasz na list z Hogwartu?
Chciałam rzucić jeszcze na odchodne jakimś magicznym zaklęciem w stylu "niech ci ten brzydki ryj uschnie ty zawszony cepie", ale akurat w tym momencie podszedł do nas Szayel przebrany za różową wróżkę.
-Hej Megu, masz może papier toaletowy? -spytał trącając mnie łokciem i robiąc dziwne miny.
-Niee...a bo co?
-Bo wyglądasz tak ładnie że aż zesrałem się na twój widok.
-Jeżeli to miał być komplement to wcale tak nie brzmiał.
A potem Ulquiorra w stroju Batmana i Gimmjow w przebraniu kota w butach z butelką truskawkowego szampana.
-Wiiidzicie to?! Truskafffka kurwa! Kto to kupił?! Nienawidzę truskawek! -powiedział z pretensją po czym rozjebał butelkę o głowę pierwszego lepszego arrancara.
Swoją drogą to ciekawe czemu. Myślę że to jakaś trauma.
-Jeszcze impreza się nie rozkręciła, a ty już najebany? -spytał całkiem retorycznie jednooki.
-Serio Grimmjow. Ogarnął byś się trochę z tym chlaniem. -powiedziałam.
-Nnic niee poradzee! Byyyłemm na terapii, uczyłem sie indyjskich tradycji, meeedytowałem, ćwiczyłem joge...próbowfaałem pić herbate Lipton... i zedecydowałem że nadal bede chlać wóde!
-Wyszszam ci krefff! -ktoś jakimś sepleniącym głosem wyszeptał mi do ucha. Odwróciłam się. Stał tam Hrabia Drakula... znaczy się Aizen przebrany za wampira. -Szema czepy! -powiedział opluwając nas śliną i resztkami jakiegoś żarcia po czym wyciągnął sztuczne kły z gęby. -Jak się wam podoba? Jest super nie?
-Jaaa to idę po jaakiegoś jabola. Czszekajcie no! -rzekł Grimm po czym odwracając się na pięcie jebną na podłogę przy okazji rozpierdalając krzesło.
-O kurwa! Aaale urwałem! -sparafrazował niebieski próbując się podnieść.
-To ty może się napij coli albo soku pomarańczowego. -powiedziałam.
-Aani pepsiii ani cola nie zastąąpi ci jabola! Hyk! Jaabolszejk kurfa jebłem n klate pierdole nie chodze...! Jeeeebany beton skurweesyn pierdolony!
-Twój bełkot jest bardzo wymowny.
-Szszczam na to, sssram, pierdze, rzygam i pluję i charcham. Kurwazajebanajegomać!
Wtem na scenę wszedł murzyn Tosen w spódniczce z trawy i chwycił za mikrofon.
-Khym, Krym! Ogłaszamy konkurs na wiersz Halloweenowy. Zwycięzca który przez następne 30 sekund wymyśli najlepszy wiersz dostanie ten oto medal i roczny zapas żelu do włosów firmy "Aizen-sama".
Pewnie wam nie wspominałam...Kiedyś Aizen chciał stworzyć swoją własną linię kosmetyków do pielęgnacji włosów, ale skończyło się na tym żelu. Nikt go nie chciał jednak kupować bo wywoływał wysypkę, a włosy jebały na kilometr jakimś małpim odchodem. Aizen nie miał co z nim zrobić więc często wciska nam go jako nagrody i prezenty na święta.
-A więc, kto jako pierwszy zaprezentuje nam swój wiersz?
Nikt się nie odzywał. Nikt prócz Grimmjowa.
-Jaa! Ja! Wybieszsz mie! Mie wybierz! -darł się z tłumu, wymachując ręką.
-Dobra Grimmjow. Chodź.
Jełop z bananem na ryju wlazł na scenę, a murzyn wręczył mu mikrofon.
-No. No to pooowiem wiersz!
-Śmiało, śmiało.
Grimm nabrał powietrza w płuca.
-Duchy, zjawy i hollowy, nieee są jakieś tam mondzioły, jeśśli nie chcesz sie ichch bać, musiż im jabola dać! ...Sialalala lala la, w dupe w pizdu kurwa mać!
Wszyscy zebrani patrzyli w milczeniu na niebieskiego idiotę.
-Taaak...brawo Grimmjow. Myślę że wszyscy doceniamy twoje...oryginalne podejście do tematu. Kto następny?
Niestety nikt prócz niebieskiego się nie zgłosił więc Gri zgarnął nagrodę.
-Huehuehue!
-Jesteś umazany na ryju. -zwrócił mu uwagę Ulek.
-A gdzie masz swój medal? -zapytałam.
-Zzzjadłem! Huehue. Był ze czekolady.
Chociaż on miał ubaw.
Gdy wszyscy zdążyli się już najebać, a połowa osób leżała porozwalana po podłodze stało się coś w chuj niespodziewanego. Nagle przez ścianę wpierdoliły się 4 osoby: Ichigo Kurosaki, Orihime Inoue vel Ruda cycata vel Piczy kłak, Uryu Ishida i niejaki Sado Yasutora.
-Nie no, kurwfa! A drzwiami tooo już nie można? -zbulwersował się Aizen. -Domofon jezt na dole!
-Myjeee zemby kabanosem i popiijam domestosem! -z tłumu wyłonił się Szayel. -Eemm... -Nieco się zdziwił kiedy zobaczył przybyłych gości. -Nie noo...przyszliście popsuć nam imprezę?! Bo my sięę ze wami już wiencyj napewno nie napijemy! -powiedział z fochem.
-Chscecie fffpierdol?! -krzyknął Grimm po czym sięgnął po swój miecz lecz za miast niego wyciągnął plastikowy który był częścią przebrania. -Kurwa!
Podczas gdy Espada napierdalała się z teamem Ichigo impra trwała nadal w najlepsze. Gdy chłopaki byli zajęci walką ja musiałam znowu siedzieć z Aizenem i słuchać jego żalów. Niestety coś mu odjebało. Nagle wstał i klęknął przede mną.
-Megu-san! Jeesteź wspaniałą i mondromm kobietom! Czy była byź skłonna zasiąść na sstałe przy mym boku, na tronie Las Noches jako mmoja królofa?!
Cały ruch w sali nagle ustał. Wszyscy ucichli. Ludzie i arrancarzy przestali się nakurwiać, a muzyka umilkła. Nawet Starrk się obudził, a z dala słychać było jak ktoś zakrztusił się napojem.
-Omg! Łot de fak?! Je jebie.
Totalny szok. Masakra jakaś. O fuj, o ble i w ogóle. Nigdy! Nawet gdybym miała zostać królową świata! Przez głowę przeleciało mi moje przyszłe życie u boku Aizena... m.in. noc poślubna.
-Wyjdź za mie! I zrupmy sobie dzieci! -powiedział po czym ni stąd ni zowąd zaczął się obnażać.
-O kurwa! Sry cię bardzo, ale ni chuja! Niech ktoś mnie uratuje!
Miałam pewien pomysł, ale był dość ryzykowny. Dość, w chuj ryzykowny i mogłam narazić się na ośmieszenie. Ale co mogłoby być w sumie gorszego niż perspektywa bycia żoną Aizena lub narażenia się mu zwyczajną odmową?
-A chuj!
-A-Aizen-samaaa... ale... ale ja nie mogę...bo... bo...
-Bo?
-Bo ja chodzę z Grimmjowem. O-O
Miałam wrażenie że zrobiło się jeszcze ciszej niż przedtem. Wszyscy wlepili we mnie oczy. Nie wytrzymałam i wybiegłam stamtąd. W obawie że Aizen mógłby za mną pójść zamknęłam się w pokoju i zabarykadowałam drzwi wszystkim co miałam pod ręką. Nagle ktoś zapukał.
-Megu? Jesteś tam? -był to głos Harribel. -Żyjesz?
Szybko odsunęłam meble, wciągnęłam ją do środka i z powrotem zastawiłam drzwi.
-Aizen mnie szuka?!
- Nie... Chciał, ale wzięłam krzesło i perdolłam nim go w łeb. Stracił przytomność. Ale był tak nawalony że pewnie jutro nie będzie nic pamiętał.
-Uff, dzięki.
-Ale ty i Grimmjow... Wy tak na serio ze sobą?
-No jasne że nie!
Wtem ktoś złapał za klamkę.
-Megu! -usłyszałam głos niebeskiego.
-O nie.
Nagle coś jebło, a ściana w moim pokoju się zawaliła. Kiedy kurz opadł naszym oczom ukazała się gęba Grimmjowa Jaegerjaqueza.
-Teeraz się już nie wykrenncisz! Słyyyszałem! I wszyscy słyszeli.
-Grimmjow! Ja tylko powiedziałam tak żeby Aizen się odczepił!
-I chujjj mie to! Jak siee nie sgodzisz zostać mojom dziefczynom to powiem Aizenowi że kłamałaś!
-...Nosz kurwa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz