-Wiesz Megu... -zaczął Szayel grzebiąc w jednym ze swoich wynalazków. -Nie spodziewałem się że Ulek ci się podoba...
Zrobiłam minę pt. "Gówno mnie to obchodzi" i zeskoczyłam z blatu na którym siedziałam.
-No i zajebiście! -przerwałam różowemu. -Nie zawracaj mi tym już głowy i w ogóle nie wspominaj! Zapomnij o tym...poza tym już mi się nie podoba!
-Taaa. Jasne, jasne.
Wtem ktoś wyjebał drzwi z buta.
-Hokus pokus! Czary mary! Twoja stara to twój stary!
Był to nie kto inny jak Grimmjow Jaegerjaquez we własnej idiotycznej osobie.
-Elo, elo 3,2,0! -przywitał się kulturalnie po czym wszedł do środka.
-Kurwa! Grimmjow! To już trzecie drzwi w tym tygodniu!- zbulwersował się różowy.
-Naprawi się! -odpowiedział machając ręką lekceważąco.
Podszedł do mnie. Widać było że był napruty w cztery dupy.
-Wiesz co? Ostatnio tak sobie rozmyślałem i stwierdziłem że niezła z ciebie dupa z twarzy.
-Taaaaaa... Ile wypiłeś?
-Nie wiem...
-Idź się połóż. Masz chyba przechlany mózg.
-Jestem wytrawnym alkoholyikiem! -powiedział zataczając się nieco.
-Tak...koneserem taniego wina i skażonego spirytusu. A po pijaku chodzisz po parkingach i wypijasz borygo z chłodnic. -wtrącił Szayel.
Niebieski chyba go nie słyszał, albo zignorował.
-Choć! Będziemy sie trzymać za ręce i będzie romantycznie jak w tych romansidłach za 2.50 co Aizen kupuje w kiosku.
-Boże zatrzymaj świat, ja wysiadam.
-Jesteś zajebiście pojebany.
Nagle w głośnikach rozległa się przyjebana muzyczka niczym z Radia Maryja i usłyszeliśmy głos Tosena.
-Witajcie plebsy!
-O, ogłoszenia parafialne! -powiedział Grimm z entuzjazmem.
-Przypominam o konkursie z okazji imienin naszego pana i władcy Aizena-samy na najzajebistszy imieninowy wiersz z życzeniami. Macie czas do 10:00 dnia jutrzejszego. Do wygrania cały dzień spędzony z naszym władcą...
-Boże, co za samobójca zgodziłby się na takie tortury?
-Ja mam wiersz! Aizen, Aizen...chuj ci w dupe! -wydarł się niebieski w stronę głośnika.
-Zajebisty. -stwierdziłam z uznaniem.
-No wiem. Zostanę normalnie poetą!
-O 11:30 zebranie wszystkich fracction w sali nr.3....I jeszcze jedno..Szayel, Grimmjow, Ulquiorra, Nnoitra i Megu macie iść do sali tronowej. Teraz.
-Idziemy!
Niebieski wziął mnie pod rękę i zaczął ciągnąć za sobą do wyjścia.
-Grimmjow...wiesz że ja umiem sama chodzić?! Możesz mnie puścić!
Chyba mnie nie słuchał. W każdym bądź razie miał gdzieś moje protesty.
-Wymyśliłem dla was karę!
Aizen spojrzał na nas ze swojego +10 do zajebistości tronu.
-...Czemu trzymacie się pod rękę?
Grimmjow patrzył niewzruszony na Aizena swoim tępym wzrokiem jakby nic do niego nie docierało.
-Nie wiem. Nie chce puścić. -odpowiedziałam.
Próbowałam się uwolnić, ale wszelkie próby zawiodły więc uznałam że poczekam aż sam puści.
-Ehe... Dobra. Wracając do tematu... Na początku pomyślałem żeby skazać was na gwałt przez Szayela, ale dla niego to by nie była kara tylko nagroda. Tak więc wpadłem na pomysł że wygnam was na jakiś czas z Hueco Mundo i spędzicie miesiąc w świecie ludzi! Zajebisty nie?!
Ta...zajebisty. Powiedzmy.
Wylądowaliśmy na ulicy. Patrzyliśmy się na siebie jak idioci nie wiedząc co właściwie mamy ze sobą zrobić.
-Ma ktoś jakąś kasę na hotel, albo coś?-zapytałam.
-Przecież Aizen nie dał nam jeszcze wypłaty.-odpowiedział Grimm po czym kopnął jakąś puszkę która leżała na ulicy.
-Chuj! Pewnie zrobił to specjalnie!-stwierdził Nnoitr.
-Nnoitra. Nie wyrażaj się tak o Aizenie-samie. -zwrócił mu uwagę emos.
-Goń sie.
-To co teraz?- spytałam.
-Trzeba się gdzieś skitrać żeby ta pierdolona hybryda człowieka, shinigami, hollowa, quincy, power rangersa i chuj wie czego jeszcze-Kurosaki oraz jego ziomki z Soul Society nie skapnęli się że tu jesteśmy bo zaraz zaczną się rzucać. -stwierdził Nnoitr.
-Może po prostu wbijemy komuś na chatę i go zabijemy. -zaproponował niebieski.
-Genialne. -stwierdziłam z sarkazmem.
-Nie możemy zwracać na siebie uwagi Grimmjow. -powiedział Ulquiorra. -Ostatnio wszędzie pałętają się Shinigami.
-No dobra...To postawmy Szayela pod latarnią to może coś zarobi.
-Tak się akurat składa...że przewidziałem że nie będziecie mieć kasy i wziąłem ze sobą swoje oszczędności. -powiedział mądrząc się przychlast w pinglach. -Planowałem wydać w jakimś burdelu, ale w sumie i tak potem mi oddacie.
Tak więc Szayel uratował nam dupy i starczyło na miesięczny pobyt w dwugwiazdkowym hotelu. Niestety nie było nas stać na więcej niż dwa pokoje (w których były tylko po dwa łóżka) oraz małą kuchnię i łazienkę.
-To kto z kim śpi? -spytał Nnoitra siadając w fotelu.
-Mi tam wszyscy pasujecie.-powiedział ucieszony Szayel.
Pierdzielnęłam go w łeb rzucając jakąś lampką która stała na stoliku.
-O czym ty myślisz?! Ty zryty, rozjechany psi naplecie?!
-O niczym! Od razu mnie osądzasz!-odpowiedział różowy z fochem, masując się po głowie.
Ustaliliśmy że ja śpię w pokoju z Grimmjowem, Ulqu z Nnoitrą, a Szayel na podłodze w kuchni (tak było dla wszystkich najbezpieczniej).
Zbliżał się wieczór.
-Szaayeel...?
-No?
-Wiesz...nie chcę nic mówić...ale może byśmy coś zjedli bo jestem głodna i zaczynam trawić swój żołądek. -powiedziałam leżąc bezwładnie w poprzek fotela.
-Może zamówimy chińczyka? -zaproponował niebieski.
-No dobra. Niech będzie. Ale niech ktoś idzie po niego to się zaoszczędzi. -odpowiedział różowy.
-Dobra, to pójdę.-powiedział Grimm.
-To ja pójdę z tobą.
Kupiliśmy chińczyka, trochę % i wracamy. Zaczęło padać, nakurwiać złem i w ogóle pizgać jak w kieleckim.
Nagle Grimmjow chwycił mnie za ramię.
-Szybko! Chodź w krzaki!
-Co kurwa?!
Pociągnął mnie za sobą i skitraliśmy się w jakimś buszu.
-Co ty od..?!
-Cicho!
Złapał mnie łapskiem za gębę i palcem wskazał na jakiegoś kolesia w czarnym płaszczu.
Okazało się że to truskawa Kurosaki. Szedł gdzieś z rudą cycatą i okularnikiem.
-Aha... to o to chodziło.
-Mieli nas nie widzieć, nie? Normalnie bym go zabił, ale wiesz.
O czym ja kurna myślałam. Żal dupę ściska. Chyba mam już wypaczony mózg przez teksty Szayela.
Wróciliśmy do hotelu. Postanowiłam ze udam się do łazienki i się wykąpię. Niestety drzwi nie miały zamka dzięki któremu mogłabym zamknąć się od środka.
-Megu, słyszałaś takie coś..."Nie marnuj wody, kąp się z przyjacielem"? -spytał różowy perwers.
-Weź spierdalaj! Słyszałeś takie coś?
-W sumie to dużo razy. W sumie to słyszę to codziennie praktycznie...i to nawet od kilku osób..
-No aż mi się smutno zrobiło. To przestań w końcu, bo to się już robi nudne. Nawet nie próbuj wleźć mi do łazienki!
-A co jak mi się na przykład siku zachce?
Nagle Szayel dostał w łeb lampką. Tą którą wcześniej rzucałam.
-Nie martw się Megu. Ochronię twoją cnotę. -powiedział emos.
To było trochę dziwne.
-Okeeejj...eee...dzięki?...To ja idęę...
Zamknęłam za sobą drzwi.
-Nawet nie skomentuję. Dobra. Kurwa...ryzykować czy nie?...Nie no muszę się umyć.
Weszłam do wanny. Położyłam się i leżałam tak próbując się zrelaksować gdy wtem ktoś nacisnął klamkę, a potem coś jebło, pizgło, krzyknęło i nagle ucichło.
-Hmm...Dobra, chuj. -myślę sobie. Nie chciało mi się wstawać więc zignorowałam.
Kiedy wyszłam chłopaki grali w karty i pili browca. Szayel siedział związany w kącie z kneblem w ustach zrobionym ze skarpety Grimmjowa. Niestety później go rozwiązaliśmy i przychlast dosypał mi czegoś do piwa przez co zaczęło mi odpierdalać.
Wstałam z fotela, podeszłam do okna i postanowiłam się na nie wspiąć.
-Idę do lasu! -powiedziłam z dumą w głosie.
Chyba chciałam z niego wyskoczyć, ale na szczęście Ulquiorra mnie powstrzymał.
-Szayel, kurwa...miałeś nie robić na nas tych swoich popieprzonych eksperymentów.- powiedział Grimm.
-Oj, nie przesadzaj. Przejdzie jej.
-Ma ktoś kartę biedronki?-spytałam z tępym uśmiechem na twarzy.
Wszyscy patrzyli na mnie jak na debila.
-Kici, kici Grimmjow!
Podeszłam do niebieskiego i zaczęłam drapać go pod brodą.
-Ja jebie. Ale faza.Haha -śmiał się Nnoitr.
Spojrzałam na Szayela.
-Jesteś wróżką?
-Hahaha! Tak i spełnia życzenia!
-Chcę zostać kucykiem!
-Szayel, co to było to co jej dałeś?- spytał emos.
Podeszłam do Ulka i złapałam go za róg na jego masce.
-Znalazłam jednorożca!
-Pewnie chciał wynaleźć nowy rodzaj tabletki gwałtu.-stwierdził jednooki zjeb.
-Nie. Właściwie to pracuję nad czymś co mogłoby chwilowo zwiększać inteligencję..
Spojrzałam na Nnoitrę.
-Bazyliszek!
-Nie za bardzo ci chyba idzie.
-A nie mogłeś przetestować tego na Grimmjowie? -spytał Ulqu.
-A w ryj chcesz?!
Weszłam na stół z dumą wypinając pierś i nabierając powietrza żeby zaraz coś palnąć.
-Zostanę tancerką go-go!
-Złaź bo spadniesz!- powiedział Grimm po czym odstawił mnie na podłogę. -Trzeba będzie jej pilnować.
Zaczęłam głaskać go po głowie z głupim zacieszem na twarzy. A potem go przytuliłam. Niebieski spojrzał na mnie z pod oka.
-Hahahah. Ale padaka! -śmiał się wciąż Nnoitra.
-Ehe! Już wiemy kto się tym zajmie.-powiedział Szayel.
-Kto?
-No ty.
-Why me?! Ja nie chce.
-Ja mogę.-powiedział Ulquiorra.
-Albo dobra.
-E? Przed chwilą nie chciałeś.
-Ale zmieniłem zdanie.
-Idziemy do wesołego miasteczka?-spytałam.
-Nie.
-Czemu?!
Zaczęłam ryczeć. Nagle coś jebło, świsło i zaświeciło kolorami tęczy. Zrobiło się jakoś tak dziwnie. Wszystko dookoła wydawało się jakby większe niż zwykle.
-Kurwa! Zamieniła się w bachora! -krzyknął Nnoitra.
-Huh?...Kurcze, tego to się nie spodziewałem. -zdziwił się różowy.
-Nie dość że zgłupiała to cofnęła się w rozwoju. Hah.
-O kurwa! Dziecko! Zabierzcie to! -krzyknął Grimm histerycznie i zrobił kilka kroków w tył. -Co ty żeś jej zrobił?!
-Chyba mamy problem. -stwierdził emos.
-Nie panikujcie. Powinno przejść do jutra!
-Nienawidzę bachorów! -stwierdził Grimm.
-Skoro tak to ja mogę ją wziąć. -powiedział nietoper.
-Poradzę sobie!
-No co wy? Odezwał się w was instynkt macierzyński? -spytał Nnoitra zdziwiony.
-Dobra, chłopaki...Grimmjow może być tatą, a Ulqu mamą. -stwierdził przychlast.
Spojżeli się na niego jak na nienormalnego.
-No co? Zły pomysł?
Grimmjow podniósł mnie do góry i zaczął się wpatrywać swoim tępym wzrokiem.
-Słuchaj smarku! Parę zasad! Nie ma ślinienia się, marudzenia, beczenia, budzenia mnie w nocy na siku i tym podobnych! Chyba że chcesz wylądować za oknem!
-Braciszek! -krzyknęłam z radością.
-Wut! Hahaha!- jednooki znów zaczął się śmiać.
-Nie jestem twoim bratem!....Ma ktoś do tego czegoś jakąś instrukcję?
-Głodna.
-Przecież dopiero żarłaś! Eh, Szayel! Co jedzą małe dzieci?!
-Hmm...warzywa, owoce, kasze, chude mięso, jajka...
-Pójdę zrobić zakupy. -powiedział Ulqu i wyszedł. Po około 10 min wrócił z pełnymi siatami chuj wie czego.
-Ty zrobiłeś zakupy na tydzień, czy co? -spytał Szayel i zajrzał do środka. -Banany, smalec, musztarda, pasztet śląski, salceson, zupka Vifon, gumy orbit, żelki haribo...Czego nie zrozumiałeś?
-...
-...No dobra coś się z tego wymyśli.
Różowy zrobił mi jakąś dziwną żółtą breję śmierdzącą starymi przepoconymi skarpetami. Oczywiście nie miałam zamiaru tego jeść.
-Jedz do kurwy nędzy! -Grimmjow próbował wcisnąć mi łyżkę do gęby.
-Nieeee!
-Nie tak to się robi. -odezwał się Ulqu.
Zabrał łyżkę od Grimmjowa i klękną przede mną.
-Leci samolocik.
Popatrzyłam niechętnie na tę breję...ale zjadłam.
-Serio?!- krzyknął ze złością Grimm. -Męczyłem się pól godziny, a tu jakiś głupi "samolocik" i już?!
-Trzeba mieć podejście.
-A ty skąd wiesz takie rzeczy?!
-Kupiłem sobie książkę o zajmowaniu się dziećmi. Patrz. -powiedział i wyjmują ją z reklamówki. -Już zdążyłem po drodze do niej zajrzeć i jest tu dużo ciekawych rzeczy.
-Wiecie co? Dziwnie się na was patrzy. -stwierdził Nnoitr. -Idę się przejść.
-Dobra gnoju! Najadłaś się! To teraz wykurwiasz spać!
Jełop wziął mnie pod pachę i poszedł do pokoju.
Rano obudziło mnie łaskotanie w nos. To coś co mnie łaskotało było niebieskie, włochate i dziwnie pachniało, a mianowicie były to włosy Jaegerjaqueza. Wystraszyłam się i jebłam na podłogę. Chyba wyszło na to że spaliśmy w jednym łóżku....i chyba przez tą breję Szayela w nocy obrzygałam mu jego piżamkę w smerfy. Znów byłam dorosła. Tylko przez to że wcześniej się skurczyłam straciłam większość ubrań i obudziłam się w samej koszulce.
-Ja pierdolę! Gdzie są moje ciuchy?!
W pośpiechu rzuciłam się do poszukiwania swoich ubrań. Na szczęście szybko je znalazłam i ubrałam się zanim jełop zdążył się obudzić.
C.D.N.
niedziela, 16 lipca 2017
środa, 5 lipca 2017
04.Magiczna mikstura Szayela
Ja, Nnoitra, Ulquiorra i Grimmjow siedzieliśmy w pokoju niebieskiego. Zastanawialiśmy się jaką karę poniesiemy za spalenie piwnicy Romana. Cóż...Aizen nie wyglądał na zadowolonego. Właściwie to o jego wkurwieniu od rana gadało już całe Las Noches.
Nagle do pokoju wbił Szayel.
-Rozbierać sie!
-Po chuj?! -spytał zdziwiony Grimmjow.
-Będę gwałcił.
-Szayel chyba właśnie lecą "Barwy szczęścia", "Moda na sukces" czy coś tam innego co zazwyczaj oglądasz, idź obejrzyj bo przegapisz.- powiedziałam mając nadzieję na pozbycie się przychlasta.
-Dzisiaj są powtórki...a "Moda na sukces" już się skończyła.
Wszystkich ogarnął zonk.
-Jak to skończyła? -spytał zdziwiony Ulquiorra.
-No, już dawno, po 1 666 000 odcinku.
-No tak...w sumie w tym wszechświecie to chyba tylko głupota Jaegerjaqueza jest nieskończona. -pomyślałam.
-Gdzieś coś było że to jeden ze zwiastunów apokalipsy. -skomentował Nnoitra.
-A jakie są pozostałe? -spytałam.
-Leonardo DiCaprio dostanie Oscara, czarny zostanie papieżem, Ulquiorra się uśmiechnie, a Grimmjow policzy ile to jest 2+2.
-Pierwsze już się spełniło. -zauważył Szayel.
-Te dwa ostatnie..to nie na serio, nie? -zapytał Ulquiorra.
-Tak sobie myślę o swojej karierze. -wtrącił Grimmjow który własnie leżał na łóżku i dłubał sobie w uchu.
-Karierze Espady? -spytał różowy.
-Nie...myślałem czy nie zaciągnąć się jeszcze do jakiejś roboty.
-Roboty? Ha! A do jakiej roboty ty się w ogóle nadajesz? -spytał Nnoitra. -Możesz co najwyżej zostać testerem karmy dla kotów.
-Grimmjow i praca...Popierdolone jak sanki w maju....Te dwa słowa się po prostu ze sobą nie łączą.
-Od kiedy ty się garniesz do roboty? Zawsze byłeś leniwą kurwą. -zapytał Nnoitr.
-W końcu trzeba coś osiągnąć w życiu.
-Nie do wiary, ja chyba źle słyszę! -krzyknęłam z niedowierzaniem.
-To było dziwne. To nie jest normalny tok myślenia Grimmjowa Jaegerjaqueza.
-W pośredniaku byłeś? -spytał Szayel.
-Tak. Mówią że nie mają pracy dla ludzi z moim wykształceniem.
-Raczej bez wykształcenia -sprostowałam.
-I tak w sumie to nie wiem co bym miał właściwie napisać w CV.
-Może coś w stylu.. "Jestem niedojebem umysłowym, nigdy nie ukończyłem podstawówki bo ujebałem w przedszkolu na leżakowaniu...Należę do armii popaprańca próbującego przejąć władzę nad światem. Noszę niebieską piżamę w smerfy i od małego jebią mi stopy."? Hah -powiedział Nnoitr nabijając się z niebieskiego i jego kompetencji zawodowych.
-Wiesz co? Masz wielką szansę poczuć mojego buta w swojej dupie! -powiedział wstając z łóżka.
-Może ja też bym gdzieś poszedł. -stwierdził Szayel. -Może zostanę modelem, piosenkarzem, albo ginekologiem!
-Aktorem w gejowskim porno chyba. -powiedziałam.
-A ja to bym chciał zostać batmanem.-wtrącił Ulquiorra.
-...
-Zawsze możesz zostać księdzem pedofilem tak jak twój ojciec. -skomentował Grimm.
-Na księdza też się mówi batman. -dodał Nnoitra.
Ulqu spuścił głowę. Chyba się zasmucił (przez tą jego ubogą mimikę twarzy trochę ciężko stwierdzić).
-A tak poza tematem!.. Miałem wam coś pokazać! -powiedział niebieski i wyjął z kieszeni jakąś buteleczka z brązowym płynem.
-Co to za ciecz w kolorze gówna? -zapytał jednooki.
-Too...to jest magiczny płyn. Osoba która go wypije będzie mówiła to co myśli i będzie odpowiadać na każde zadane pytanie!
Wszyscy spojrzeli z zaciekawieniem.
-Pamiętam... kiedyś zrobiłem takie coś, ale ktoś mi to podpierdolił. -wtrącił Szayel.- Teraz wiem już kto.
-Oj dobra! Nie spinaj różowego tyłka. Przetestuje dla ciebie...Chociaż właściwie to miałem użyć tego dla jakiejś beki.
-Może by wlać to Aizenowi na popołudniowej herbatce! -chlapnął Nnoitra.
-Albo Aizenowi i reszcie Espady! -dodałam.
-Dobre! Może być śmiesznie! -niebieski ucieszył się z pomysłu.
-Na każdej espadowej herbatce to zawsze Tosen albo Ulquiorra robią herbatę. -zwrócił uwagę jednooki.
-A więc, tym razem herbatę robi Ulek. -powiedział Grimmjow.
-Ja? Miałbym zdradzić Aizena-samę??
-No weźźź! Megu da ci swoje majtki. -przekonywał niebieski.
-Jakim prawem decydujesz za mnie?! Poza tym Ulek na pewno ich nie chce bo jest normalniejszy od was!
-Chcę.
-Wut? Tego się nie spodziewałam. Coś się tu ewidentnie spierdoliło. -pomyślałam.
-Grimmjow...znowu mu coś dosypałeś do picia?
-Jaaa? Nieeee.
-Ta, no skądże.
-Dobra, zrób to dla dobra sprawy! Chyba chcesz posłuchać Aizena?
Po jakichś 30 minutach targowania się i pierdolenia... z bulwersem i bólem dupy... zgodziłam się.
-No dobra! Ale jak do lapka dorzucisz mi PSP.
-Dobra...ty ździerco!
A więc oddałam swoje gacie Ulquiorze. Wizja kompromitującego się Aizena i spółki była zbyt kusząca.
-Zadowolony... Grimmjow?!
-Ulek może być układ?-spytał emosa.
-Tak.
Nietoper założył gacie na głowe. On chyba jednak nie jest ani trochę normalniejszy od tej bandy dzikusów.
-Będę tak chodził.
-Jak se chcesz! Tylko nikomu nie mów że to moje!
Po południu zebraliśmy się w pokoju obrad. Ulek przystąpił do robienia herbaty.
-Chcę żebyście wiedzieli że kara za wczorajszy wybryk was nie ominie, ale jeszcze szukam odpowiednio okrutnej. Mówię do Grimmjowa, Szayela, Ulquiorry, Nnoitry i Megu...- powiedział Aizen i spojrzał na nas złowieszczo.
Następnie nasz pan i władca wyjął duże kartonowe pudło spod stołu.
-Zaczniemy nasze zebranie od wniosków, skarg i zażaleń.
Właśnie miał otworzyć magiczne pudełko lecz skierował swoją uwagę na róg sali w którym stał Nietoper.
-Ale najpierw ktoś mi powie czemu Ulquiorra nosi na głowie różowe damskie gacie... i czyje one są.
Emos odwrócił się do Aizena.
-Megu zabroniła mi mówić.
Wszyscy spojrzeli się na mnie.
-Idiota! Boże co za wstyd! Co za spierdolina! Teraz wszyscy będą gadać dziwne rzeczy.
Załamałam się i jebłam łbem w stół.
-Dziwi mnie tylko że jest ktoś tak zdesperowany żeby zainteresować się u.....-przerwał.-Dobra nieważne, nie wnikam w wasze dziwne relacje. W sumie to chuj mnie to. Niech będzie, macie moje błogosławieństwo.
On chyba pomyślał że my jesteśmy w związku. Chciałam coś powiedzieć, ale z wrażenia zakrztusiłam się powietrzem i to tak że mało nie pierdolnęłam na podłogę.
Aiz włożył łape w karton i wyciągnął karteczkę.
-Pierwsze..."Grimmjowowi walą stopy". Hmmm....
-Ej! Kto to napisał?!- spytał niebieski z bulwersem, mierząc towarzystwo wzrokiem.
-No cóż, przykro mi, ale na stopy Grimmjowa nie jestem w stanie nic poradzić.
Wyrzucił karteczkę za siebie i wyciągnął następną.
-"Ser, majonez...odświeżacz powietrza, żel do włosów....maść na hemoroidy"..chwila. To moja lista zakupów.
Schował kartkę do kieszeni i wyciągnął następną. Właściwie był to jakiś pomiętolony, jakby przeżuty i wyjęty psu z gardła kawałek papieru toaletowego na którym było coś nabazgrane.
-"Zastanawia mie... kiedy szef da nam wypłatem bo muszem spłacić kredyt co go wziołem żeby spłacić kredyt który zaciongnołem żeby zakupić koksu."
Aizen spojrzał zza pudła z politowaniem.
-Eh...Grimmjow, dostaniecie wypłatę w przyszłym tygodniu.
-Skąd Aizen-sama wiedział że to ja?!- spytał Grimm dziwiąc się bardzo.
-Mamy tu tylko jednego narkomana analfabetę.
Aiz wyrzucił papier i wygrzebał z dna jakąś różową kopertę, otworzył ją i począł czytać zawartość.
-"Drogi Aizenie-samo. Chciałem panu wyznać że Pana kocham i strasznie mnie podniecają Pana włosy. Lubie przychodzić do Pana w nocy i patrzeć jak Pan śpi..."....... Co za chuj?!!- krzyknął Aizen podrywając się z krzesła i zbadał wzrokiem każdą zakazaną mordę przy stole.- Kto mnie nachodzi w nocy??!
Parsknęłam śmiechem.
-Jak się dowiem kto to napisał to zawiśnie na dachu Las Noches! Na jajach!- rzekł z wkurwieniem. -Skoro nie macie nic ciekawego do powiedzenia...
Aiz spierdzielił karton ze stołu. W tym momencie Ulquiorra podał herbatę i przystąpiliśmy do picia. Siorbnęłam trochę z filiżanki i po chwili zrobiło mi się dziwnie.
-Coś jest nie tak...Nie mówcie że ten kretyn się pomylił!
Spojrzałam na Grimmjowa i Nnoitrę. Wyglądali jakby właśnie zwalili się w spodnie.
-Ten jełop Ulquiorra...Czy on dolał tego wszystkim?!
Nagle odezwał się Aizen.
-Droga Espado! Wiem że jestem dla was chujem, ale jesteście da mnie jak moje dzieci. Może tego nie wiecie ale mama mnie nie kochała jak byłem mały przez co teraz jestem kutasem który odreagowuje to na podwładnych i przez podbijanie świata. Co ja do chuja mówię.
To chyba były najdziwniejsze słowa jakie kiedykolwiek słyszałam z ust Aizena. Serio, to nawet nie było śmieszne.
-Uważam że jest pan sekśi! -krzyknęła Harribel.
Nnoitra zaczął się śmiać.
-Zasrałem kibel Szayela bo mój mi się zapchał!
Różowy spojrzał na niego.
-Harribeel goli dupeee!- odezwał się Starrk wstając z krzesła. (Nie wiem skąd on to wie, ale ok. Nie wnikam.)
Poczułam jak coś ciśnie mi się na usta i wybiegłam z sali.
Ja, Grimmjow, Szayel, Ulquiorra i Nnoitra wrócilismy do pokoju niebieskiego.
-Nie dobrze. Nie możemy wygadać się przed Aizenem. -powiedział Grimm chodząc nerwowo w kółko.
-Jak Aizen-sama się dowie to wyśle Grimmjowa na karnego jeżyka, albo i gorzej...mnie też wyśle. -wtrącił Ulquiorra.
-Jak wygląda karny jeżyk dla Espady...? -spytałam z zaciekawieniem.
Myślałam że to dobre dla dzieci. To trochę dziwne, no ale dobra, nie będę kwestionować metod wychowawczych Aizena.
-Jak normalny jeżyk tylko większy i z prawdziwymi kolcami. -odpowiedział Szayel poprawiając binokle.
-Ulquiorra! Ty ofiaro dziurawego kondoma! Jak cie jebne w ten twój emo makijaż to zobaczysz! Miałeś to dać wszystkim oprócz nas!- warknął Grimmjow podchodząc do emosa.
-Nic takiego nie było w umowie.
-Jak nie było, jak było! Zrobie ci z mordy origami zmazie nocny nietoperza!
-Kup se Halitomin bo ci wali z ust.
-Oddawaj majtki, nie zasłużyłeś!
Grimm sięgnął do głowy nietopera, ale ten zrobił unik.
-One są moje! Nie dostaniesz ich dla siebie!
-Ożeż ty chuju! Jakbym w ogóle mówił że je chce dla siebie!
Grimmjow próbował złapać Ulquiorrę za chabety, ale ten ponownie uniknął jego łapska. Niebieski dobył miecza i zamachnął się na emosa lecz emos sparował cios swoim zanpaktou. Zaczęli się lać.
Szayel począł patrzeć się na mnie dziwnie z tą swoją miną z serii " ja nic nie kombinuję".
-Meguuu...powiedz mi.. co ty właściwie, tak naprawdę o mnie myślisz?- spytał z podejrzanym uśmiechem.
-Hmm...jesteś popierdzielonym zbokiem i wyglądasz jakby cie cyganka w biegu wysrała. Poza tym jesteś debil i pojebus. Właściwie to wszyscy jesteście debilami, ale w jakiś tam sposób was lubię. Szczególnie Grimmjowa, wkurwiamy się nawzajem ale jest dla mnie jak brat i Ulka bo tak naprawdę to mi się podoba..
Zrobiło się cicho. Grimmjow i Ulquiorra zamarli w bezruchu i spojrzeli na mnie robiąc duże oczy. Nagle skapnęłam się co ja właściwie powiedziałam. Boże... wiem, wiem...to było żałosne.
-Cóż, czas się spakować, zmienić nazwisko i wyjechać gdzieś w pizdu..- powiedziałam.- Zrobiłabym to gdybym tylko miała taką możliwość!!- krzyknęłam histerycznie, łapiąc się za głowę.
-Łoooo...o luju! Robi się dziwnie!- odezwał się Nnoitra.
-Kurwa!...Kurwa! Kurwa! Kurwa! I jak to teraz odkręcić?! Szayel cwelu! Wymyśl coś i wykasuj wszystkim pamięć!
-Nie obraź się...ale nie. Hahah.-odparł śmiejąc się z całego zajścia.
Po prostu wyszłam stamtąd, zamknęłam się w swoim pokoju i zaczekałam aż mi przejdzie. Siedziałam tam jakąś godzinę.
-Ni chuja! Idę do Szayela!
Wyszłam z pokoju, skręciłam w prawo, w lewo, na dół i na ukos, zgubiłam się 5 razy, ale w końcu wyszłam na zewnątrz i trafiłam pod laboratorium Landryna. Weszłam do środka. Różowy dłubał właśnie śrubokrętem w jakimś prototypie wibratora.
-Czego chcesz?
-Ja w tej żenującej sprawie.
-No dobra. W sumie to mam coś na to.
-Tak?!
Ucieszyłam się. Pojawiła się jakaś nadzieja.
-Ale coś za coś.
-O nie! Nie dam się zgwałcić, na to nie licz!
-Oj dobra! Nie histeryzuj. Chciałem tylko pożartować.
Zbol odszedł kilka kroków i wyjął coś z szuflady. Podszedł do mnie i dał mi jakąś różową pastylkę.
-Daj to Ulkowi. Jak to połknie straci przytomność, a jak się obudzi nie będzie nic pamiętał. Więcej nie mam i teraz nie wysram....w sensie że nie zrobię.
-Zawsze coś. Dzięki.
Wzięłam to różowe coś i wyszłam.
-I jak ja niby mam mu to teraz wcisnąć?!
Patrzyłam się tak na tą różową pigułę i coś mi nie pasowało. Czułam jakieś ślepia na sobie.
-Do chuja pana..Jak teraz podniosę wzrok to na pewno kogoś zobaczę. Oby to nie był ten emos!
Spojrzałam przed siebie. To był Grimmjow. Podszedł i uderzył mnie "po przyjacielsku" w ramię.
-Hello! Siora!- powiedział szczerząc zęby. W jego głosie słychać było nutkę sarkazmu.
-Kurwa...jaka ze mnie żenada. Teraz jest mi wstyd.
-Eh, przestań się nabijać...Chcesz mi pomóc?- spytałam niepewnie.
- W czym?
-Muszę wcisnąć to różowe coś Ulquiorze do gardła.
-A po chuj?
-Noo...Żeby zapomniał co powiedziałam!
-Dobra.
-Dobra? Tak po prostu? I nic za to nie chcesz w zamian....nic?
-Nie.
No cóż, to było trochę dziwne. Grimmjow nigdy nie robi nic za darmo i zazwyczaj nie jest zbyt bezinteresowny. W sumie nawet miło z jego strony.
Niebieski zabrał tabletkę z mojej ręki.
-Heej! Ulquioooooooorrrraaaaaa!~
Grimm spojrzał w lewo. Stał tam ten emos. Jakieś kilka metrów od nas. Cały czas tam był, a ja go nie zauważyłam. Niebieski wystartował w stronę nietopera. Ulqu odepchną się nogą od ziemi i zaczął lecieć szybko w tył, ale Grimmjow zbliżał się coraz bardziej i w końcu spotkali się twarzą w twarz.
-Otwieraj jape!
-Nie.
Ulek użył sonido i teleportował się do góry. Grimm zaraz za nim. Trochę to wszystko trwało, ale jakieś 40 minut później niebieski złapał emosa za gębę i wepchnął mu pastylkę prosto w gardło. Nietoper chciał zmusić się do wymiotów, ale padł na ziemię jak kłoda. Jaegerjaquez przerzucił go przez ramię i poszliśmy do labo Szayela.
-O, widzę że się udało.-powiedział Szayel kiedy nas zobaczył.
-Co tam strugasz Szayel?- niebieski spytał zbola po czym pierdolną Ulka na podłogę.
-A..wibrator....Z wbudowanym mp3, telefonem, budzikiem oraz funkcją odtwarzania radia.
-Aha. O kurwa!- Grimmjow krzyknął z przerażeniem i wskazał na leżącego, zwiniętego w chińskie osiem nietopera. -On się uśmiecha! Wszyscy zginiemy!
-Spokojnie, nie mamy jeszcze czarnego papieża a ty nie policzyłeś ile to jest 2+2 -różowy uspokajał Grimmjowa.
Szayel i ja pochyliliśmy się nad emosem.
-Dziwnie to wygląda. -stwierdziłam.
-No...tak trochę.-przyznał perwers.
-Mogę dorysować mu kutasa? -wtrącił Grimm z pełną powagą.
Nagle emos się obudził i podnosząc się do pozycji siedzącej jebnął mnie z główki.
-Co się stało?! -spytał.
-Zemdlałeś i Grimmjow przyniósł cię tutaj. -odpowiedział mu różowy.
-Zemdlałem? Nic nie pamiętam...Ostatnie co pamiętam to to że robiłem herbate.
Nietoper wstał i spojrzał się na mnie. Zdygałam się trochę że może sobie coś przypomniał i zaraz coś powie.
-Sorry za walnięcie z główki.
-S-spoko. Nnic mi nie jest. -odpowiedziałam masując się po czole.
-Chyba zapomniałem o czymś ważnym.
-Uff...Jednak nic nie zapamiętał.
-Różowy, jak się robi taką magiczną miksturę? -spytał Grimm.
-A, to proste. Bierzesz trochę łupieżu z włosów Nnoitry, bród z pod paznokcia Aizena, kilka moich włosów łonowych, mocz psa, spermę słonia oraz krew miesięczną dziewicy. Mieszasz to w jakimś słoiku, zakręcasz i czekasz z miesiąc aż skiśnie.
-I ja to piłem..
Później wszyscy się porzygali, dostali rozwolnienia i tak to się skończyło.
C.D.N.
Nagle do pokoju wbił Szayel.
-Rozbierać sie!
-Po chuj?! -spytał zdziwiony Grimmjow.
-Będę gwałcił.
-Szayel chyba właśnie lecą "Barwy szczęścia", "Moda na sukces" czy coś tam innego co zazwyczaj oglądasz, idź obejrzyj bo przegapisz.- powiedziałam mając nadzieję na pozbycie się przychlasta.
-Dzisiaj są powtórki...a "Moda na sukces" już się skończyła.
Wszystkich ogarnął zonk.
-Jak to skończyła? -spytał zdziwiony Ulquiorra.
-No, już dawno, po 1 666 000 odcinku.
-No tak...w sumie w tym wszechświecie to chyba tylko głupota Jaegerjaqueza jest nieskończona. -pomyślałam.
-Gdzieś coś było że to jeden ze zwiastunów apokalipsy. -skomentował Nnoitra.
-A jakie są pozostałe? -spytałam.
-Leonardo DiCaprio dostanie Oscara, czarny zostanie papieżem, Ulquiorra się uśmiechnie, a Grimmjow policzy ile to jest 2+2.
-Pierwsze już się spełniło. -zauważył Szayel.
-Te dwa ostatnie..to nie na serio, nie? -zapytał Ulquiorra.
-Tak sobie myślę o swojej karierze. -wtrącił Grimmjow który własnie leżał na łóżku i dłubał sobie w uchu.
-Karierze Espady? -spytał różowy.
-Nie...myślałem czy nie zaciągnąć się jeszcze do jakiejś roboty.
-Roboty? Ha! A do jakiej roboty ty się w ogóle nadajesz? -spytał Nnoitra. -Możesz co najwyżej zostać testerem karmy dla kotów.
-Grimmjow i praca...Popierdolone jak sanki w maju....Te dwa słowa się po prostu ze sobą nie łączą.
-Od kiedy ty się garniesz do roboty? Zawsze byłeś leniwą kurwą. -zapytał Nnoitr.
-W końcu trzeba coś osiągnąć w życiu.
-Nie do wiary, ja chyba źle słyszę! -krzyknęłam z niedowierzaniem.
-To było dziwne. To nie jest normalny tok myślenia Grimmjowa Jaegerjaqueza.
-W pośredniaku byłeś? -spytał Szayel.
-Tak. Mówią że nie mają pracy dla ludzi z moim wykształceniem.
-Raczej bez wykształcenia -sprostowałam.
-I tak w sumie to nie wiem co bym miał właściwie napisać w CV.
-Może coś w stylu.. "Jestem niedojebem umysłowym, nigdy nie ukończyłem podstawówki bo ujebałem w przedszkolu na leżakowaniu...Należę do armii popaprańca próbującego przejąć władzę nad światem. Noszę niebieską piżamę w smerfy i od małego jebią mi stopy."? Hah -powiedział Nnoitr nabijając się z niebieskiego i jego kompetencji zawodowych.
-Wiesz co? Masz wielką szansę poczuć mojego buta w swojej dupie! -powiedział wstając z łóżka.
-Może ja też bym gdzieś poszedł. -stwierdził Szayel. -Może zostanę modelem, piosenkarzem, albo ginekologiem!
-Aktorem w gejowskim porno chyba. -powiedziałam.
-A ja to bym chciał zostać batmanem.-wtrącił Ulquiorra.
-...
-Zawsze możesz zostać księdzem pedofilem tak jak twój ojciec. -skomentował Grimm.
-Na księdza też się mówi batman. -dodał Nnoitra.
Ulqu spuścił głowę. Chyba się zasmucił (przez tą jego ubogą mimikę twarzy trochę ciężko stwierdzić).
-A tak poza tematem!.. Miałem wam coś pokazać! -powiedział niebieski i wyjął z kieszeni jakąś buteleczka z brązowym płynem.
-Co to za ciecz w kolorze gówna? -zapytał jednooki.
-Too...to jest magiczny płyn. Osoba która go wypije będzie mówiła to co myśli i będzie odpowiadać na każde zadane pytanie!
Wszyscy spojrzeli z zaciekawieniem.
-Pamiętam... kiedyś zrobiłem takie coś, ale ktoś mi to podpierdolił. -wtrącił Szayel.- Teraz wiem już kto.
-Oj dobra! Nie spinaj różowego tyłka. Przetestuje dla ciebie...Chociaż właściwie to miałem użyć tego dla jakiejś beki.
-Może by wlać to Aizenowi na popołudniowej herbatce! -chlapnął Nnoitra.
-Albo Aizenowi i reszcie Espady! -dodałam.
-Dobre! Może być śmiesznie! -niebieski ucieszył się z pomysłu.
-Na każdej espadowej herbatce to zawsze Tosen albo Ulquiorra robią herbatę. -zwrócił uwagę jednooki.
-A więc, tym razem herbatę robi Ulek. -powiedział Grimmjow.
-Ja? Miałbym zdradzić Aizena-samę??
-No weźźź! Megu da ci swoje majtki. -przekonywał niebieski.
-Jakim prawem decydujesz za mnie?! Poza tym Ulek na pewno ich nie chce bo jest normalniejszy od was!
-Chcę.
-Wut? Tego się nie spodziewałam. Coś się tu ewidentnie spierdoliło. -pomyślałam.
-Grimmjow...znowu mu coś dosypałeś do picia?
-Jaaa? Nieeee.
-Ta, no skądże.
-Dobra, zrób to dla dobra sprawy! Chyba chcesz posłuchać Aizena?
Po jakichś 30 minutach targowania się i pierdolenia... z bulwersem i bólem dupy... zgodziłam się.
-No dobra! Ale jak do lapka dorzucisz mi PSP.
-Dobra...ty ździerco!
A więc oddałam swoje gacie Ulquiorze. Wizja kompromitującego się Aizena i spółki była zbyt kusząca.
-Zadowolony... Grimmjow?!
-Ulek może być układ?-spytał emosa.
-Tak.
Nietoper założył gacie na głowe. On chyba jednak nie jest ani trochę normalniejszy od tej bandy dzikusów.
-Będę tak chodził.
-Jak se chcesz! Tylko nikomu nie mów że to moje!
Po południu zebraliśmy się w pokoju obrad. Ulek przystąpił do robienia herbaty.
-Chcę żebyście wiedzieli że kara za wczorajszy wybryk was nie ominie, ale jeszcze szukam odpowiednio okrutnej. Mówię do Grimmjowa, Szayela, Ulquiorry, Nnoitry i Megu...- powiedział Aizen i spojrzał na nas złowieszczo.
Następnie nasz pan i władca wyjął duże kartonowe pudło spod stołu.
-Zaczniemy nasze zebranie od wniosków, skarg i zażaleń.
Właśnie miał otworzyć magiczne pudełko lecz skierował swoją uwagę na róg sali w którym stał Nietoper.
-Ale najpierw ktoś mi powie czemu Ulquiorra nosi na głowie różowe damskie gacie... i czyje one są.
Emos odwrócił się do Aizena.
-Megu zabroniła mi mówić.
Wszyscy spojrzeli się na mnie.
-Idiota! Boże co za wstyd! Co za spierdolina! Teraz wszyscy będą gadać dziwne rzeczy.
Załamałam się i jebłam łbem w stół.
-Dziwi mnie tylko że jest ktoś tak zdesperowany żeby zainteresować się u.....-przerwał.-Dobra nieważne, nie wnikam w wasze dziwne relacje. W sumie to chuj mnie to. Niech będzie, macie moje błogosławieństwo.
On chyba pomyślał że my jesteśmy w związku. Chciałam coś powiedzieć, ale z wrażenia zakrztusiłam się powietrzem i to tak że mało nie pierdolnęłam na podłogę.
Aiz włożył łape w karton i wyciągnął karteczkę.
-Pierwsze..."Grimmjowowi walą stopy". Hmmm....
-Ej! Kto to napisał?!- spytał niebieski z bulwersem, mierząc towarzystwo wzrokiem.
-No cóż, przykro mi, ale na stopy Grimmjowa nie jestem w stanie nic poradzić.
Wyrzucił karteczkę za siebie i wyciągnął następną.
-"Ser, majonez...odświeżacz powietrza, żel do włosów....maść na hemoroidy"..chwila. To moja lista zakupów.
Schował kartkę do kieszeni i wyciągnął następną. Właściwie był to jakiś pomiętolony, jakby przeżuty i wyjęty psu z gardła kawałek papieru toaletowego na którym było coś nabazgrane.
-"Zastanawia mie... kiedy szef da nam wypłatem bo muszem spłacić kredyt co go wziołem żeby spłacić kredyt który zaciongnołem żeby zakupić koksu."
Aizen spojrzał zza pudła z politowaniem.
-Eh...Grimmjow, dostaniecie wypłatę w przyszłym tygodniu.
-Skąd Aizen-sama wiedział że to ja?!- spytał Grimm dziwiąc się bardzo.
-Mamy tu tylko jednego narkomana analfabetę.
Aiz wyrzucił papier i wygrzebał z dna jakąś różową kopertę, otworzył ją i począł czytać zawartość.
-"Drogi Aizenie-samo. Chciałem panu wyznać że Pana kocham i strasznie mnie podniecają Pana włosy. Lubie przychodzić do Pana w nocy i patrzeć jak Pan śpi..."....... Co za chuj?!!- krzyknął Aizen podrywając się z krzesła i zbadał wzrokiem każdą zakazaną mordę przy stole.- Kto mnie nachodzi w nocy??!
Parsknęłam śmiechem.
-Jak się dowiem kto to napisał to zawiśnie na dachu Las Noches! Na jajach!- rzekł z wkurwieniem. -Skoro nie macie nic ciekawego do powiedzenia...
Aiz spierdzielił karton ze stołu. W tym momencie Ulquiorra podał herbatę i przystąpiliśmy do picia. Siorbnęłam trochę z filiżanki i po chwili zrobiło mi się dziwnie.
-Coś jest nie tak...Nie mówcie że ten kretyn się pomylił!
Spojrzałam na Grimmjowa i Nnoitrę. Wyglądali jakby właśnie zwalili się w spodnie.
-Ten jełop Ulquiorra...Czy on dolał tego wszystkim?!
Nagle odezwał się Aizen.
-Droga Espado! Wiem że jestem dla was chujem, ale jesteście da mnie jak moje dzieci. Może tego nie wiecie ale mama mnie nie kochała jak byłem mały przez co teraz jestem kutasem który odreagowuje to na podwładnych i przez podbijanie świata. Co ja do chuja mówię.
To chyba były najdziwniejsze słowa jakie kiedykolwiek słyszałam z ust Aizena. Serio, to nawet nie było śmieszne.
-Uważam że jest pan sekśi! -krzyknęła Harribel.
Nnoitra zaczął się śmiać.
-Zasrałem kibel Szayela bo mój mi się zapchał!
Różowy spojrzał na niego.
-Harribeel goli dupeee!- odezwał się Starrk wstając z krzesła. (Nie wiem skąd on to wie, ale ok. Nie wnikam.)
Poczułam jak coś ciśnie mi się na usta i wybiegłam z sali.
Ja, Grimmjow, Szayel, Ulquiorra i Nnoitra wrócilismy do pokoju niebieskiego.
-Nie dobrze. Nie możemy wygadać się przed Aizenem. -powiedział Grimm chodząc nerwowo w kółko.
-Jak Aizen-sama się dowie to wyśle Grimmjowa na karnego jeżyka, albo i gorzej...mnie też wyśle. -wtrącił Ulquiorra.
-Jak wygląda karny jeżyk dla Espady...? -spytałam z zaciekawieniem.
Myślałam że to dobre dla dzieci. To trochę dziwne, no ale dobra, nie będę kwestionować metod wychowawczych Aizena.
-Jak normalny jeżyk tylko większy i z prawdziwymi kolcami. -odpowiedział Szayel poprawiając binokle.
-Ulquiorra! Ty ofiaro dziurawego kondoma! Jak cie jebne w ten twój emo makijaż to zobaczysz! Miałeś to dać wszystkim oprócz nas!- warknął Grimmjow podchodząc do emosa.
-Nic takiego nie było w umowie.
-Jak nie było, jak było! Zrobie ci z mordy origami zmazie nocny nietoperza!
-Kup se Halitomin bo ci wali z ust.
-Oddawaj majtki, nie zasłużyłeś!
Grimm sięgnął do głowy nietopera, ale ten zrobił unik.
-One są moje! Nie dostaniesz ich dla siebie!
-Ożeż ty chuju! Jakbym w ogóle mówił że je chce dla siebie!
Grimmjow próbował złapać Ulquiorrę za chabety, ale ten ponownie uniknął jego łapska. Niebieski dobył miecza i zamachnął się na emosa lecz emos sparował cios swoim zanpaktou. Zaczęli się lać.
Szayel począł patrzeć się na mnie dziwnie z tą swoją miną z serii " ja nic nie kombinuję".
-Meguuu...powiedz mi.. co ty właściwie, tak naprawdę o mnie myślisz?- spytał z podejrzanym uśmiechem.
-Hmm...jesteś popierdzielonym zbokiem i wyglądasz jakby cie cyganka w biegu wysrała. Poza tym jesteś debil i pojebus. Właściwie to wszyscy jesteście debilami, ale w jakiś tam sposób was lubię. Szczególnie Grimmjowa, wkurwiamy się nawzajem ale jest dla mnie jak brat i Ulka bo tak naprawdę to mi się podoba..
Zrobiło się cicho. Grimmjow i Ulquiorra zamarli w bezruchu i spojrzeli na mnie robiąc duże oczy. Nagle skapnęłam się co ja właściwie powiedziałam. Boże... wiem, wiem...to było żałosne.
-Cóż, czas się spakować, zmienić nazwisko i wyjechać gdzieś w pizdu..- powiedziałam.- Zrobiłabym to gdybym tylko miała taką możliwość!!- krzyknęłam histerycznie, łapiąc się za głowę.
-Łoooo...o luju! Robi się dziwnie!- odezwał się Nnoitra.
-Kurwa!...Kurwa! Kurwa! Kurwa! I jak to teraz odkręcić?! Szayel cwelu! Wymyśl coś i wykasuj wszystkim pamięć!
-Nie obraź się...ale nie. Hahah.-odparł śmiejąc się z całego zajścia.
Po prostu wyszłam stamtąd, zamknęłam się w swoim pokoju i zaczekałam aż mi przejdzie. Siedziałam tam jakąś godzinę.
-Ni chuja! Idę do Szayela!
Wyszłam z pokoju, skręciłam w prawo, w lewo, na dół i na ukos, zgubiłam się 5 razy, ale w końcu wyszłam na zewnątrz i trafiłam pod laboratorium Landryna. Weszłam do środka. Różowy dłubał właśnie śrubokrętem w jakimś prototypie wibratora.
-Czego chcesz?
-Ja w tej żenującej sprawie.
-No dobra. W sumie to mam coś na to.
-Tak?!
Ucieszyłam się. Pojawiła się jakaś nadzieja.
-Ale coś za coś.
-O nie! Nie dam się zgwałcić, na to nie licz!
-Oj dobra! Nie histeryzuj. Chciałem tylko pożartować.
Zbol odszedł kilka kroków i wyjął coś z szuflady. Podszedł do mnie i dał mi jakąś różową pastylkę.
-Daj to Ulkowi. Jak to połknie straci przytomność, a jak się obudzi nie będzie nic pamiętał. Więcej nie mam i teraz nie wysram....w sensie że nie zrobię.
-Zawsze coś. Dzięki.
Wzięłam to różowe coś i wyszłam.
-I jak ja niby mam mu to teraz wcisnąć?!
Patrzyłam się tak na tą różową pigułę i coś mi nie pasowało. Czułam jakieś ślepia na sobie.
-Do chuja pana..Jak teraz podniosę wzrok to na pewno kogoś zobaczę. Oby to nie był ten emos!
Spojrzałam przed siebie. To był Grimmjow. Podszedł i uderzył mnie "po przyjacielsku" w ramię.
-Hello! Siora!- powiedział szczerząc zęby. W jego głosie słychać było nutkę sarkazmu.
-Kurwa...jaka ze mnie żenada. Teraz jest mi wstyd.
-Eh, przestań się nabijać...Chcesz mi pomóc?- spytałam niepewnie.
- W czym?
-Muszę wcisnąć to różowe coś Ulquiorze do gardła.
-A po chuj?
-Noo...Żeby zapomniał co powiedziałam!
-Dobra.
-Dobra? Tak po prostu? I nic za to nie chcesz w zamian....nic?
-Nie.
No cóż, to było trochę dziwne. Grimmjow nigdy nie robi nic za darmo i zazwyczaj nie jest zbyt bezinteresowny. W sumie nawet miło z jego strony.
Niebieski zabrał tabletkę z mojej ręki.
-Heej! Ulquioooooooorrrraaaaaa!~
Grimm spojrzał w lewo. Stał tam ten emos. Jakieś kilka metrów od nas. Cały czas tam był, a ja go nie zauważyłam. Niebieski wystartował w stronę nietopera. Ulqu odepchną się nogą od ziemi i zaczął lecieć szybko w tył, ale Grimmjow zbliżał się coraz bardziej i w końcu spotkali się twarzą w twarz.
-Otwieraj jape!
-Nie.
Ulek użył sonido i teleportował się do góry. Grimm zaraz za nim. Trochę to wszystko trwało, ale jakieś 40 minut później niebieski złapał emosa za gębę i wepchnął mu pastylkę prosto w gardło. Nietoper chciał zmusić się do wymiotów, ale padł na ziemię jak kłoda. Jaegerjaquez przerzucił go przez ramię i poszliśmy do labo Szayela.
-O, widzę że się udało.-powiedział Szayel kiedy nas zobaczył.
-Co tam strugasz Szayel?- niebieski spytał zbola po czym pierdolną Ulka na podłogę.
-A..wibrator....Z wbudowanym mp3, telefonem, budzikiem oraz funkcją odtwarzania radia.
-Aha. O kurwa!- Grimmjow krzyknął z przerażeniem i wskazał na leżącego, zwiniętego w chińskie osiem nietopera. -On się uśmiecha! Wszyscy zginiemy!
-Spokojnie, nie mamy jeszcze czarnego papieża a ty nie policzyłeś ile to jest 2+2 -różowy uspokajał Grimmjowa.
Szayel i ja pochyliliśmy się nad emosem.
-Dziwnie to wygląda. -stwierdziłam.
-No...tak trochę.-przyznał perwers.
-Mogę dorysować mu kutasa? -wtrącił Grimm z pełną powagą.
Nagle emos się obudził i podnosząc się do pozycji siedzącej jebnął mnie z główki.
-Co się stało?! -spytał.
-Zemdlałeś i Grimmjow przyniósł cię tutaj. -odpowiedział mu różowy.
-Zemdlałem? Nic nie pamiętam...Ostatnie co pamiętam to to że robiłem herbate.
Nietoper wstał i spojrzał się na mnie. Zdygałam się trochę że może sobie coś przypomniał i zaraz coś powie.
-Sorry za walnięcie z główki.
-S-spoko. Nnic mi nie jest. -odpowiedziałam masując się po czole.
-Chyba zapomniałem o czymś ważnym.
-Uff...Jednak nic nie zapamiętał.
-Różowy, jak się robi taką magiczną miksturę? -spytał Grimm.
-A, to proste. Bierzesz trochę łupieżu z włosów Nnoitry, bród z pod paznokcia Aizena, kilka moich włosów łonowych, mocz psa, spermę słonia oraz krew miesięczną dziewicy. Mieszasz to w jakimś słoiku, zakręcasz i czekasz z miesiąc aż skiśnie.
-I ja to piłem..
Później wszyscy się porzygali, dostali rozwolnienia i tak to się skończyło.
C.D.N.
03.Espada jedzie na wieś
W Las Noches panowała zupełna cisza. Wszyscy przebywali w łóżkach odchorowując kaca po wczorajszym chlaniu. Oczywiście ze mną również nie było najlepiej. Chciałam wstać z wyra, ale zamiast tego jebłam na podłogę.
-Która godzina? Który mamy rok? Umieram, chyba nadszedł mój czas.
Nie chciało mi się ruszyć dupy żeby się podnieść więc leżałam tak i leżałam, nie wiem nawet ile.
-Chce mi się siku.
Leżąc obserwowałam rozpierdziel jaki w nieznany mi do końca sposób powstał w moim zazwyczaj niemal sterylnie czystym pokoju.
-Ja pierdolę. Jak się nie ogranę to zaraz na serio tutaj zejdę.
Zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem.
-A co jeśli jednak przeżyję? Co mnie jeszcze czeka w życiu? Czy do 30tki znajdę chłopaka? Ile czasu pozostanę jeszcze dziewicą zanim Szayel w końcu dopnie swego i mnie zgwałci? Na cholerę pająkom tyle nóg?..O kurwa...po suficie zapierdala pająk, zaraz się chyba zesram!....... A tak na poważnie, gdyby to wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady?...Nie no sikam.
Tak więc zmuszona przez siłę wyższą podniosłam w końcu swoje ociężałe cielsko, odsikałam się, ubrałam i ogólnie ogarnęłam. Usiadłam na łóżku. Na kolana wskoczył mi mój kot o pięknym, dostojnym i majestatycznym imieniu- Beelzebub.
-Chyba powinnam znaleźć sobie jakieś zajęcie? Co o tym myślisz?
-Chyba jestem nienormalna. Pytam kota o opinię. Albo w końcu zwariowałam albo to przez ten ruski alkohol z nie do końca wiadomego źródła który kupił Aizen.-pomyślałam.
Nawet członkowie Espady mają jakieś hobby. Ulek hoduje kaktusy, Szayel ma kolekcję wibratorów, Nnoitra zbiera plakaty z BravoGirl, a Grimmjow lubi obijać gęby frajerom. Yammy pisze blog kulinarny (?), Harribel prowadzi warsztaty z fitnessu, Zommari tworzy poezję śpiewaną, Aaroniero hoduje rybki w akwarium które nosi zamiast łba. Starrk w wolnych chwilach zajmuje się spaniem (w sumie to nie wiem czy to się zalicza do hobby ale dobra), a Barragan...Barragan to nawet nie wiem co on robi.
Właśnie wtedy narodził się pomysł na pisanie tego bloga. Jedynym problemem było to że ja właściwie nie miałam komputera.
-Trzeba by było jakiś skołować. Wiem że Nnoitra ma komputer, ale on na pewno mi go nie użyczy.
Wstałam i zajrzałam do puszki w której trzymałam oszczędności. Pustka. Aizen od jakiegoś dłuższego czasu nie dawał mi kieszonkowego. W sumie to nawet krucho z wypłatami dla Espady, więc nie idzie pożyczyć. Chociaż pewnie nawet gdyby te zjeby miały trochę grosza to i tak by nie pożyczyły. Nnoitra jest bardziej skąpy od żyda i mnie nie lubi, Grimmjow jest chujem i jestem na niego obrażona, Szayel może i by mi pożyczył ale gdybym zgodziła się mu oddać w naturze, Ulquiorra jest frajerem i zapierdala dla Aizena za darmo, a z resztą Espady kontakt mam prawie że zerowy więc nie wypada.
Nagle ktoś bezceremonialnie wbił do mojego pokoju otwierając drzwi z kopa.
-Co do chuja?! -krzyknęłam i podskoczyłam w miejscu mało nie dostając zawału.
Okazało się że to Grimmjow. Machał rękami krzycząc coś niezrozumiale, jakby właśnie dostał wylewu do mózgu, apopleksji i ataku padaczki.
-Grimmjow, ja nic nie rozumiem...
Niebieski uspokoił się trochę, po czym klęknął przede mną patrząc się z miną zbitego psa, ze łzami w oczach. Przetarł nos wierzchem dłoni wycierając kapiące gluty.
-Musisz mi pomóc!
Wyciągnął z kieszeni swojego ledwo żywego, dogorywającego szczura Ziomala.
-Co się mu stało?
-Zziomal był ostatnio jakiś nerwowy i pomyślałem że może się trochę lepiej poczuje jak dam mu trochę koksu!- powiedział jąkając się.-Nikt nie chce się nim zająć, mówią że już za późno i nic się już nie da zrobić!
-Gratuluję, teraz będzie miał od ciebie wieczny spokój.
Gdybym była tym zwierzątkiem wolałabym zdechnąć niż męczyć się z takim właścicielem.
-Jak to?! Nie pomożesz mi??!
-No nie wiem...po tym jak byłeś dla mnie niemiłym, chamskim chujem..
Odwróciłam z fochem głowę i spojrzałam spod oka na niebieskiego głąba.
-Daj spokój! Przecież.... to były tylko żarty!
Grimmjow spojrzał na mnie jakby zaraz miał wybuchnąć histerycznym płaczem.
-Ok, pomogę. Jak załatwisz mi laptopa.
Jaegerjaquez nic nie mówił tylko spojrzał się na mnie jak na jakąś idiotkę.
-Możesz go kupić, ukraść, cokolwiek.
-No dobraa! Niech będzie! Tylko pomóż!
Położył mi gryzonia na dłoniach. Wtem coś czarnego przemknęło mi przed oczami i zabrało Ziomala z moich rąk. Niebieski pisnął jak dziewczynka. To był Beelzebub. Trzymał szczura w zębach. Popatrzył się na nas przez chwilę i czmychnął z pokoju.
-Kurrwaaa!- krzyknął Grimmjow zrywając się na równe nogi.
Rzuciliśmy się w pogoń za kotem.
-Beelzebub! Stój! Ja naprawdę potrzebuję tego laptopa!
-Jak go nie złapiemy to nic nie dostaniesz! Ponad to jeśli twój kot zje mojego szczura, to ja zjem ci kota!- krzyczał tak jakby to było na poważnie.
-Serio...?
-Tak! Nie no...chwila.......
Grimmjow złapał chwilową zawiechę.
-Nie byłoby tak gdybyś nie wchodził do mnie jak do stodoły i zamykał za sobą drzwi!
Ze swojego pokoju wylazł ledwo przytomny Nnoitra.
-Nnoitra! Złap Beelzebuba!- krzyknęłam.
-Eee?
Spojrzał się dziwnie w moją stronę jakbym obraziła mu matkę. Widocznie mój ton był dla jaśnie księcia za bardzo rozkazujący.
-I co się głupio patrzysz! Złap go zanim przebiegnie ci przed nosem!- wydarł się zirytowany Grimmjow.
Nnoitra uczynił łaskawie wysiłek, ale Beelzebub zgrabnie przeskoczył między jego długimi łapami i zniknął za zakrętem. Nagle zza owego zakrętu wyłonił się Ulquiorra trzymając mojego kota na rękach.
-Rany! Stary! Uratowałeś Ziomala!- powiedział Grimm z zadowoleniem, podbiegając do Ulka.
Także tego...naprawiłam jego szczura. Niebieski był tak szczęśliwy że aż rzucił mi się na szyję.
-Dzięki ci!
-Dobra...Grimmjow...daj spokój. Dziwnie się czuję. Możesz mnie puścić?
-Ehe.
Chyba wcale mnie nie słuchał.
-Dobra. To puścisz mnie w końcu?
-...
-Kurwa..popierdoliło.
-Grimmjow, co ty odwalasz?! Puść mnie do cholery jasnej! -krzyknęłam, próbując odczepić od siebie niebieskiego głąba.
W owej chwili w głośnikach usłyszeliśmy głos Aizena.
-Elo rozjechane psie kloce!...Tzn. Espado. Stawcie sie w mojej zajebistej sali tronowej. Ty też Megu. Mam wam coś wykurwiście ważnego do powiedzenia i oczekuje że nie zajmie wam to więcej niż 30 sekund. Tak więc ruszyć dupy bo wpierdol.
Zebraliśmy się pod salą. Wszyscy trzęśli portkami nie wiedząc czego się spodziewać i patrzyli się na drzwi jak szpak w pizdę. Rzadko się zdarza że Aizen wzywa nas o tej godzinie. Tak już ma w zwyczaju ze z samego rańca zaprasza nas do siebie zazwyczaj tylko po wpierdol.
-Co jest? Brak odważnych? Dobra! Sunąć dupy leszcze, wejdę pierwsza!-powiedziałam przeciskając się do drzwi.
Chciałam być odważna, chociaż tak naprawdę srałam po gaciach. W sumie to nie wiem po chuja ja sie pchałam. Ale jak to się mówi..Koko dżambo i do przodu. Do odważnych świat należy!
Otworzyłam drzwi i weszliśmy do sali tronowej naszego okrutnego i apodyktycznego władcy. Ustawiliśmy się grzecznie w rządku i czekaliśmy aż nasz pan przemówi.
-Gdybym nie był okrutnym i apodyktycznym władcą to teraz bym wam współczuł.- powiedział patrząc na nas z wysoka.
-Oho...mamy przerąbane. Skończyło sie babci sranie.
Nastała grobowa cisza. Czuć było jak atmosfera się zagęszcza. Szayel z wrażenia walną głośnego bąka. Aizen zmierzył wzrokiem różowego który zamarł ze strachu. Czując na sobie jego wzrok zaczął się intensywnie pocić.
-Tylko żartowałem!- walną nagle z zacieszem. Chciałem wam powiedzieć że jedziemy na tygodniowe wakacje!
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
-Już myślałem że się skapnął że ktoś...znaczy ja, wrzuciłem mu wczoraj coś do drinka -szepną do mnie perwers w pinglach zasłaniając usta dłonią.
Popatrzyłam się na niego krzywo wyobrażając sobie w jakim celu to zrobił i co się potem działo.
-Nie...ja nie chcę nic wiedzieć.-powiedziałam do siebie, otrząsając się z dziwnych myśli.
-A gdzie jedziemy, Aizen-sama? -spytał Grimmjow.
-Jedziemy do Ameryki!
-Fajnie! Zawsze chciałem zobaczyć wieżę Eiffla!- powiedział ciesząc się Grimmjow.
-Wieża Eiffla jest we Francji, nie w Ameryce, idioto. W Ameryce możesz zobaczyć Statuę Wolności albo Wielki Kanion. -sprostowała Harribel.
-A gdzie tam! Ameryka to taka wieś na północy Polski! -wtrącił Aizen.
W tym momencie wszyscy zaniemówili i popatrzyli na Aizena wielkimi oczami.
-I-i co my będziemy robić w tej...Ameryce..Aizen-sama?- spytał niepewnie Ulquiorra.
-Mam tam znajomego który potrzebuje małej pomocy w gospodarstwie. Jutro o 12:00 wyjeżdżamy. Ubierzcie się w normalne ciuchy, takie jak mają ludzie.
Po wyjściu z sali tronowej zaczęła się intensywna dyskusja.
-Kurwa, to jest nie do pojęcia! W dupie się nie mieści!- krzyczał Nnoitr z wkurwieniem.
-Myślałem że naprawdę fundnie nam jakieś wakacje.- powiedział zawiedziony Szayel po czym oparł się o drzwi.
-Ja tam się cieszę że nie wysyła nas na Syberię...jak rok temu.- stwierdził Grimmjow dłubiąc w uchu.- Albo Afganistanu.. jak dwa lata temu.
-Eh..takie wakacje to o kant tyłka potłuc.-powiedziałam.-Będziemy sprzątać gnój i doić krowy.
-Nie po to zaciągałam się do Espady, żeby bawić się w gównie.- oznajmiła Harribel.-To jest uwłaczające.
Tak czy siak, nie mieliśmy innego wyboru. Odkąd Aizen zrobił sobie przerwę od podbijania świata sukcesywnie wdraża coraz to nowe pomysły na urozmaicenie naszej egzystencji. Wymyśla je prawdopodobnie podczas długich godzin okupowania toalety.
Następnego dnia zebraliśmy się wszyscy w sali zebrań. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Szayel ubrany w białą rozpiętą koszulę z falbaniastymi rękawami i dzwony. Standardowo wyglądał jak przychlast.
-W tym stroju ci do twarzy.- rzuciłam na przywitanie grzecznie.- Gdyż, ponieważ, albowiem masz dziś jak co dzień kurewsko niewyjściowy ryj.
-A ty znów jesteś dla mnie niemiła.
Ulquiorra ubrał się cały na czarno jak na emosa przystało. Grimmjow odpierdzielił się jak stróż w Boże Ciało, założył nawet swój biały prawilny wyjściowy dres. Nawet Nnoitra ubrał się po ludzku w t-shirt oraz jeansy i NAWET z tej okazji się wykąpał. Ogólnie wszyscy wyglądali (prawie) jak ludzie. Jedyne co mnie ciut przeraziło to Aizen w oczojebnej różowej marynarce, hawajskich spodniach i sandałach do których założył długie białe skarpety.
-Plan jest taki. Udajemy się na lotnisko, wsiadamy do samolotu i wysiadamy w Warszawie. Następnie przesiadamy się do autokara.- oznajmił Aizen entuzjastycznie.
-Mówi się autokaru.- powiedziałam cicho pod nosem.
-Co? Czy masz jakieś zastrzeżenia Megu?-spytał Aizen bardzo poważnym tonem.
-Shit! usłyszał mnie.
-Nnie, jjasne że nie.
-To Git.
-Aizen-sama...a czemu nie możemy przemieścić się tam tradycyjnie? Tak jak to robią Arrancarzy?-spytał Aaroniero.
-A nie uważasz że tak będzie fajniej? Będziemy mieli wycieczkę!- odpowiedział.-Dobra! Teraz ustawiamy się w pary i bierzemy za rączki!
-Ale Aizen-sama... w jakim celu...?- zapytała Harribel.
Tak naprawdę nie było żadnego sensownego powodu. Aizen po prostu lubi nas dręczyć.
Skończyło się to tak, że Szayel był w parze z Grimmjowem, Ja z Ulquiorrą, Harribel z Aaroniero, Stark ze starym dziadem Barraganem, Nnoitra z Yammym, a Zommari z Tosenem.
-Nie będę trzymał Szayela za łape! Kto wie co on przed chwilą nią robił, albo gdzie trzymał!- powiedział Grimmjow nerwowo.-Aizen-sama, proszę o łaskę!
-Nie Grimmjow. Jak wszyscy to wszyscy. Jeśli nie zechcesz wykonać mojego polecenia będziesz musiał liczyć się z konsekwencjami.
-Jakimi konsekwencjami?
-Po powrocie będziesz przez miesiąc czyścił toaletę Yammyego.
-O nie. Szayel! Dawaj zapyziałe łapsko!
Każdy liczy się z tym że sprzątając kibel Yammego ma się małe szanse na przeżycie.
-Skoro wszyscy mają już swoją parę...idziemy!- powiedział Aizen.
Posłusznie weszliśmy do Garganty.
Przenieśliśmy się na lotnisko i wsiedliśmy do samolotu. Kiedy samolot oderwał się od ziemi nagle zrobiło mi się niedobrze.
-Coś nie tak Megu?- zapytał Ulek.
Chwyciłam papierową torbę i zbełtałam się do niej.
Nnoitra który siedział z Yammym przede mną i Ulquiorrą odwrócił się do nas.
-Fuuj! Tylko teraz jej nie całuj! Hehe.-powiedział szyderczo zjeb.
-Spierdalaj trędowaty przychlaście! Zajmij się Yammym! -powiedziałam sugestywnie, wyciągając gębę z torby, po czym niespodziewanie rzygłam zjebowi w twarz.
-Kurwaaa!! Wpadło mi do oka! Pali! Strawi mi okoo!- krzyczał miotając się we wszystkie strony.
-Hłehłe!-zaśmiałam się i wstałam ze swojego miejsca z zamiarem udania się do łazienki.
Kiedy przechodziłam obok Nnoitry jebłam na podłogę.... i trochę ją zarzygałam. Na dodatek spódnica mi się podwinęła i wszyscy zobaczyli moje zajebiste niebieskie gacie w kolorowe misie które zawzięcie i z dumą noszę od gimbazjum. Wyszło na to że ten zjeb podstawił mi nogę.
-Ile ty masz lat, że jeszcze nosisz takie gacie?-spytał z miną jakby nie wiedział czy ma się śmiać czy dziwić.
-Chuje muje dzikie pierdolone kurwa w dupe węże do jasnej cholery w pizdu mać!- powiedziałam jednym tchem podnosząc się z podłogi.-Jutro budzisz się z gównem na twarzy!- krzyknęłam wskazując palcem na Nnoitre -.......Jaegerjaqueza!
No ewentualnie mogłabym jeszcze użyć jego przepoconych skarpetek albo brudnych gaci Szayela.
-Hehe- ucieszył się niebieski.
-Groźba bez pokrycia.
-Zobaczymy!
-Będziesz miał za swoje!-wtrącił Grimm.
-Nie wtrącaj się!- zbulwersował się Nnoitra.
-Gdyby kózka nie skakała...to by ślimak pokaż rogi!
-To chyba nie tak leciało.-odezwał się Szayel.
-Gdyby kózka nie skakała......to by Grimmjow chuj ci w dupe!- walnął Nnoitr.
-Nic dziwnego że wymyślasz takie denne teksty, skoro masz dziurę we łbie na wylot i brak ci części mózgu! Czasem mam wrażenie że jesteś głupszy od Grimmjowa!
-Ejjj!
-I chuj! Myślisz ze jak miałaś spięcie w inkubatorze to ci wszystko wolno?!
-Jak cię trzepnę to ci wszystkie wszy z głowy wylecą, brudasie!
-Możesz se pogadać!
-Gdyby kózka nie skakała...-zaczął Szayel.
-...to by kurwa ZAMKNĄĆ WSZYSCY MORDY!- dokończył Aizen przywołując nas do porządku.- Bo zaraz wycieczka się wam skończy i wyślę was na wakacje do Auschwitz.
Wszyscy zamilkli biorąc sobie groźbę Aizena głęboko do serca.
Wysiedliśmy w Warszawie i weszliśmy do budynku lotniska. Nagle podbiegł do nas tłum jakiś dzikich, mangozjebowych fanek. Znalazło się też kilku fanów Harribel. Ludzie robili zdjęcia i prosili o autografy. Nie wiedziałam ze na pierwszym lepszym lotnisku w Polsce można spotkać fanów Aizena i Espady. Stałam z boku przyglądając się tylko. W końcu mnie nikt nie zna..Podobnie jak Barragan, Aaroniero, Yammy i Zommari...oni nie mają fanek bo są zbyt paskudni. Aizenowi chyba spodobało się pisanie autografów, a jakaś laska podarowała Ulquiorze w prezencie swoje majtki.
Po jakiejś godzinie wsiedliśmy do autokaru.
-Nnoitra to zjeb!- rzuciłam w przestrzeń.
-Jak się urodził to matka przez miesiąc dotykała go patykiem, bo nie była pewna czy urodziła czy się zesrała!- walnął Grimm.
-Widziałam ostatnio jego starą jak zamiatała piasek na w Hueco Mundo!
-Hehehe.
-Żałosne.-skomentował pod nosem Nnoitr siadając na swoim miejscu.
Ruszyliśmy. Przed nami były jeszcze jakieś 4h drogi. Szayel umilał nam podróż śpiewając discopolo i jakieś inne przyjebane przyśpiewki.
-Na naszej wycieczce, gdzie słoneczko świeci, jest taka maszyynkaa, doo robienia dzieci! Dzieeewczyno kochana, pokaż mi kolana, a ja ci pokażeee stoojącego pana!~
-Szayel, co to znaczy jak dziewczyna daje ci majtki?-spytał Ulek
-Że chce się z tobą ruchać, znaczy.
-..Aham......
-Chce już być na miejscu.-powiedziałam pod nosem i odwróciłam gębę w stronę okna.
-Jeszcze 200km.......Nie podoba ci się wycieczka? -spytał Ulek.
-Trochę...męcząca. 12 godzin samolotem i jeszcze teraz ze 4 tłuc się autokarem. To nie wycieczka tylko męczarnia. Więc nie, nie podoba mi się.
-Mi też.
Dziwne. Ulek przyznał że nie podoba mu się coś co wymyślił Aizen.
-W sadzie rosną grusze, a na gruszach glizdy, jakie te dziewczynyyy mają wielkie piiizdy! Pisało w gazecie, o pewnej kobiecie, która w Ameryceee pookazała cyce!~
-Szayel zamknij dupe! -odezwał się wkurzony Grimmjow.-Bo ci jebne!
-Takie pytanie...Pamiętacie coś może z wczorajszej imprezy? Bo ja ni chuja. Znaczy coś tam pamiętam, ale nie wszystko. Pamiętam że obudziłem się goły z narysowanym kutasem na czole i nie wiem kto to zrobił. -powiedział Nnoita z zamyśloną miną.
-Ja nic na ten temat nie wiem.-odpowiedziałam.-Ulotniłam się gdzieś w połowie.
-To cię wszystko ominęło!- powiedział ciesząc się Grimmjow.
-Ta..już żałuję.-odparłam z sarkazmem.
-Grimmjow znów stwierdził że nie umie obsługiwać klamek i postanowił że będzie wchodził przez ściany... wyjebał mi dziurę w pokoju.- powiedział Szayel.- Potem próbował zamówić pizzę i wytłumaczyć dostawcy jak trafić do Las Noches.
-Szayel zaprosił na impre Justina Biebera, ale później przykleili go taśmą do podłogi bo zaczął wszystkich wkurwiać. Potem ktoś jeszcze dokleił mu gumowe dildo do czoła.- wtrącił Grimm.
-Aizena wsadzili do pudełka kiedy spał i chcieli go wysłać na wakacje do Hondurasu. Ulek rozebrał się i zaczął tańczyć dookoła swojego ubrania w samych gaciach, potem się na coś wkurwił i rozwalił Starrkowi jogurt na ryju. Chyba Star pomylił go z dziewczyną.
-Nnoitra wyrwał nogę od stołu i machając nią Ulkowi przed twarzą groził mu czarną magią ...Potem Ulquiorrę znaleźliśmy związanego pod stołem, miał narysowane jakieś krzyże na ryju i inne dziwne znaczki.. chyba próbowaliśmy odprawić na nim egzorcyzmy...
-Harribel wsadzała sobie gumowego penisa...
-Dobra! Chyba sobie przypominam!- przerwał Nnoitr -Wziąłem jakieś dziwne kolorowe zioło od Tesri, później byłem zjarany, nagi i leżałem na podłodze w łazience Szayela......o kurwa...no tak...
Nnoitra odwrócił się do Zbola
-Czy ty mi coś zrobiłeś?!
-Nie.
-Uff...to co ja tam robiłem?...No nieważne. Wciąż nie wiem kto mi narysował chuja.
-To byłem ja.-przyznał Ulek podnosząc dłoń.
-Ty?! Za co?!
-Nie wiem. Nie pamiętam.
-Może dlatego że nagadałeś coś Francesce, a ta przyszła potem do niego z pretensjami i walnęła go w ryja wyzywając od zboczeńców i dewiantów.- wtrącił Grimm.
-Tak było. Już pamiętam.-powiedział Ulek.
Szayel znów zaczął śpiewać.
-Zobaczysz kiedyś kochana, jak dobrze będzie z rana! Nie gorzej też z wieczora, to jeszcze lepsza pora! Bara, bara, bara, riki tiki tak! Jeśli masz ochotę daj mi jakiś znak!~
-Jak się nie zamkniesz rzucę cię Yamyemu na pożarcie! -wrzasnął Grimmjow.
W końcu dotarliśmy na wieś co zwie się "Ameryka". Wysiedliśmy w jakimś lesie. W tym lesie stał całkiem spory dom ze stodołą i oborą. Nieopodal było jezioro.
-Rany. W tym miejscu to chyba psy szczekają dupami a bociany startują pionowo.-skomentował Nnoitra rozglądając się dookoła.
Wyszedł do nas jakiś średniego wzrostu, podstarzały brunet.
-Witaj Aizen! To jest ta twoja tania siła robocza o której mówiłeś?- spytał i przywitał się z Aizenem przyjacielskim uściskiem.
-Jak się masz Roman? Ta.. to jest moja Espada.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
-Czy on nazwał nas właśnie tanią siłą roboczą?- spytał Nnoitra.
-Co dziwniejsze..Aizen na serio ma jakichś przyjaciół?
Chwilę później przyszła jakaś całkiem... szeroka i wysoka dziewczyna. Blondyna z dwoma warkoczami, nosiła fartuch oraz zielone gumowe kalosze.
-To moja córka Kasia.- powiedział Roman przedstawiając ją wszystkim.
-Czeeeść!- przywitała się machając do nas ręką.
-Ona się dziwnie na mnie patrzy.- oznajmił szepcząc do mnie Szayel.
-Dobra, Espado. Idziemy na chate!- powiedział Aiz.
Weszliśmy do domu.
Są tu tylko 4 wolne pokoje więc musicie się jakoś zmieścić.-oznajmił Roman.
-Dobra... Megu, Grimmjow, Szayel i Ulquiorra zajmujecie pierwszy. Harribel, Nnoitra, Starrk, Tosen do drugiego. Barragan, Yammy, Zommari oraz Aaroniero trzeci. Ja będę kimał w czwartym.- zarządził Aizen
Jak zwykle sprawiedliwy podział.
-Jutro 5 rano do roboty, Roman wam wszystko wytłumaczy, na razie rób ta co chce ta, tylko starajcie się nie zrobić rozpierdolu jak zwykle.- powiedział Tosen.
Wszyscy sie rozeszli. Grimmjow otworzył drzwi do naszego pokoju.
-Chwila... tu są tylko 3 łóżka! Kto śpi na podłodze?
-Szayel, oczywiście.-odpowiedziałam.
-Eee?! Dlaczego ja??
-Chyba jesteś przyzwyczajony. Jak się schlasz to zawsze śpisz na podłodze więc nie wiem w czym teraz widzisz problem.
-Na trzeźwo to nie to samo!
-Myślę że najbardziej sprawiedliwie będzie jeśli co noc na podłodze będzie spał ktoś inny.- wtrącił Ulquiorra.
-Dobra. A więc dziś śpi Szayel.
-Coś ty sie mnie tak uczepiła, co?
-Nie wiem. Może po prostu nie podoba mi się że muszę spać w tym samym pokoju co taki zbol jak ty.- odpowiedziałam.
Następnego dnia Szayela wygonili gdzieś na pole kukurydzy. Nnoitra kosił coś tam tymi swoimi kosami. Za to ja z Grimmjowem i Ulquiorrą jeździliśmy nowoczesnym ciągnikiem prosto z PRL-u przewożąc siano. Duużo siana...
-Ty umiesz tym jeździć?-spytał Grimmjow.
-Widziałem jak to robili w telewizji.
Ulek odpalił pojazd i wcisnął gaz do dechy. Powiem wam że jeździł jak popierdzielony. Wpierdzielił nas w jakieś krzaki. Już chuj z tym że po drodze przejechał kota i potrącił staruszkę. Postanowił że przejedzie przez rzekę. Później musiał ten traktor z Grimmjowem z owej rzeki wyciągać.
-Co ty w tej telewizji oglądałeś?!-spytał Grimmjow.
-Wyścigi traktorów.
-Ja pierdolę. Teraz ja prowadzę.
Wcale nie było lepiej. Niebieski wywiózł nas do jakiegoś lasu, pogryzły nas komary i się zgubiliśmy. Na szczęście do wieczora udało nam się wrócić.
Po powrocie udaliśmy się na kolację. W kuchni przebywał tylko Aizen siedzący w fotelu, palący papierosa i czytający Cosmopolitan.
-Ym...Aizen-sama...
-Tak?
-Kim jest w ogóle ten cały Roman...?-spytałam i usiadłam przy stole.
-Roman to mój przyjaciel z czasów gdy byłem jeszcze w Soul Society. Tam go poznałem.
-Był Shinigami?
-Tak, ale go wywalili. Za dużo pił i gwałcił.
-Ahaaam.
Później przyszła reszta Espady oraz Kasia z Romanem. Jedliśmy jakieś pierogi, Aizen wspominał z Romanem "stare, dobre czasy" i w ogóle.
Po kolacji wróciliśmy do pokoju.
-Nudy jak cholera.-powiedział Grimmjow.
-Może chcesz poczytać jakąś moją książkę?- spytał Szayel.
-Jaką?
-"Świat jest pełen chętnych suk" Jacek Piekara... Albo "Ssij mała ssij" Christophera Moore....Albo Wróżenie z genitaliów" Seymore Klitz.
-To ostatnie może być ciekawe.
-To Grimmjow umie czytać?- spytał zdziwiony Ulquiorra.
-Umiem!
-Ta. Jedyna książka jaką przeczytał to "Hobbit tam i z powrotem".-powiedziałam.
-I chuj ci w twarz!..Wiesz jaki ostatnio tytuł książki widziałem co mi się spodobał?
-Jaki?
-"Kebab z kota"!
-...
-Grimmjow jadasz koty?- znów spytał Ulek.
-A propos jedzenia.. Mam dwie jagodzianki. Chce ktoś jedną? -zapytał Szayel.
-A z czym?-spytał Grimmjow.
-Z malinami...kurwa!.................. Z kotem! Chcesz? Tylko ma troche sierści. -odpowiedział mu Nnoitra.
-...
-A w ogóle jak można wróżyć sobie z penisa..?!- zapytał retorycznie.
-Ja lubię wróżby.-powiedział Grimm
-Ja pierdole. Mogę się domyśleć jaki jest twój kamień według horoskopu.
-Jaki?
-Sądząc po twoim mózgu to beton! Jak byłeś mały to rodzice cie chyba na lewych obrotach w betoniarce kołysali.
-Swędzi mnie w dole pleców.- odezwał się Szayel.- Ktoś mnie podrapie?
-Spadaj pederasto. Sam się drap po swoim brudnym rowie.- odpowiedział Grimm.
Zbol spojrzał się na mnie.
-Megu, idziemy na siano?- spytał z zacieszem.
-Nie.
-Nie? Na pewno?
Wkurwiłam się.
-Nie, na pewno! Czy ty masz guza mózgu że ci uciska i nie rozumiesz?! Jakieś zaburzenia?! Czy co?!
-Ma guza mózgu, HIV, ADHD, kiłę, rzeżączkę i inne choroby weneryczne...- zaczął wymieniać licząc na palcach Nnoitra.
-Ale i tak pewnie umrze na brzydki ryj.
-Wcale nie!
-Weź Eutanazol!
-Kurwa mać, możecie przestać się kłócić niedoroby?! Łeb mi już pęka! -przerwał nietoper.
-...
Wszyscy zamilkli.
-Kurcze, koleś! Nie bądź taki agresywny co?! Chyba troche przesadzasz z tą agresją! -odezwał się niebieski z pełną powagą.
-No sorry, ale już nie mogłem wytrzymać.
-Te...od kiedy ty sie odzywasz w ten sposób? -spytał zdziwiony Nnoitr.
-O jaa pierdolę...-wyraziłam dość dosadnie swoje zaskoczenie.
-Nie rób tego więcej. Ciężko się by było przyzwyczaić. -powiedział różowy.
-No ok.
-A wiecie co dzisiaj widziałem?- powiedział Nnoitra.
-Co?-spytałam.
-W piwnicy jest pełno wódy.
-Wow, serio? Przydałoby sie troche.-odparł Grimmjow.
-To idziemy?- zapytał różowy.
-Ale jak..tak normalnie?- spytałam.
-Potrzebujemy jakiegoś planu.-stwierdził Ulek.
-Po chuj?! Naszym jest brak planu!- rzekł podniosłym tonem Grimmjow.
-Ehe...jak zwykle. I coś czuję że jak zwykle skończy się to jakimś rozpierdolem, no ale cóż.
Tak więc ja, Nnoitra, Szayel, Ulquiorra i Grimmjow wyszliśmy z domu i zaczęliśmy skradać się w stronę piwnicy.
-Co jak nas Roman zobaczy? -spytałam.
-To go zabijemy i wrzucimy do jeziora. -powiedział Grimm.- Albo zakopiemy gdzieś w polu.
-No jasne...geniuszu -powiedziałam sarkastycznie.
Normalnie geniusz zbrodni.
Weszliśmy do piwnicy. Stało tam chyba z 50 butelek "Czystej 100%".
-Wow! Pierwszy raz widzę 100 procent wódę.-powiedział Grimm łapiąc za butelkę.-Pewnie gębę wypala.
-Czekaj...jest tu jakieś ostrzeżenie. "Picie nierozcieńczonego specyfiku może spowodować wiele problemów zdrowotnych."... I pisze jeszcze że można max tylko dwa kielichy.- powiedział Nnoitra.
-Jak dwa?! Co to są dwaa!- powiedział Grimm, po czym przechylił całą butlę.
-Takie stężenie jest niebezpieczne dla organizmu człowieka. Megu lepiej nie pij tego.-powiedział Ulek zabierając mi z rąk butelkę której właśnie przyglądałam się z uwagą.
-To co ja mam...siedzieć i się patrzeć?
-Dla Espady wóda nie straszna!- powiedział Grimmjow wycierając pyska.
-Dalej..."Produkt jest bardzo łatwopalny".-dodał Nnoitra.
-JA PIERDOLĘ! JAJCA MI PŁONĄ!- Szayel zaczął drzeć ryja i tarzać się po podłodze.
-Kurwa. Szayel jak ty żeś to zrobił?- spytał Ulek.
-Pomogę ci!-krzyknęłam i zaczęłam deptać go po jajach próbując zdusić płomienie.
Wtem Nnoitra wpadł na wspaniały pomysł.
-Grimmjow! Naszczaj na niego!
-Okej!
Grimm podbiegł do różowego i zaczął na niego lać.
-Nic z tego! Tylko gorzej się zapalił!
Skończyło się na tym że piwnica się zjarała, Roman wypierdolił nas ze swojej posesji, Aizen się wkurwił, Szayel miał poparzenia 3-ciego stopnia i wszyscy już po pierwszym dniu wróciliśmy do Las Noches. W sumie to nawet skończyło się dobrze bo nie musieliśmy pracować.
-Która godzina? Który mamy rok? Umieram, chyba nadszedł mój czas.
Nie chciało mi się ruszyć dupy żeby się podnieść więc leżałam tak i leżałam, nie wiem nawet ile.
-Chce mi się siku.
Leżąc obserwowałam rozpierdziel jaki w nieznany mi do końca sposób powstał w moim zazwyczaj niemal sterylnie czystym pokoju.
-Ja pierdolę. Jak się nie ogranę to zaraz na serio tutaj zejdę.
Zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem.
-A co jeśli jednak przeżyję? Co mnie jeszcze czeka w życiu? Czy do 30tki znajdę chłopaka? Ile czasu pozostanę jeszcze dziewicą zanim Szayel w końcu dopnie swego i mnie zgwałci? Na cholerę pająkom tyle nóg?..O kurwa...po suficie zapierdala pająk, zaraz się chyba zesram!....... A tak na poważnie, gdyby to wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady?...Nie no sikam.
Tak więc zmuszona przez siłę wyższą podniosłam w końcu swoje ociężałe cielsko, odsikałam się, ubrałam i ogólnie ogarnęłam. Usiadłam na łóżku. Na kolana wskoczył mi mój kot o pięknym, dostojnym i majestatycznym imieniu- Beelzebub.
-Chyba powinnam znaleźć sobie jakieś zajęcie? Co o tym myślisz?
-Chyba jestem nienormalna. Pytam kota o opinię. Albo w końcu zwariowałam albo to przez ten ruski alkohol z nie do końca wiadomego źródła który kupił Aizen.-pomyślałam.
Nawet członkowie Espady mają jakieś hobby. Ulek hoduje kaktusy, Szayel ma kolekcję wibratorów, Nnoitra zbiera plakaty z BravoGirl, a Grimmjow lubi obijać gęby frajerom. Yammy pisze blog kulinarny (?), Harribel prowadzi warsztaty z fitnessu, Zommari tworzy poezję śpiewaną, Aaroniero hoduje rybki w akwarium które nosi zamiast łba. Starrk w wolnych chwilach zajmuje się spaniem (w sumie to nie wiem czy to się zalicza do hobby ale dobra), a Barragan...Barragan to nawet nie wiem co on robi.
Właśnie wtedy narodził się pomysł na pisanie tego bloga. Jedynym problemem było to że ja właściwie nie miałam komputera.
-Trzeba by było jakiś skołować. Wiem że Nnoitra ma komputer, ale on na pewno mi go nie użyczy.
Wstałam i zajrzałam do puszki w której trzymałam oszczędności. Pustka. Aizen od jakiegoś dłuższego czasu nie dawał mi kieszonkowego. W sumie to nawet krucho z wypłatami dla Espady, więc nie idzie pożyczyć. Chociaż pewnie nawet gdyby te zjeby miały trochę grosza to i tak by nie pożyczyły. Nnoitra jest bardziej skąpy od żyda i mnie nie lubi, Grimmjow jest chujem i jestem na niego obrażona, Szayel może i by mi pożyczył ale gdybym zgodziła się mu oddać w naturze, Ulquiorra jest frajerem i zapierdala dla Aizena za darmo, a z resztą Espady kontakt mam prawie że zerowy więc nie wypada.
Nagle ktoś bezceremonialnie wbił do mojego pokoju otwierając drzwi z kopa.
-Co do chuja?! -krzyknęłam i podskoczyłam w miejscu mało nie dostając zawału.
Okazało się że to Grimmjow. Machał rękami krzycząc coś niezrozumiale, jakby właśnie dostał wylewu do mózgu, apopleksji i ataku padaczki.
-Grimmjow, ja nic nie rozumiem...
Niebieski uspokoił się trochę, po czym klęknął przede mną patrząc się z miną zbitego psa, ze łzami w oczach. Przetarł nos wierzchem dłoni wycierając kapiące gluty.
-Musisz mi pomóc!
Wyciągnął z kieszeni swojego ledwo żywego, dogorywającego szczura Ziomala.
-Co się mu stało?
-Zziomal był ostatnio jakiś nerwowy i pomyślałem że może się trochę lepiej poczuje jak dam mu trochę koksu!- powiedział jąkając się.-Nikt nie chce się nim zająć, mówią że już za późno i nic się już nie da zrobić!
-Gratuluję, teraz będzie miał od ciebie wieczny spokój.
Gdybym była tym zwierzątkiem wolałabym zdechnąć niż męczyć się z takim właścicielem.
-Jak to?! Nie pomożesz mi??!
-No nie wiem...po tym jak byłeś dla mnie niemiłym, chamskim chujem..
Odwróciłam z fochem głowę i spojrzałam spod oka na niebieskiego głąba.
-Daj spokój! Przecież.... to były tylko żarty!
Grimmjow spojrzał na mnie jakby zaraz miał wybuchnąć histerycznym płaczem.
-Ok, pomogę. Jak załatwisz mi laptopa.
Jaegerjaquez nic nie mówił tylko spojrzał się na mnie jak na jakąś idiotkę.
-Możesz go kupić, ukraść, cokolwiek.
-No dobraa! Niech będzie! Tylko pomóż!
Położył mi gryzonia na dłoniach. Wtem coś czarnego przemknęło mi przed oczami i zabrało Ziomala z moich rąk. Niebieski pisnął jak dziewczynka. To był Beelzebub. Trzymał szczura w zębach. Popatrzył się na nas przez chwilę i czmychnął z pokoju.
-Kurrwaaa!- krzyknął Grimmjow zrywając się na równe nogi.
Rzuciliśmy się w pogoń za kotem.
-Beelzebub! Stój! Ja naprawdę potrzebuję tego laptopa!
-Jak go nie złapiemy to nic nie dostaniesz! Ponad to jeśli twój kot zje mojego szczura, to ja zjem ci kota!- krzyczał tak jakby to było na poważnie.
-Serio...?
-Tak! Nie no...chwila.......
Grimmjow złapał chwilową zawiechę.
-Nie byłoby tak gdybyś nie wchodził do mnie jak do stodoły i zamykał za sobą drzwi!
Ze swojego pokoju wylazł ledwo przytomny Nnoitra.
-Nnoitra! Złap Beelzebuba!- krzyknęłam.
-Eee?
Spojrzał się dziwnie w moją stronę jakbym obraziła mu matkę. Widocznie mój ton był dla jaśnie księcia za bardzo rozkazujący.
-I co się głupio patrzysz! Złap go zanim przebiegnie ci przed nosem!- wydarł się zirytowany Grimmjow.
Nnoitra uczynił łaskawie wysiłek, ale Beelzebub zgrabnie przeskoczył między jego długimi łapami i zniknął za zakrętem. Nagle zza owego zakrętu wyłonił się Ulquiorra trzymając mojego kota na rękach.
-Rany! Stary! Uratowałeś Ziomala!- powiedział Grimm z zadowoleniem, podbiegając do Ulka.
Także tego...naprawiłam jego szczura. Niebieski był tak szczęśliwy że aż rzucił mi się na szyję.
-Dzięki ci!
-Dobra...Grimmjow...daj spokój. Dziwnie się czuję. Możesz mnie puścić?
-Ehe.
Chyba wcale mnie nie słuchał.
-Dobra. To puścisz mnie w końcu?
-...
-Kurwa..popierdoliło.
-Grimmjow, co ty odwalasz?! Puść mnie do cholery jasnej! -krzyknęłam, próbując odczepić od siebie niebieskiego głąba.
W owej chwili w głośnikach usłyszeliśmy głos Aizena.
-Elo rozjechane psie kloce!...Tzn. Espado. Stawcie sie w mojej zajebistej sali tronowej. Ty też Megu. Mam wam coś wykurwiście ważnego do powiedzenia i oczekuje że nie zajmie wam to więcej niż 30 sekund. Tak więc ruszyć dupy bo wpierdol.
Zebraliśmy się pod salą. Wszyscy trzęśli portkami nie wiedząc czego się spodziewać i patrzyli się na drzwi jak szpak w pizdę. Rzadko się zdarza że Aizen wzywa nas o tej godzinie. Tak już ma w zwyczaju ze z samego rańca zaprasza nas do siebie zazwyczaj tylko po wpierdol.
-Co jest? Brak odważnych? Dobra! Sunąć dupy leszcze, wejdę pierwsza!-powiedziałam przeciskając się do drzwi.
Chciałam być odważna, chociaż tak naprawdę srałam po gaciach. W sumie to nie wiem po chuja ja sie pchałam. Ale jak to się mówi..Koko dżambo i do przodu. Do odważnych świat należy!
Otworzyłam drzwi i weszliśmy do sali tronowej naszego okrutnego i apodyktycznego władcy. Ustawiliśmy się grzecznie w rządku i czekaliśmy aż nasz pan przemówi.
-Gdybym nie był okrutnym i apodyktycznym władcą to teraz bym wam współczuł.- powiedział patrząc na nas z wysoka.
-Oho...mamy przerąbane. Skończyło sie babci sranie.
Nastała grobowa cisza. Czuć było jak atmosfera się zagęszcza. Szayel z wrażenia walną głośnego bąka. Aizen zmierzył wzrokiem różowego który zamarł ze strachu. Czując na sobie jego wzrok zaczął się intensywnie pocić.
-Tylko żartowałem!- walną nagle z zacieszem. Chciałem wam powiedzieć że jedziemy na tygodniowe wakacje!
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
-Już myślałem że się skapnął że ktoś...znaczy ja, wrzuciłem mu wczoraj coś do drinka -szepną do mnie perwers w pinglach zasłaniając usta dłonią.
Popatrzyłam się na niego krzywo wyobrażając sobie w jakim celu to zrobił i co się potem działo.
-Nie...ja nie chcę nic wiedzieć.-powiedziałam do siebie, otrząsając się z dziwnych myśli.
-A gdzie jedziemy, Aizen-sama? -spytał Grimmjow.
-Jedziemy do Ameryki!
-Fajnie! Zawsze chciałem zobaczyć wieżę Eiffla!- powiedział ciesząc się Grimmjow.
-Wieża Eiffla jest we Francji, nie w Ameryce, idioto. W Ameryce możesz zobaczyć Statuę Wolności albo Wielki Kanion. -sprostowała Harribel.
-A gdzie tam! Ameryka to taka wieś na północy Polski! -wtrącił Aizen.
W tym momencie wszyscy zaniemówili i popatrzyli na Aizena wielkimi oczami.
-I-i co my będziemy robić w tej...Ameryce..Aizen-sama?- spytał niepewnie Ulquiorra.
-Mam tam znajomego który potrzebuje małej pomocy w gospodarstwie. Jutro o 12:00 wyjeżdżamy. Ubierzcie się w normalne ciuchy, takie jak mają ludzie.
Po wyjściu z sali tronowej zaczęła się intensywna dyskusja.
-Kurwa, to jest nie do pojęcia! W dupie się nie mieści!- krzyczał Nnoitr z wkurwieniem.
-Myślałem że naprawdę fundnie nam jakieś wakacje.- powiedział zawiedziony Szayel po czym oparł się o drzwi.
-Ja tam się cieszę że nie wysyła nas na Syberię...jak rok temu.- stwierdził Grimmjow dłubiąc w uchu.- Albo Afganistanu.. jak dwa lata temu.
-Eh..takie wakacje to o kant tyłka potłuc.-powiedziałam.-Będziemy sprzątać gnój i doić krowy.
-Nie po to zaciągałam się do Espady, żeby bawić się w gównie.- oznajmiła Harribel.-To jest uwłaczające.
Tak czy siak, nie mieliśmy innego wyboru. Odkąd Aizen zrobił sobie przerwę od podbijania świata sukcesywnie wdraża coraz to nowe pomysły na urozmaicenie naszej egzystencji. Wymyśla je prawdopodobnie podczas długich godzin okupowania toalety.
Następnego dnia zebraliśmy się wszyscy w sali zebrań. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Szayel ubrany w białą rozpiętą koszulę z falbaniastymi rękawami i dzwony. Standardowo wyglądał jak przychlast.
-W tym stroju ci do twarzy.- rzuciłam na przywitanie grzecznie.- Gdyż, ponieważ, albowiem masz dziś jak co dzień kurewsko niewyjściowy ryj.
-A ty znów jesteś dla mnie niemiła.
Ulquiorra ubrał się cały na czarno jak na emosa przystało. Grimmjow odpierdzielił się jak stróż w Boże Ciało, założył nawet swój biały prawilny wyjściowy dres. Nawet Nnoitra ubrał się po ludzku w t-shirt oraz jeansy i NAWET z tej okazji się wykąpał. Ogólnie wszyscy wyglądali (prawie) jak ludzie. Jedyne co mnie ciut przeraziło to Aizen w oczojebnej różowej marynarce, hawajskich spodniach i sandałach do których założył długie białe skarpety.
-Plan jest taki. Udajemy się na lotnisko, wsiadamy do samolotu i wysiadamy w Warszawie. Następnie przesiadamy się do autokara.- oznajmił Aizen entuzjastycznie.
-Mówi się autokaru.- powiedziałam cicho pod nosem.
-Co? Czy masz jakieś zastrzeżenia Megu?-spytał Aizen bardzo poważnym tonem.
-Shit! usłyszał mnie.
-Nnie, jjasne że nie.
-To Git.
-Aizen-sama...a czemu nie możemy przemieścić się tam tradycyjnie? Tak jak to robią Arrancarzy?-spytał Aaroniero.
-A nie uważasz że tak będzie fajniej? Będziemy mieli wycieczkę!- odpowiedział.-Dobra! Teraz ustawiamy się w pary i bierzemy za rączki!
-Ale Aizen-sama... w jakim celu...?- zapytała Harribel.
Tak naprawdę nie było żadnego sensownego powodu. Aizen po prostu lubi nas dręczyć.
Skończyło się to tak, że Szayel był w parze z Grimmjowem, Ja z Ulquiorrą, Harribel z Aaroniero, Stark ze starym dziadem Barraganem, Nnoitra z Yammym, a Zommari z Tosenem.
-Nie będę trzymał Szayela za łape! Kto wie co on przed chwilą nią robił, albo gdzie trzymał!- powiedział Grimmjow nerwowo.-Aizen-sama, proszę o łaskę!
-Nie Grimmjow. Jak wszyscy to wszyscy. Jeśli nie zechcesz wykonać mojego polecenia będziesz musiał liczyć się z konsekwencjami.
-Jakimi konsekwencjami?
-Po powrocie będziesz przez miesiąc czyścił toaletę Yammyego.
-O nie. Szayel! Dawaj zapyziałe łapsko!
Każdy liczy się z tym że sprzątając kibel Yammego ma się małe szanse na przeżycie.
-Skoro wszyscy mają już swoją parę...idziemy!- powiedział Aizen.
Posłusznie weszliśmy do Garganty.
Przenieśliśmy się na lotnisko i wsiedliśmy do samolotu. Kiedy samolot oderwał się od ziemi nagle zrobiło mi się niedobrze.
-Coś nie tak Megu?- zapytał Ulek.
Chwyciłam papierową torbę i zbełtałam się do niej.
Nnoitra który siedział z Yammym przede mną i Ulquiorrą odwrócił się do nas.
-Fuuj! Tylko teraz jej nie całuj! Hehe.-powiedział szyderczo zjeb.
-Spierdalaj trędowaty przychlaście! Zajmij się Yammym! -powiedziałam sugestywnie, wyciągając gębę z torby, po czym niespodziewanie rzygłam zjebowi w twarz.
-Kurwaaa!! Wpadło mi do oka! Pali! Strawi mi okoo!- krzyczał miotając się we wszystkie strony.
-Hłehłe!-zaśmiałam się i wstałam ze swojego miejsca z zamiarem udania się do łazienki.
Kiedy przechodziłam obok Nnoitry jebłam na podłogę.... i trochę ją zarzygałam. Na dodatek spódnica mi się podwinęła i wszyscy zobaczyli moje zajebiste niebieskie gacie w kolorowe misie które zawzięcie i z dumą noszę od gimbazjum. Wyszło na to że ten zjeb podstawił mi nogę.
-Ile ty masz lat, że jeszcze nosisz takie gacie?-spytał z miną jakby nie wiedział czy ma się śmiać czy dziwić.
-Chuje muje dzikie pierdolone kurwa w dupe węże do jasnej cholery w pizdu mać!- powiedziałam jednym tchem podnosząc się z podłogi.-Jutro budzisz się z gównem na twarzy!- krzyknęłam wskazując palcem na Nnoitre -.......Jaegerjaqueza!
No ewentualnie mogłabym jeszcze użyć jego przepoconych skarpetek albo brudnych gaci Szayela.
-Hehe- ucieszył się niebieski.
-Groźba bez pokrycia.
-Zobaczymy!
-Będziesz miał za swoje!-wtrącił Grimm.
-Nie wtrącaj się!- zbulwersował się Nnoitra.
-Gdyby kózka nie skakała...to by ślimak pokaż rogi!
-To chyba nie tak leciało.-odezwał się Szayel.
-Gdyby kózka nie skakała......to by Grimmjow chuj ci w dupe!- walnął Nnoitr.
-Nic dziwnego że wymyślasz takie denne teksty, skoro masz dziurę we łbie na wylot i brak ci części mózgu! Czasem mam wrażenie że jesteś głupszy od Grimmjowa!
-Ejjj!
-I chuj! Myślisz ze jak miałaś spięcie w inkubatorze to ci wszystko wolno?!
-Jak cię trzepnę to ci wszystkie wszy z głowy wylecą, brudasie!
-Możesz se pogadać!
-Gdyby kózka nie skakała...-zaczął Szayel.
-...to by kurwa ZAMKNĄĆ WSZYSCY MORDY!- dokończył Aizen przywołując nas do porządku.- Bo zaraz wycieczka się wam skończy i wyślę was na wakacje do Auschwitz.
Wszyscy zamilkli biorąc sobie groźbę Aizena głęboko do serca.
Wysiedliśmy w Warszawie i weszliśmy do budynku lotniska. Nagle podbiegł do nas tłum jakiś dzikich, mangozjebowych fanek. Znalazło się też kilku fanów Harribel. Ludzie robili zdjęcia i prosili o autografy. Nie wiedziałam ze na pierwszym lepszym lotnisku w Polsce można spotkać fanów Aizena i Espady. Stałam z boku przyglądając się tylko. W końcu mnie nikt nie zna..Podobnie jak Barragan, Aaroniero, Yammy i Zommari...oni nie mają fanek bo są zbyt paskudni. Aizenowi chyba spodobało się pisanie autografów, a jakaś laska podarowała Ulquiorze w prezencie swoje majtki.
Po jakiejś godzinie wsiedliśmy do autokaru.
-Nnoitra to zjeb!- rzuciłam w przestrzeń.
-Jak się urodził to matka przez miesiąc dotykała go patykiem, bo nie była pewna czy urodziła czy się zesrała!- walnął Grimm.
-Widziałam ostatnio jego starą jak zamiatała piasek na w Hueco Mundo!
-Hehehe.
-Żałosne.-skomentował pod nosem Nnoitr siadając na swoim miejscu.
Ruszyliśmy. Przed nami były jeszcze jakieś 4h drogi. Szayel umilał nam podróż śpiewając discopolo i jakieś inne przyjebane przyśpiewki.
-Na naszej wycieczce, gdzie słoneczko świeci, jest taka maszyynkaa, doo robienia dzieci! Dzieeewczyno kochana, pokaż mi kolana, a ja ci pokażeee stoojącego pana!~
-Szayel, co to znaczy jak dziewczyna daje ci majtki?-spytał Ulek
-Że chce się z tobą ruchać, znaczy.
-..Aham......
-Chce już być na miejscu.-powiedziałam pod nosem i odwróciłam gębę w stronę okna.
-Jeszcze 200km.......Nie podoba ci się wycieczka? -spytał Ulek.
-Trochę...męcząca. 12 godzin samolotem i jeszcze teraz ze 4 tłuc się autokarem. To nie wycieczka tylko męczarnia. Więc nie, nie podoba mi się.
-Mi też.
Dziwne. Ulek przyznał że nie podoba mu się coś co wymyślił Aizen.
-W sadzie rosną grusze, a na gruszach glizdy, jakie te dziewczynyyy mają wielkie piiizdy! Pisało w gazecie, o pewnej kobiecie, która w Ameryceee pookazała cyce!~
-Szayel zamknij dupe! -odezwał się wkurzony Grimmjow.-Bo ci jebne!
-Takie pytanie...Pamiętacie coś może z wczorajszej imprezy? Bo ja ni chuja. Znaczy coś tam pamiętam, ale nie wszystko. Pamiętam że obudziłem się goły z narysowanym kutasem na czole i nie wiem kto to zrobił. -powiedział Nnoita z zamyśloną miną.
-Ja nic na ten temat nie wiem.-odpowiedziałam.-Ulotniłam się gdzieś w połowie.
-To cię wszystko ominęło!- powiedział ciesząc się Grimmjow.
-Ta..już żałuję.-odparłam z sarkazmem.
-Grimmjow znów stwierdził że nie umie obsługiwać klamek i postanowił że będzie wchodził przez ściany... wyjebał mi dziurę w pokoju.- powiedział Szayel.- Potem próbował zamówić pizzę i wytłumaczyć dostawcy jak trafić do Las Noches.
-Szayel zaprosił na impre Justina Biebera, ale później przykleili go taśmą do podłogi bo zaczął wszystkich wkurwiać. Potem ktoś jeszcze dokleił mu gumowe dildo do czoła.- wtrącił Grimm.
-Aizena wsadzili do pudełka kiedy spał i chcieli go wysłać na wakacje do Hondurasu. Ulek rozebrał się i zaczął tańczyć dookoła swojego ubrania w samych gaciach, potem się na coś wkurwił i rozwalił Starrkowi jogurt na ryju. Chyba Star pomylił go z dziewczyną.
-Nnoitra wyrwał nogę od stołu i machając nią Ulkowi przed twarzą groził mu czarną magią ...Potem Ulquiorrę znaleźliśmy związanego pod stołem, miał narysowane jakieś krzyże na ryju i inne dziwne znaczki.. chyba próbowaliśmy odprawić na nim egzorcyzmy...
-Harribel wsadzała sobie gumowego penisa...
-Dobra! Chyba sobie przypominam!- przerwał Nnoitr -Wziąłem jakieś dziwne kolorowe zioło od Tesri, później byłem zjarany, nagi i leżałem na podłodze w łazience Szayela......o kurwa...no tak...
Nnoitra odwrócił się do Zbola
-Czy ty mi coś zrobiłeś?!
-Nie.
-Uff...to co ja tam robiłem?...No nieważne. Wciąż nie wiem kto mi narysował chuja.
-To byłem ja.-przyznał Ulek podnosząc dłoń.
-Ty?! Za co?!
-Nie wiem. Nie pamiętam.
-Może dlatego że nagadałeś coś Francesce, a ta przyszła potem do niego z pretensjami i walnęła go w ryja wyzywając od zboczeńców i dewiantów.- wtrącił Grimm.
-Tak było. Już pamiętam.-powiedział Ulek.
Szayel znów zaczął śpiewać.
-Zobaczysz kiedyś kochana, jak dobrze będzie z rana! Nie gorzej też z wieczora, to jeszcze lepsza pora! Bara, bara, bara, riki tiki tak! Jeśli masz ochotę daj mi jakiś znak!~
-Jak się nie zamkniesz rzucę cię Yamyemu na pożarcie! -wrzasnął Grimmjow.
W końcu dotarliśmy na wieś co zwie się "Ameryka". Wysiedliśmy w jakimś lesie. W tym lesie stał całkiem spory dom ze stodołą i oborą. Nieopodal było jezioro.
-Rany. W tym miejscu to chyba psy szczekają dupami a bociany startują pionowo.-skomentował Nnoitra rozglądając się dookoła.
Wyszedł do nas jakiś średniego wzrostu, podstarzały brunet.
-Witaj Aizen! To jest ta twoja tania siła robocza o której mówiłeś?- spytał i przywitał się z Aizenem przyjacielskim uściskiem.
-Jak się masz Roman? Ta.. to jest moja Espada.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
-Czy on nazwał nas właśnie tanią siłą roboczą?- spytał Nnoitra.
-Co dziwniejsze..Aizen na serio ma jakichś przyjaciół?
Chwilę później przyszła jakaś całkiem... szeroka i wysoka dziewczyna. Blondyna z dwoma warkoczami, nosiła fartuch oraz zielone gumowe kalosze.
-To moja córka Kasia.- powiedział Roman przedstawiając ją wszystkim.
-Czeeeść!- przywitała się machając do nas ręką.
-Ona się dziwnie na mnie patrzy.- oznajmił szepcząc do mnie Szayel.
-Dobra, Espado. Idziemy na chate!- powiedział Aiz.
Weszliśmy do domu.
Są tu tylko 4 wolne pokoje więc musicie się jakoś zmieścić.-oznajmił Roman.
-Dobra... Megu, Grimmjow, Szayel i Ulquiorra zajmujecie pierwszy. Harribel, Nnoitra, Starrk, Tosen do drugiego. Barragan, Yammy, Zommari oraz Aaroniero trzeci. Ja będę kimał w czwartym.- zarządził Aizen
Jak zwykle sprawiedliwy podział.
-Jutro 5 rano do roboty, Roman wam wszystko wytłumaczy, na razie rób ta co chce ta, tylko starajcie się nie zrobić rozpierdolu jak zwykle.- powiedział Tosen.
Wszyscy sie rozeszli. Grimmjow otworzył drzwi do naszego pokoju.
-Chwila... tu są tylko 3 łóżka! Kto śpi na podłodze?
-Szayel, oczywiście.-odpowiedziałam.
-Eee?! Dlaczego ja??
-Chyba jesteś przyzwyczajony. Jak się schlasz to zawsze śpisz na podłodze więc nie wiem w czym teraz widzisz problem.
-Na trzeźwo to nie to samo!
-Myślę że najbardziej sprawiedliwie będzie jeśli co noc na podłodze będzie spał ktoś inny.- wtrącił Ulquiorra.
-Dobra. A więc dziś śpi Szayel.
-Coś ty sie mnie tak uczepiła, co?
-Nie wiem. Może po prostu nie podoba mi się że muszę spać w tym samym pokoju co taki zbol jak ty.- odpowiedziałam.
Następnego dnia Szayela wygonili gdzieś na pole kukurydzy. Nnoitra kosił coś tam tymi swoimi kosami. Za to ja z Grimmjowem i Ulquiorrą jeździliśmy nowoczesnym ciągnikiem prosto z PRL-u przewożąc siano. Duużo siana...
-Ty umiesz tym jeździć?-spytał Grimmjow.
-Widziałem jak to robili w telewizji.
Ulek odpalił pojazd i wcisnął gaz do dechy. Powiem wam że jeździł jak popierdzielony. Wpierdzielił nas w jakieś krzaki. Już chuj z tym że po drodze przejechał kota i potrącił staruszkę. Postanowił że przejedzie przez rzekę. Później musiał ten traktor z Grimmjowem z owej rzeki wyciągać.
-Co ty w tej telewizji oglądałeś?!-spytał Grimmjow.
-Wyścigi traktorów.
-Ja pierdolę. Teraz ja prowadzę.
Wcale nie było lepiej. Niebieski wywiózł nas do jakiegoś lasu, pogryzły nas komary i się zgubiliśmy. Na szczęście do wieczora udało nam się wrócić.
Po powrocie udaliśmy się na kolację. W kuchni przebywał tylko Aizen siedzący w fotelu, palący papierosa i czytający Cosmopolitan.
-Ym...Aizen-sama...
-Tak?
-Kim jest w ogóle ten cały Roman...?-spytałam i usiadłam przy stole.
-Roman to mój przyjaciel z czasów gdy byłem jeszcze w Soul Society. Tam go poznałem.
-Był Shinigami?
-Tak, ale go wywalili. Za dużo pił i gwałcił.
-Ahaaam.
Później przyszła reszta Espady oraz Kasia z Romanem. Jedliśmy jakieś pierogi, Aizen wspominał z Romanem "stare, dobre czasy" i w ogóle.
Po kolacji wróciliśmy do pokoju.
-Nudy jak cholera.-powiedział Grimmjow.
-Może chcesz poczytać jakąś moją książkę?- spytał Szayel.
-Jaką?
-"Świat jest pełen chętnych suk" Jacek Piekara... Albo "Ssij mała ssij" Christophera Moore....Albo Wróżenie z genitaliów" Seymore Klitz.
-To ostatnie może być ciekawe.
-To Grimmjow umie czytać?- spytał zdziwiony Ulquiorra.
-Umiem!
-Ta. Jedyna książka jaką przeczytał to "Hobbit tam i z powrotem".-powiedziałam.
-I chuj ci w twarz!..Wiesz jaki ostatnio tytuł książki widziałem co mi się spodobał?
-Jaki?
-"Kebab z kota"!
-...
-Grimmjow jadasz koty?- znów spytał Ulek.
-A propos jedzenia.. Mam dwie jagodzianki. Chce ktoś jedną? -zapytał Szayel.
-A z czym?-spytał Grimmjow.
-Z malinami...kurwa!.................. Z kotem! Chcesz? Tylko ma troche sierści. -odpowiedział mu Nnoitra.
-...
-A w ogóle jak można wróżyć sobie z penisa..?!- zapytał retorycznie.
-Ja lubię wróżby.-powiedział Grimm
-Ja pierdole. Mogę się domyśleć jaki jest twój kamień według horoskopu.
-Jaki?
-Sądząc po twoim mózgu to beton! Jak byłeś mały to rodzice cie chyba na lewych obrotach w betoniarce kołysali.
-Swędzi mnie w dole pleców.- odezwał się Szayel.- Ktoś mnie podrapie?
-Spadaj pederasto. Sam się drap po swoim brudnym rowie.- odpowiedział Grimm.
Zbol spojrzał się na mnie.
-Megu, idziemy na siano?- spytał z zacieszem.
-Nie.
-Nie? Na pewno?
Wkurwiłam się.
-Nie, na pewno! Czy ty masz guza mózgu że ci uciska i nie rozumiesz?! Jakieś zaburzenia?! Czy co?!
-Ma guza mózgu, HIV, ADHD, kiłę, rzeżączkę i inne choroby weneryczne...- zaczął wymieniać licząc na palcach Nnoitra.
-Ale i tak pewnie umrze na brzydki ryj.
-Wcale nie!
-Weź Eutanazol!
-Kurwa mać, możecie przestać się kłócić niedoroby?! Łeb mi już pęka! -przerwał nietoper.
-...
Wszyscy zamilkli.
-Kurcze, koleś! Nie bądź taki agresywny co?! Chyba troche przesadzasz z tą agresją! -odezwał się niebieski z pełną powagą.
-No sorry, ale już nie mogłem wytrzymać.
-Te...od kiedy ty sie odzywasz w ten sposób? -spytał zdziwiony Nnoitr.
-O jaa pierdolę...-wyraziłam dość dosadnie swoje zaskoczenie.
-Nie rób tego więcej. Ciężko się by było przyzwyczaić. -powiedział różowy.
-No ok.
-A wiecie co dzisiaj widziałem?- powiedział Nnoitra.
-Co?-spytałam.
-W piwnicy jest pełno wódy.
-Wow, serio? Przydałoby sie troche.-odparł Grimmjow.
-To idziemy?- zapytał różowy.
-Ale jak..tak normalnie?- spytałam.
-Potrzebujemy jakiegoś planu.-stwierdził Ulek.
-Po chuj?! Naszym jest brak planu!- rzekł podniosłym tonem Grimmjow.
-Ehe...jak zwykle. I coś czuję że jak zwykle skończy się to jakimś rozpierdolem, no ale cóż.
Tak więc ja, Nnoitra, Szayel, Ulquiorra i Grimmjow wyszliśmy z domu i zaczęliśmy skradać się w stronę piwnicy.
-Co jak nas Roman zobaczy? -spytałam.
-To go zabijemy i wrzucimy do jeziora. -powiedział Grimm.- Albo zakopiemy gdzieś w polu.
-No jasne...geniuszu -powiedziałam sarkastycznie.
Normalnie geniusz zbrodni.
Weszliśmy do piwnicy. Stało tam chyba z 50 butelek "Czystej 100%".
-Wow! Pierwszy raz widzę 100 procent wódę.-powiedział Grimm łapiąc za butelkę.-Pewnie gębę wypala.
-Czekaj...jest tu jakieś ostrzeżenie. "Picie nierozcieńczonego specyfiku może spowodować wiele problemów zdrowotnych."... I pisze jeszcze że można max tylko dwa kielichy.- powiedział Nnoitra.
-Jak dwa?! Co to są dwaa!- powiedział Grimm, po czym przechylił całą butlę.
-Takie stężenie jest niebezpieczne dla organizmu człowieka. Megu lepiej nie pij tego.-powiedział Ulek zabierając mi z rąk butelkę której właśnie przyglądałam się z uwagą.
-To co ja mam...siedzieć i się patrzeć?
-Dla Espady wóda nie straszna!- powiedział Grimmjow wycierając pyska.
-Dalej..."Produkt jest bardzo łatwopalny".-dodał Nnoitra.
-JA PIERDOLĘ! JAJCA MI PŁONĄ!- Szayel zaczął drzeć ryja i tarzać się po podłodze.
-Kurwa. Szayel jak ty żeś to zrobił?- spytał Ulek.
-Pomogę ci!-krzyknęłam i zaczęłam deptać go po jajach próbując zdusić płomienie.
Wtem Nnoitra wpadł na wspaniały pomysł.
-Grimmjow! Naszczaj na niego!
-Okej!
Grimm podbiegł do różowego i zaczął na niego lać.
-Nic z tego! Tylko gorzej się zapalił!
Skończyło się na tym że piwnica się zjarała, Roman wypierdolił nas ze swojej posesji, Aizen się wkurwił, Szayel miał poparzenia 3-ciego stopnia i wszyscy już po pierwszym dniu wróciliśmy do Las Noches. W sumie to nawet skończyło się dobrze bo nie musieliśmy pracować.
02.Impra w Las Noches
Był dość wczesny ranek. Godzina około 7:30. Leżałam sobie na łóżku patrząc się w sufit i rozmyślając nad swoim życiem. Już od jakichś 5 lat mieszkam w Las Noches. W sumie już się przyzwyczaiłam do życia tutaj. Jednak czasem zastanawiam się jak to jest być normalnym człowiekiem, z normalną rodziną, własnym domem z ogródkiem i jakąś marną pracą za grosze z której wraca się do domu po całym dniu harówy...
-Eh...pewnie nudno jak cholera.
W Las Noches przynajmniej codziennie coś się dzieje. Zasadniczo to jest git, nie mam na co narzekać. Mam co jeść, gdzie spać, mam znajomych, nikt mnie nie chce zabić...znaczy pewnie ktośtam chce, ale nie może bo by dostał wpierdol od Aizena.
Z moich rozmyślań wyrwało mnie darcie mordy Grimmjowa Jaegerjaqueza dobiegające gdzieś zza ściany. Chociaż według mnie to właściwie bardziej przypominało ryk rozwścieczonego goryla który właśnie uciekł z klatki w jakimś zoo.
-Boże, czego on drze znów tego ryja? Pewnie znowu nawalił się jakąś tanią Amareną z Biedronki.- pomyślałam.
Zwlokłam się z łóżka i otworzyłam drzwi żeby sprawdzić co się dzieje. Zobaczyłam w tym momencie chyba najpaskudniejszy widok jaki można zobaczyć w całym Hueco Mundo. Była to zapyziała gęba Szayela Aporro Granza, zaledwie jakieś kilka cm od moich oczu. Wystraszyłam się i kopnęłam go prosto w jajca. Zazwyczaj w takich sytuacjach moje ciało reaguje odruchem bezwarunkowym próbując się bronić już na sam jego widok.
-Kurrwaaa...-jęknął trzymając się za przyrodzenie.
-Znów przyszedłeś mnie podglądać?! Chcesz się bić różowy zbolu?!
Zamknęłam drzwi od pokoju i oddaliłam się szybko nie czekając aż ten przychlast mi cokolwiek odpowie.
Idąc korytarzem słyszałam jakieś dzikie hałasy. Po drodze natknęłam się na pozwalane po podłodze butelki, czyjąś bieliznę, jakiegoś nieprzytomnego kolesia z podbitym okiem oraz mokrą plamę na ścianie która prawdopodobnie kiedyś była czyimś mózgiem.
-Czyżby Aizen znów urządził imprezę?
Tak, tak..tutaj też mamy imprezy. Wbrew pozorom nie jesteśmy wcale tacy sztywni i poważni jakby mogło się wydawać.
Dotarłam do progu sali z której dochodziły te wszystkie odgłosy. Na środku stał wielki stół z żarciem, a na około niego leżeli uchlani Arrancarzy. W tle leciało jakieś discopolo, a w powietrzu unosił się zapach wódy i zielska. Tak, to była "impreza", biba na całego. Chociaż tak naprawdę może bardziej przypominało to jakąś meliniarską libację alkoholową niż imprezę. Nikt normalny z samego rana nie chla do nieprzytomności. No cóż, my nie jesteśmy normalni :d. Na dodatek to zacne wydarzenie kulturalne zwane "imprezą" odbywa się u nas nad wyraz często, zazwyczaj przynajmniej raz w tygodniu.
Z sali, chwiejnym krokiem wytoczył się Człowiek łyżka (tj. Nnoitra). Wpadł na mnie. Spojrzał łaskawie w dół i zaczął coś do mnie bełkotać.
-Osuńn si krsnluuu...
-Co mówisz?
-Mówięę...Odssuń się krassnaluu...muuszszęę przejśćć!
Jakby po prostu nie mógł mnie wyminąć. Oczywiście Nnoitra na każdym kroku musi manifestować swoją wyższość nade mną. Wymijanie mnie nie miałoby dla niego żadnego sensu. Wedle jego mniemania to ja miałam mu ustępować z drogi.
-Ależ proszę bardzo!- powiedziałam z radością i natychmiastowo udostępniłam mu przejście.
Kiedy przechodził z przyjemnością podstawiłam mu nogę. Nie mogąc złapać równowagi rozpędził się i wyleciał przez okno lądując ryjem prosto w piaskach pustyni Hueco Mundo. Cóż..tak jakoś wyszło że ja i Nnoitra nie za bardzo się lubimy.
Zadowolona z siebie, pewnym krokiem weszłam do sali w nadziei że znajdę coś ciekawego do jedzenia. To co zobaczyłam było prawie tak samo złe jak widok nieumytej twarzy Szayela o poranku. Na stole tańczył Tosen ubrany w stanik i czerwoną, kwiecistą spódnicę ledwo zakrywającą jego murzyńskie poślady. Na dodatek pod spodem miał fioletowe damskie stringi.
-Nie ma to jak uczucie cofającej się wczorajszej kolacji...
Zrobiło mi się prawie tak niedobrze jak wtedy kiedy trafiłam przypadkiem na nagie fotosy Aizena w internecie na jakimś portalu randkowym.
-Dobra, jeść mi się odechciało. Może się chociaż czegoś napiję.
Postanowiłam udać się w innym kierunku. Niestety przez moją nieuwagę przeszkodziło mi w tym potknięcie się o zalaną w trupa Apacci i czołowe zderzenie twarzą z gołą klatą Grimmjowa.
-"Efekt Axe"! -skomentował z zacieszem niebieski. -Lazzki na mie lecąą!
Widać było że jest pod wpływem. Na dodatek chuj wie dlaczego, ale był w samych bokserkach, a na klacie miał nabazgrany flamastrem napis "Nalebsza dópa w mieście" (Grimmjow jest analfabetą).
-Dżizas...Grimmjow....
Oblukałam niebieskiego i miałam właśnie to wszystko jakoś skomentować, ale jak tak dłużej patrzyłam na ten jego głupi wyraz twarzy to jakoś mi się odechciało.
-Piiiijem panowie! Chluśniem bo uuśniem!- wydarł gębę do towarzystwa po czym walną kielona i odszedł.
Ogólnie to była typowa impra jak na standardy Las Noches przystało. Findorr z Dodonim rozkręcali party śpiewając "Kawiarenki". Yammy krzyczał coś o krasnoludkach które mieszkają w jego szafie i których nie może się w żaden sposób pozbyć (żalił się że próbował je rozwalić z Cero, ale nic to nie dało i tylko rozjebał sobie szafe). Gdzieś po sali latał Aaroniero gadając do metalowego garnka i wmawiając wszystkim że to urządzenie do komunikacji z obcymi, Tesra wlazł na stół krzycząc że poszukuje jakiegoś rogu jednorożca, a Yylfordt wmówił sobie że jest Krzysztofem Ibiszem i prowadzi właśnie "Taniec z Gwiazdami" na żywo. Tak...impreza jak każda inna. Wszyscy jak zwykle zachowują się jakby dopiero co uciekli z psychiatryka. Czasem mi się wydaje że z naszego kochanego Las Noches powinni chyba zrobić zakład zamknięty.
Nagle poczułam jakąś obecność za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam nie nikogo innego, jak największego dupoliza Aizena w całym LS -Ulka. Patrzę się na niego, a on na mnie.
-Co jest? -myślę sobie -Chyba jest z nim coś nie teges. Wzrok nie ten, jakiś taki nieobecny. Tak się patrzy i się nie odzywa. Mam coś na twarzy? Uwaliłam się czymś, obsmarkałam...?
-Co?! -Zapytałam zniecierpliwiona czekaniem aż w końcu powie o co mu chodzi.
W tym momencie stało się coś niespodziewanego, a mianowicie ten zjeb... ten ZJEB mnie normalnie pocałował! Takie rzeczy to się nawet filozofom nie śnią! Kto jak kto... ale Ulek??! Chyba musiał być ostro narąbany, naćpany albo coś. Na pewno Grimmjow znowu mu coś dał. Cóż, przebywając tyle czasu w Las Noches nauczyłam się jednego - nothing's impossible.
-Co ty odpierdalasz do jasnej ciasnej?! Pojebało cie?
Część towarzystwa która była jeszcze jako tako przytomna patrzyła na nas pytającym wzrokiem. Pewnie zastanawiali się co tu się właśnie do jasnej cholery odkurwiło. W tej jakże przyjebanej chwili podlazł do nas Grimmjow mając na gębie ten swój głupi, szyderczy uśmieszek. Grimmjow jak to Grimmjow pewnie zaraz zacząłby coś pierdzielić i się podśmiewywać. Na całe szczęście przypadkiem dostał w łeb przelatującym z zawrotną prędkością głośnikiem i na chwilę stracił przytomność. Ja po postu postanowiłam się oddalić.
Ponownie wpadłam na różowego Landryna (Szayela) który właśnie wszedł do sali.
-Nie ładnie tak od razu bić po jajcach, wiesz?
-To mnie nie strasz z rana.
-Bolą mnie teraz genitalia. I spuchło mi lewe jądro. I mnie boli jak sikam.
-Aha. To sorry i w ogóle.
-Przyszedłem do ciebie bo miałem cię poinformować...że Aizen-sama powierzył mi i tobie, bardzo ważną misję!
Uśmiechnął się szeroko.
-...Misję? A co to za misja?- spytałam.
-Zobaczysz jak pójdziesz ze mną.- odpowiedział nadal szczerząc kły jakby knuł jakiś nikczemny plan.
Przez chwilę pomyślałam że w sumie mogłabym udać się z różowym. W pewnym momencie chciałam się nawet zgodzić... ale na szczęście szybko mi przeszło. Głównie z obawy o moje dziewictwo (tak, ze względu na okoliczności wciąż jestem dziewicą ._.). Niby go lubię, ale czasem aż strach się kurwa bać co on tam w tej swojej różowej głowie myśli.
-Chwilę...Czemu mam wrażenie że coś kręcisz? Nigdzie sama z tobą nie pójdę.
-Eeeh. No dobra. Weźmiemy jeszcze kogoś!- odpowiedział ze zrezygnowaniem w głosie.
-Ja mogę iść.
Usłyszałam zza pleców znajomy głos. To znowu był ten nietoperz ze skrzywdzonym wyrazem twarzy. Oczywiście zaraz za nim przybył Grimmjow.
-Ja też idę!- rzekł z zacieszem.-Po drodze wstąpimy do sklepu.
-A po kiego grzyba?- spytał Szayel.
-Ulek ma teraz dziewczynę i musi se kupić prezerwatywy Haha! AHAHAHA!-odpowiedział i zaczął śmiać się niekontrolowanie jak nienormalny.
-Jak cię kopnę w dupę to ci gówno kręgosłup przetrąci! Koci zjebie genetyczny! -krzyknęłam.
-Grimmjow. Arrancarzy są bezpłodni- powiedział Ulquiorra.
Grimmjow przerwał swój triumfalny śmiech i popatrzył tępym wzrokiem na Ulka jakby ten właśnie popsuł mu dobry żart.
-Czy ja o czymś nie wiem?- zapytał ze zdziwieniem różowy.
-Tu nie ma nic do wiedzenia! Wróćmy po prostu do tematu, ok?!- powiedziałam.
-Patrz! Spaliła cegłe! Hah!- Grimm znowu znalazł sobie pretekst do żartów ze mnie.
-Co to znaczy?-spytał emos przyglądając mi się uważnie.
Chwyciłam za pierwszą lepszą rzecz którą miałam pod ręką i jebłam nią w Grimmjowa. Na szczęście dla niego było to tylko zwykłe plastikowe krzesło z Ikei jakich wiele w LS (Aizen oszczędza na meblach). Owe krzesło jedynie odbiło się od jego tępej facjaty. Jako że zazwyczaj dostawał ode mnie czymś cięższym lub bardziej ostrym, tym razem nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Śmiał się nadal. Patrzyłam tak na niego uświadamiając sobie coraz bardziej jak strasznie czasem mnie wkurza. W pewnym momencie mój stopień wkurwienia przyjął nieakceptowalny już poziom.
-Zamknij morde ty niedorobiona, skurwysyńska spierdolino alfonsa!
(To akurat prawda. Grimmjowa spłodził jakiś biały alfons z japońską prostytutką.)
-Gdy byłeś mały to ci się chyba kołyska zapaliła i cie stary gasił łopatą że masz teraz taki zryty, tępy łeb!
-...
Nikt się nie odzywał. Wydawało się że wszyscy patrzą na mnie. Tylko coś mi nie pasowało, poczułam że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się, a tam nachlana w trzy dupy Harribel.
-Grimmjow!- wypowiedziała dość wyraźnie imię tego przygłupa z podirytowaniem w głosie.- Założyliśmy się o coźź! Teraz wysskakuj z piniendzy ty niedomyty obszczymordzie, bo zrobiee ci ze jaj druty telegraficzne!
Blondyna dobyła miecza. Jaegerjaquez dał w długą, a Harribel pobiegła za nim. Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale tak czy siak ucieszyło mnie to że jego już tam nie było.
-Dobra, została nas trójka... ruszamy na misję.-powiedział Szayel.
Trafiliśmy pod duży, biało-niebieski budynek z umieszczonym na nim dużym, czerwonym napisem "Tesco".
-I co, że tu ma być cel tej naszej wielkiej misji?! Serio? Aizen wysłał nas na zakupy czy jak?- spytałam.
-Dzisiaj jest promocja na odzież i bieliznę damską.- odpowiedział różowy.
-Po co niby Aizenowi odzież i bielizna damska? Przecież on się nie ubiera w damskie ciuszki...chyba.
-Widziałem jak wczoraj wychodził gdzieś tak właśnie ubrany.- powiedział Ulek.
-Rly..? A więc nie tylko Tosen i Szayel mają takie dziwne upodobania.- pomyślałam.
-Przy okazji przetestujemy mój nowy wynalazek!- powiedział zbol i wyciągnął coś z kieszeni.
Wyglądało to jak małe kawałki metalu na sznurkach. Pierdzielił nam coś w tym swoim naukowym języku przez jakieś 30 minut, ale oczywiście nic z tego nie zrozumiałam, gdzieś w połowie przestałam go słuchać. Znaczy zrozumiałam tylko tyle że to coś miało sprawić że on i Ulek będą widoczni dla ludzi.
-Przecież macie już coś takiego. -zwróciłam uwagę.
-To jest nowy model! Bo jak wiesz...poprzedni powodował spazmy, torsje, konwulsje, paroksyzmy, silne i bolesne biegunki oraz szereg innych skutków ubocznych!
Szayel założył jedno na szyję i jedno wręczył emosowi. Weszliśmy do sklepu. Ludzie patrzyli się na nas jak na jakichś dziwaków...raczej niemożna było patrzeć inaczej na bandę przebierańców oglądającą damskie pończoszki. Wzięliśmy to co najważniejsze i najbardziej przecenione i poszliśmy w stronę kas. Jakby za mało było jeszcze wrażeń na dziś, Szayel potknął się i wpadł na półkę z płynami do higieny intymnej które się następnie na niego wylały. Coś było z nimi nie tak bo jakimś cudem przykleił się potem do mnie. Nie wiedziałam że płyny do higieny z Tesco mogą mieć właściwości kleju. Nie wiedziałam też czy bardziej współczuć tym którzy użyli tego płynu w celach do tego przeznaczonych czy sobie, ponieważ musiałam chodzić przyklejona do tego zniewieściałego zbola.
-Do kurwy...jak to w ogóle jest możliwe?!
-Widzisz. Teraz możemy pobyć trochę bliżej siebie.- powiedział z zacieszem zbol przybliżając do mojej twarzy swoją zaślinioną wielbłądzią gębę.
-Mam jakieś dziwne wrażenie że wszyscy się dzisiaj zmówili żeby mnie wkurwiać.
-Zajebiście! O niczym innym nie marzyłam!
-Ja też!
-Ty schujały, przeczochrany, przerżnięty przez stado niewyżytych pederastów chory pojebie! To był sarkazm. A teraz zabierz tą paskudną mordę! - powiedziałam odpychając jego ryja od swojej twarzy.-Wali ci z niej jak z murzyńskiej chaty!
Nagle na Ulka rzuciła się jakaś babcia waląc go po głowie metalowym krucyfiksem i wyzywając od Szatanów (Jak to jest że ludzie noszą przy sobie takie rzeczy??). Ulek pierdzielną babcię przypadkiem trochę za mocno na co zareagowała ochrona. Ostatecznie zdecydowaliśmy że opuścimy sklep nie płacąc za zakupy.
Od razu wróciliśmy do Las Noches.
-Czuję się bardziej trzeźwy.- powiedział Ulek.
-Nie szkodzi! Zaraz idziemy pić dalej.- rzekł entuzjastycznie różowy Landryn.- Jakby mnie ktoś tak nakurwiał po łbie czymś metalowym też bym poczuł się bardziej trzeźwy.
-Wypadałoby teraz się jakoś uwolnić.. -stwierdziłam.
-Musimy wziąć razem prysznic!
-Wątpię żeby woda na to podziałała. -wtrącił Ulek.
-Nie wiem czy zauważyłeś ale w sumie to skleiliśmy się tylko ubraniami. Wystarczy je zdjąć- zwróciłam uwagę.
-W takim razie będziesz musiała się przede mną rozebrać. -powiedział Szayel szczerząc japę.
-Chyba nie mam tym razem innego wyboru, ale jeśli mnie dotkniesz, jebnę ci tak mocno..że polecisz tak wysoko że okrążysz po orbicie Ziemię 10 razy zanim spadniesz!
Wdrapaliśmy się na górę, skoczyliśmy po ubranie przychlasta, a potem poszliśmy do mnie do pokoju. Chciałam właśnie zdjąć sukienkę, kiedy zauważyłam że tak niefortunnie przykleiłam się do tej mendy, że nie miałam dostępu do suwaka.
-Można po prostu to jakoś przeciąć.- zaproponował Ulek.
-W sumie...i tak te ubrania pewnie do niczego nie będą się już nadawały. Pod moją poduszką jest nóż.-powiedziałam wskazując palcem.
-Po co ci nóż pod poduszką? -spytał Szayel.
-Trzymałam go tam na wypadek gdybyś przyszedł mnie którejś pięknej nocy zgwałcić -odparłam chłodno mierząc wzrokiem różowego.
Kiedy już przebraliśmy się w nowe ubrania i dostarczyliśmy zakupy Aizenowi, udaliśmy się na salony. A więc...wchodzimy do sali. „Impra" nadal trwa. Pierwsze co rzuciło się nam w oczy to wiszący na środku sali do góry jajami Grimmjow przyczepiony za gacie do żyrandola. Pewnie Harribel go w końcu dorwała.
-Pomożecie miii?! -spytał jęczącym głosem.
-Ja na pewno Ci nie pomogę -odpowiedziałam z fochem.
Ulquiorra i Szayel patrzyli na niego nic nie mówiąc.
-No ludzie! Nie mogę się odplątać! Tak mnie zaplątała, że jak urwę to porwę gacie na środku dupy i będę chodził z gołą!
-Trzeba było nie zadzierać z silniejszymi.-odezwał się nietoper.
-Szayel, może ty mi pomożesz?!
-On prędzej wykorzysta sytuację i cię zmolestuje niż pomoże. No może pomoże potem, jak już skończy.
Szayel uśmiechnął się złowieszczo i perwersyjnie. Chyba stwierdził że podsunęłam mu dobry pomysł.
-Ja stąd idę. Nie będę na to patrzeć. -powiedziałam i odwróciłam się plecami do niebieskiego z zamiarem udania się w jakieś inne bliżej nieokreślone miejsce.
-Nie! Nie zostawiajcie mnie na pastwę tego spermofila!
Grimmjow z desperacją zerwał się z żyrandola i łapiąc się za dupę wypierdzielił z sali. W tym samym momencie w progu ukazał się wielki i wszechmocny Aizen-sama wystylizowany na Michaela Jacksona. Wkroczył na parkiet tańcząc do piosenki „The Way You Make Me Feel". Po krótkim czasie impra rozkręciła się na dobre. Jakaś grupka osób grała w rozbieranego pokera. Harribel biegała w bieliźnie z różowym, gumowym kutasem w ręku. Do sali wparował Nnoitra i krzyczał życząc wszystkim Wesołych Świąt (?), albo raczej "Weschłych Śiąnt" sypiąc jakimś chujowym, zeszłorocznym, sztucznym śniegiem który wpadł mi do oka. Co gorsza jakiś koleś którego kompletnie nie znam podszedł do mnie i zaczął gratulować mi ciąży, był przekonany że będę miała dziecko z Aizenem (Wtf w ogóle?!).
Później usiadłam przy stole i obserwowałam co się dzieje. Na stół wszedł Nnoitra krzycząc coś o horkruksach i zaczął wyzywać na pojedynek Voldemorta. Nieopodal na podłodze leżał Tosen przykryty obrusem. Jeszcze się ruszał, ale chyba tak się schlał że ktoś uznał że nie żyje. Obok mnie w pozycji siedzącej spał Starrk, co ciekawe miał napisane na twarzy "Szayel tu był" i narysowane jakieś różowe serduszka i kutasy. Jegomość który się podpisał biegał w tym czasie goły pod stołem i łapał ludzi za nogi wciągając ich pod owy stół. Mogę się tylko domyślać co on im tam robił. Tak czy siak widok gołego Szayela był tak straszny że myślałam że wleję sobie wódkę do oczu. Niedaleko zauważyłam siedzącego Aizena który ambitnie wciągał nosem mefedron przez słomkę. Potem przysiadł się do mnie i przez pół godziny opowiadał mi o swoich problemach gastrycznych, biegunce której dostał po wczorajszym bigosie oraz swoim braku powodzenia w miłości (Jak by mnie to kurwa obchodziło). Pociągnęłam z gwinta porządny łyk cytrynówki z nadzieją że jakoś to przetrwam. Później ktoś wrzucił granat dymny przez okno co stworzyło mi znakomitą okazję żeby się ulotnić. Po drodze nic nie widząc pierdolnęłam w ścianę nabijając sobie guza. Później odwalałyśmy z Harribel dzwoniąc do Aizena na kom i podając się za jego tajemniczą wielbicielkę. Umówiłam się z nim pod Las Noches, a potem chowając się za jakimś kamulcem śmiałyśmy się z czekającego głąba. Kto by pomyślał że dogadam się z Harribel. Zazwyczaj odwalałam takie rzeczy z Grimmjowem. Ostatnio chyba rzeczywiście zrobiła się jakby jakoś mniej sztywna. Podzieliłam się z nią nawet swoimi żelkami... Zadzwoniłyśmy jeszcze tak z kilka razy (co dziwne za każdym razem ten lamus się nabierał). Jak nam się już znudziło ukradłyśmy czołg (Superwyczepisty pustynny nakurwiacz- tak go nazwałyśmy, ale potem przemianowałyśmy go na Stefan bo nazwa była zbyt długa). Jeździłyśmy nim po pustyni i dla zabawy strzelałyśmy z armaty do Nnoitry. Na koniec zaparkowałyśmy go w laboratorium Szayela po drodze rozpierdzielając jedną ze ścian. Różowy trochę się wkurzył jak to później zobaczył, ale co tam, ważne że było fajnie.
Można nawet powiedzieć że impra była przednia. Chociaż wieczorem długo próbowałam zasnąć. Po tym jak zobaczyłam gołego Szayela to nie było już takie proste.
-Eh...pewnie nudno jak cholera.
W Las Noches przynajmniej codziennie coś się dzieje. Zasadniczo to jest git, nie mam na co narzekać. Mam co jeść, gdzie spać, mam znajomych, nikt mnie nie chce zabić...znaczy pewnie ktośtam chce, ale nie może bo by dostał wpierdol od Aizena.
Z moich rozmyślań wyrwało mnie darcie mordy Grimmjowa Jaegerjaqueza dobiegające gdzieś zza ściany. Chociaż według mnie to właściwie bardziej przypominało ryk rozwścieczonego goryla który właśnie uciekł z klatki w jakimś zoo.
-Boże, czego on drze znów tego ryja? Pewnie znowu nawalił się jakąś tanią Amareną z Biedronki.- pomyślałam.
Zwlokłam się z łóżka i otworzyłam drzwi żeby sprawdzić co się dzieje. Zobaczyłam w tym momencie chyba najpaskudniejszy widok jaki można zobaczyć w całym Hueco Mundo. Była to zapyziała gęba Szayela Aporro Granza, zaledwie jakieś kilka cm od moich oczu. Wystraszyłam się i kopnęłam go prosto w jajca. Zazwyczaj w takich sytuacjach moje ciało reaguje odruchem bezwarunkowym próbując się bronić już na sam jego widok.
-Kurrwaaa...-jęknął trzymając się za przyrodzenie.
-Znów przyszedłeś mnie podglądać?! Chcesz się bić różowy zbolu?!
Zamknęłam drzwi od pokoju i oddaliłam się szybko nie czekając aż ten przychlast mi cokolwiek odpowie.
Idąc korytarzem słyszałam jakieś dzikie hałasy. Po drodze natknęłam się na pozwalane po podłodze butelki, czyjąś bieliznę, jakiegoś nieprzytomnego kolesia z podbitym okiem oraz mokrą plamę na ścianie która prawdopodobnie kiedyś była czyimś mózgiem.
-Czyżby Aizen znów urządził imprezę?
Tak, tak..tutaj też mamy imprezy. Wbrew pozorom nie jesteśmy wcale tacy sztywni i poważni jakby mogło się wydawać.
Dotarłam do progu sali z której dochodziły te wszystkie odgłosy. Na środku stał wielki stół z żarciem, a na około niego leżeli uchlani Arrancarzy. W tle leciało jakieś discopolo, a w powietrzu unosił się zapach wódy i zielska. Tak, to była "impreza", biba na całego. Chociaż tak naprawdę może bardziej przypominało to jakąś meliniarską libację alkoholową niż imprezę. Nikt normalny z samego rana nie chla do nieprzytomności. No cóż, my nie jesteśmy normalni :d. Na dodatek to zacne wydarzenie kulturalne zwane "imprezą" odbywa się u nas nad wyraz często, zazwyczaj przynajmniej raz w tygodniu.
Z sali, chwiejnym krokiem wytoczył się Człowiek łyżka (tj. Nnoitra). Wpadł na mnie. Spojrzał łaskawie w dół i zaczął coś do mnie bełkotać.
-Osuńn si krsnluuu...
-Co mówisz?
-Mówięę...Odssuń się krassnaluu...muuszszęę przejśćć!
Jakby po prostu nie mógł mnie wyminąć. Oczywiście Nnoitra na każdym kroku musi manifestować swoją wyższość nade mną. Wymijanie mnie nie miałoby dla niego żadnego sensu. Wedle jego mniemania to ja miałam mu ustępować z drogi.
-Ależ proszę bardzo!- powiedziałam z radością i natychmiastowo udostępniłam mu przejście.
Kiedy przechodził z przyjemnością podstawiłam mu nogę. Nie mogąc złapać równowagi rozpędził się i wyleciał przez okno lądując ryjem prosto w piaskach pustyni Hueco Mundo. Cóż..tak jakoś wyszło że ja i Nnoitra nie za bardzo się lubimy.
Zadowolona z siebie, pewnym krokiem weszłam do sali w nadziei że znajdę coś ciekawego do jedzenia. To co zobaczyłam było prawie tak samo złe jak widok nieumytej twarzy Szayela o poranku. Na stole tańczył Tosen ubrany w stanik i czerwoną, kwiecistą spódnicę ledwo zakrywającą jego murzyńskie poślady. Na dodatek pod spodem miał fioletowe damskie stringi.
-Nie ma to jak uczucie cofającej się wczorajszej kolacji...
Zrobiło mi się prawie tak niedobrze jak wtedy kiedy trafiłam przypadkiem na nagie fotosy Aizena w internecie na jakimś portalu randkowym.
-Dobra, jeść mi się odechciało. Może się chociaż czegoś napiję.
Postanowiłam udać się w innym kierunku. Niestety przez moją nieuwagę przeszkodziło mi w tym potknięcie się o zalaną w trupa Apacci i czołowe zderzenie twarzą z gołą klatą Grimmjowa.
-"Efekt Axe"! -skomentował z zacieszem niebieski. -Lazzki na mie lecąą!
Widać było że jest pod wpływem. Na dodatek chuj wie dlaczego, ale był w samych bokserkach, a na klacie miał nabazgrany flamastrem napis "Nalebsza dópa w mieście" (Grimmjow jest analfabetą).
-Dżizas...Grimmjow....
Oblukałam niebieskiego i miałam właśnie to wszystko jakoś skomentować, ale jak tak dłużej patrzyłam na ten jego głupi wyraz twarzy to jakoś mi się odechciało.
-Piiiijem panowie! Chluśniem bo uuśniem!- wydarł gębę do towarzystwa po czym walną kielona i odszedł.
Ogólnie to była typowa impra jak na standardy Las Noches przystało. Findorr z Dodonim rozkręcali party śpiewając "Kawiarenki". Yammy krzyczał coś o krasnoludkach które mieszkają w jego szafie i których nie może się w żaden sposób pozbyć (żalił się że próbował je rozwalić z Cero, ale nic to nie dało i tylko rozjebał sobie szafe). Gdzieś po sali latał Aaroniero gadając do metalowego garnka i wmawiając wszystkim że to urządzenie do komunikacji z obcymi, Tesra wlazł na stół krzycząc że poszukuje jakiegoś rogu jednorożca, a Yylfordt wmówił sobie że jest Krzysztofem Ibiszem i prowadzi właśnie "Taniec z Gwiazdami" na żywo. Tak...impreza jak każda inna. Wszyscy jak zwykle zachowują się jakby dopiero co uciekli z psychiatryka. Czasem mi się wydaje że z naszego kochanego Las Noches powinni chyba zrobić zakład zamknięty.
Nagle poczułam jakąś obecność za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam nie nikogo innego, jak największego dupoliza Aizena w całym LS -Ulka. Patrzę się na niego, a on na mnie.
-Co jest? -myślę sobie -Chyba jest z nim coś nie teges. Wzrok nie ten, jakiś taki nieobecny. Tak się patrzy i się nie odzywa. Mam coś na twarzy? Uwaliłam się czymś, obsmarkałam...?
-Co?! -Zapytałam zniecierpliwiona czekaniem aż w końcu powie o co mu chodzi.
W tym momencie stało się coś niespodziewanego, a mianowicie ten zjeb... ten ZJEB mnie normalnie pocałował! Takie rzeczy to się nawet filozofom nie śnią! Kto jak kto... ale Ulek??! Chyba musiał być ostro narąbany, naćpany albo coś. Na pewno Grimmjow znowu mu coś dał. Cóż, przebywając tyle czasu w Las Noches nauczyłam się jednego - nothing's impossible.
-Co ty odpierdalasz do jasnej ciasnej?! Pojebało cie?
Część towarzystwa która była jeszcze jako tako przytomna patrzyła na nas pytającym wzrokiem. Pewnie zastanawiali się co tu się właśnie do jasnej cholery odkurwiło. W tej jakże przyjebanej chwili podlazł do nas Grimmjow mając na gębie ten swój głupi, szyderczy uśmieszek. Grimmjow jak to Grimmjow pewnie zaraz zacząłby coś pierdzielić i się podśmiewywać. Na całe szczęście przypadkiem dostał w łeb przelatującym z zawrotną prędkością głośnikiem i na chwilę stracił przytomność. Ja po postu postanowiłam się oddalić.
Ponownie wpadłam na różowego Landryna (Szayela) który właśnie wszedł do sali.
-Nie ładnie tak od razu bić po jajcach, wiesz?
-To mnie nie strasz z rana.
-Bolą mnie teraz genitalia. I spuchło mi lewe jądro. I mnie boli jak sikam.
-Aha. To sorry i w ogóle.
-Przyszedłem do ciebie bo miałem cię poinformować...że Aizen-sama powierzył mi i tobie, bardzo ważną misję!
Uśmiechnął się szeroko.
-...Misję? A co to za misja?- spytałam.
-Zobaczysz jak pójdziesz ze mną.- odpowiedział nadal szczerząc kły jakby knuł jakiś nikczemny plan.
Przez chwilę pomyślałam że w sumie mogłabym udać się z różowym. W pewnym momencie chciałam się nawet zgodzić... ale na szczęście szybko mi przeszło. Głównie z obawy o moje dziewictwo (tak, ze względu na okoliczności wciąż jestem dziewicą ._.). Niby go lubię, ale czasem aż strach się kurwa bać co on tam w tej swojej różowej głowie myśli.
-Chwilę...Czemu mam wrażenie że coś kręcisz? Nigdzie sama z tobą nie pójdę.
-Eeeh. No dobra. Weźmiemy jeszcze kogoś!- odpowiedział ze zrezygnowaniem w głosie.
-Ja mogę iść.
Usłyszałam zza pleców znajomy głos. To znowu był ten nietoperz ze skrzywdzonym wyrazem twarzy. Oczywiście zaraz za nim przybył Grimmjow.
-Ja też idę!- rzekł z zacieszem.-Po drodze wstąpimy do sklepu.
-A po kiego grzyba?- spytał Szayel.
-Ulek ma teraz dziewczynę i musi se kupić prezerwatywy Haha! AHAHAHA!-odpowiedział i zaczął śmiać się niekontrolowanie jak nienormalny.
-Jak cię kopnę w dupę to ci gówno kręgosłup przetrąci! Koci zjebie genetyczny! -krzyknęłam.
-Grimmjow. Arrancarzy są bezpłodni- powiedział Ulquiorra.
Grimmjow przerwał swój triumfalny śmiech i popatrzył tępym wzrokiem na Ulka jakby ten właśnie popsuł mu dobry żart.
-Czy ja o czymś nie wiem?- zapytał ze zdziwieniem różowy.
-Tu nie ma nic do wiedzenia! Wróćmy po prostu do tematu, ok?!- powiedziałam.
-Patrz! Spaliła cegłe! Hah!- Grimm znowu znalazł sobie pretekst do żartów ze mnie.
-Co to znaczy?-spytał emos przyglądając mi się uważnie.
Chwyciłam za pierwszą lepszą rzecz którą miałam pod ręką i jebłam nią w Grimmjowa. Na szczęście dla niego było to tylko zwykłe plastikowe krzesło z Ikei jakich wiele w LS (Aizen oszczędza na meblach). Owe krzesło jedynie odbiło się od jego tępej facjaty. Jako że zazwyczaj dostawał ode mnie czymś cięższym lub bardziej ostrym, tym razem nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Śmiał się nadal. Patrzyłam tak na niego uświadamiając sobie coraz bardziej jak strasznie czasem mnie wkurza. W pewnym momencie mój stopień wkurwienia przyjął nieakceptowalny już poziom.
-Zamknij morde ty niedorobiona, skurwysyńska spierdolino alfonsa!
(To akurat prawda. Grimmjowa spłodził jakiś biały alfons z japońską prostytutką.)
-Gdy byłeś mały to ci się chyba kołyska zapaliła i cie stary gasił łopatą że masz teraz taki zryty, tępy łeb!
-...
Nikt się nie odzywał. Wydawało się że wszyscy patrzą na mnie. Tylko coś mi nie pasowało, poczułam że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się, a tam nachlana w trzy dupy Harribel.
-Grimmjow!- wypowiedziała dość wyraźnie imię tego przygłupa z podirytowaniem w głosie.- Założyliśmy się o coźź! Teraz wysskakuj z piniendzy ty niedomyty obszczymordzie, bo zrobiee ci ze jaj druty telegraficzne!
Blondyna dobyła miecza. Jaegerjaquez dał w długą, a Harribel pobiegła za nim. Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale tak czy siak ucieszyło mnie to że jego już tam nie było.
-Dobra, została nas trójka... ruszamy na misję.-powiedział Szayel.
Trafiliśmy pod duży, biało-niebieski budynek z umieszczonym na nim dużym, czerwonym napisem "Tesco".
-I co, że tu ma być cel tej naszej wielkiej misji?! Serio? Aizen wysłał nas na zakupy czy jak?- spytałam.
-Dzisiaj jest promocja na odzież i bieliznę damską.- odpowiedział różowy.
-Po co niby Aizenowi odzież i bielizna damska? Przecież on się nie ubiera w damskie ciuszki...chyba.
-Widziałem jak wczoraj wychodził gdzieś tak właśnie ubrany.- powiedział Ulek.
-Rly..? A więc nie tylko Tosen i Szayel mają takie dziwne upodobania.- pomyślałam.
-Przy okazji przetestujemy mój nowy wynalazek!- powiedział zbol i wyciągnął coś z kieszeni.
Wyglądało to jak małe kawałki metalu na sznurkach. Pierdzielił nam coś w tym swoim naukowym języku przez jakieś 30 minut, ale oczywiście nic z tego nie zrozumiałam, gdzieś w połowie przestałam go słuchać. Znaczy zrozumiałam tylko tyle że to coś miało sprawić że on i Ulek będą widoczni dla ludzi.
-Przecież macie już coś takiego. -zwróciłam uwagę.
-To jest nowy model! Bo jak wiesz...poprzedni powodował spazmy, torsje, konwulsje, paroksyzmy, silne i bolesne biegunki oraz szereg innych skutków ubocznych!
Szayel założył jedno na szyję i jedno wręczył emosowi. Weszliśmy do sklepu. Ludzie patrzyli się na nas jak na jakichś dziwaków...raczej niemożna było patrzeć inaczej na bandę przebierańców oglądającą damskie pończoszki. Wzięliśmy to co najważniejsze i najbardziej przecenione i poszliśmy w stronę kas. Jakby za mało było jeszcze wrażeń na dziś, Szayel potknął się i wpadł na półkę z płynami do higieny intymnej które się następnie na niego wylały. Coś było z nimi nie tak bo jakimś cudem przykleił się potem do mnie. Nie wiedziałam że płyny do higieny z Tesco mogą mieć właściwości kleju. Nie wiedziałam też czy bardziej współczuć tym którzy użyli tego płynu w celach do tego przeznaczonych czy sobie, ponieważ musiałam chodzić przyklejona do tego zniewieściałego zbola.
-Do kurwy...jak to w ogóle jest możliwe?!
-Widzisz. Teraz możemy pobyć trochę bliżej siebie.- powiedział z zacieszem zbol przybliżając do mojej twarzy swoją zaślinioną wielbłądzią gębę.
-Mam jakieś dziwne wrażenie że wszyscy się dzisiaj zmówili żeby mnie wkurwiać.
-Zajebiście! O niczym innym nie marzyłam!
-Ja też!
-Ty schujały, przeczochrany, przerżnięty przez stado niewyżytych pederastów chory pojebie! To był sarkazm. A teraz zabierz tą paskudną mordę! - powiedziałam odpychając jego ryja od swojej twarzy.-Wali ci z niej jak z murzyńskiej chaty!
Nagle na Ulka rzuciła się jakaś babcia waląc go po głowie metalowym krucyfiksem i wyzywając od Szatanów (Jak to jest że ludzie noszą przy sobie takie rzeczy??). Ulek pierdzielną babcię przypadkiem trochę za mocno na co zareagowała ochrona. Ostatecznie zdecydowaliśmy że opuścimy sklep nie płacąc za zakupy.
Od razu wróciliśmy do Las Noches.
-Czuję się bardziej trzeźwy.- powiedział Ulek.
-Nie szkodzi! Zaraz idziemy pić dalej.- rzekł entuzjastycznie różowy Landryn.- Jakby mnie ktoś tak nakurwiał po łbie czymś metalowym też bym poczuł się bardziej trzeźwy.
-Wypadałoby teraz się jakoś uwolnić.. -stwierdziłam.
-Musimy wziąć razem prysznic!
-Wątpię żeby woda na to podziałała. -wtrącił Ulek.
-Nie wiem czy zauważyłeś ale w sumie to skleiliśmy się tylko ubraniami. Wystarczy je zdjąć- zwróciłam uwagę.
-W takim razie będziesz musiała się przede mną rozebrać. -powiedział Szayel szczerząc japę.
-Chyba nie mam tym razem innego wyboru, ale jeśli mnie dotkniesz, jebnę ci tak mocno..że polecisz tak wysoko że okrążysz po orbicie Ziemię 10 razy zanim spadniesz!
Wdrapaliśmy się na górę, skoczyliśmy po ubranie przychlasta, a potem poszliśmy do mnie do pokoju. Chciałam właśnie zdjąć sukienkę, kiedy zauważyłam że tak niefortunnie przykleiłam się do tej mendy, że nie miałam dostępu do suwaka.
-Można po prostu to jakoś przeciąć.- zaproponował Ulek.
-W sumie...i tak te ubrania pewnie do niczego nie będą się już nadawały. Pod moją poduszką jest nóż.-powiedziałam wskazując palcem.
-Po co ci nóż pod poduszką? -spytał Szayel.
-Trzymałam go tam na wypadek gdybyś przyszedł mnie którejś pięknej nocy zgwałcić -odparłam chłodno mierząc wzrokiem różowego.
Kiedy już przebraliśmy się w nowe ubrania i dostarczyliśmy zakupy Aizenowi, udaliśmy się na salony. A więc...wchodzimy do sali. „Impra" nadal trwa. Pierwsze co rzuciło się nam w oczy to wiszący na środku sali do góry jajami Grimmjow przyczepiony za gacie do żyrandola. Pewnie Harribel go w końcu dorwała.
-Pomożecie miii?! -spytał jęczącym głosem.
-Ja na pewno Ci nie pomogę -odpowiedziałam z fochem.
Ulquiorra i Szayel patrzyli na niego nic nie mówiąc.
-No ludzie! Nie mogę się odplątać! Tak mnie zaplątała, że jak urwę to porwę gacie na środku dupy i będę chodził z gołą!
-Trzeba było nie zadzierać z silniejszymi.-odezwał się nietoper.
-Szayel, może ty mi pomożesz?!
-On prędzej wykorzysta sytuację i cię zmolestuje niż pomoże. No może pomoże potem, jak już skończy.
Szayel uśmiechnął się złowieszczo i perwersyjnie. Chyba stwierdził że podsunęłam mu dobry pomysł.
-Ja stąd idę. Nie będę na to patrzeć. -powiedziałam i odwróciłam się plecami do niebieskiego z zamiarem udania się w jakieś inne bliżej nieokreślone miejsce.
-Nie! Nie zostawiajcie mnie na pastwę tego spermofila!
Grimmjow z desperacją zerwał się z żyrandola i łapiąc się za dupę wypierdzielił z sali. W tym samym momencie w progu ukazał się wielki i wszechmocny Aizen-sama wystylizowany na Michaela Jacksona. Wkroczył na parkiet tańcząc do piosenki „The Way You Make Me Feel". Po krótkim czasie impra rozkręciła się na dobre. Jakaś grupka osób grała w rozbieranego pokera. Harribel biegała w bieliźnie z różowym, gumowym kutasem w ręku. Do sali wparował Nnoitra i krzyczał życząc wszystkim Wesołych Świąt (?), albo raczej "Weschłych Śiąnt" sypiąc jakimś chujowym, zeszłorocznym, sztucznym śniegiem który wpadł mi do oka. Co gorsza jakiś koleś którego kompletnie nie znam podszedł do mnie i zaczął gratulować mi ciąży, był przekonany że będę miała dziecko z Aizenem (Wtf w ogóle?!).
Później usiadłam przy stole i obserwowałam co się dzieje. Na stół wszedł Nnoitra krzycząc coś o horkruksach i zaczął wyzywać na pojedynek Voldemorta. Nieopodal na podłodze leżał Tosen przykryty obrusem. Jeszcze się ruszał, ale chyba tak się schlał że ktoś uznał że nie żyje. Obok mnie w pozycji siedzącej spał Starrk, co ciekawe miał napisane na twarzy "Szayel tu był" i narysowane jakieś różowe serduszka i kutasy. Jegomość który się podpisał biegał w tym czasie goły pod stołem i łapał ludzi za nogi wciągając ich pod owy stół. Mogę się tylko domyślać co on im tam robił. Tak czy siak widok gołego Szayela był tak straszny że myślałam że wleję sobie wódkę do oczu. Niedaleko zauważyłam siedzącego Aizena który ambitnie wciągał nosem mefedron przez słomkę. Potem przysiadł się do mnie i przez pół godziny opowiadał mi o swoich problemach gastrycznych, biegunce której dostał po wczorajszym bigosie oraz swoim braku powodzenia w miłości (Jak by mnie to kurwa obchodziło). Pociągnęłam z gwinta porządny łyk cytrynówki z nadzieją że jakoś to przetrwam. Później ktoś wrzucił granat dymny przez okno co stworzyło mi znakomitą okazję żeby się ulotnić. Po drodze nic nie widząc pierdolnęłam w ścianę nabijając sobie guza. Później odwalałyśmy z Harribel dzwoniąc do Aizena na kom i podając się za jego tajemniczą wielbicielkę. Umówiłam się z nim pod Las Noches, a potem chowając się za jakimś kamulcem śmiałyśmy się z czekającego głąba. Kto by pomyślał że dogadam się z Harribel. Zazwyczaj odwalałam takie rzeczy z Grimmjowem. Ostatnio chyba rzeczywiście zrobiła się jakby jakoś mniej sztywna. Podzieliłam się z nią nawet swoimi żelkami... Zadzwoniłyśmy jeszcze tak z kilka razy (co dziwne za każdym razem ten lamus się nabierał). Jak nam się już znudziło ukradłyśmy czołg (Superwyczepisty pustynny nakurwiacz- tak go nazwałyśmy, ale potem przemianowałyśmy go na Stefan bo nazwa była zbyt długa). Jeździłyśmy nim po pustyni i dla zabawy strzelałyśmy z armaty do Nnoitry. Na koniec zaparkowałyśmy go w laboratorium Szayela po drodze rozpierdzielając jedną ze ścian. Różowy trochę się wkurzył jak to później zobaczył, ale co tam, ważne że było fajnie.
Można nawet powiedzieć że impra była przednia. Chociaż wieczorem długo próbowałam zasnąć. Po tym jak zobaczyłam gołego Szayela to nie było już takie proste.
01.Dzień jak co dzień
Zbliżała się 14.00. Jak co dzień o tej porze szłam w kierunku sali zebrań na popołudniową herbatkę u Aizena. Mam to szczęście (lub raczej nieszczęście) że często uczestniczę w espadowych spotkaniach.
-Eh...No i znów będę musiała słuchać kazań i żalów tego popaprańca -pomyślałam.
-Meguuuu-chan!~
Usłyszałam zza pleców głos różowego przychlasta (Szayela) który właśnie radośnie popierdalał w moim kierunku.
-Co jest?
-Poczekaj! -rzekł zaciesznie, głupio się uśmiechając. -Pójdziemy razem!
Tak więc dalej szłam z różowym. Po drodze wpadliśmy na Grimmjowa Jaegerjaqueza który równie pośpiesznie i entuzjastycznie zmierzał na zebranie do naszego wspaniałego władcy.
-Siema elo. -przywitał się grzecznie niebieski.
Nagle w pokoju obok którego staliśmy coś jebło, trzasło i wrzasnęło, a potem przez drzwi wyleciał fotel, przeleciał obok mojej twarzy i rozbił się o najbliższą ścianę.
-Oł szit! -krzyknęłam z przerażeniem, odskakując w tył.
-KURWA JEBANA MAĆ! Jak jebne to zabije!- w drzwiach stanął wkurwiony Nnoitra. -Może mi powiesz kto do cholery jasnej naszczał mi do buta, przemalował na różowo Santa Teresę, obsypał ją jakimś pedalskim brokatem i ustawił mi w kompie na tapetę Justina Biebera?! Hyyy?! -spytał patrząc na Grimmjowa.
Niebieski uśmiechnął się szeroko i wymownie po czym dał nogę. Taaak, to całkiem w stylu Grimma, on lubi robić głupie żarty Nnoitrze.
-Zaraz pożałujesz że się urodziłeś! Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza ty zachujały, zryty, tępy fiucie! -krzyknął jednooki po czym wyciągnął zza drzwi swoją odpicowaną, zajebistą broń i pobiegł za Grimmjowem.
-Hehe! Spróbuj psi żygu! -odpowiedział mu błyskotliwie niebieski i zniknął za zakrętem.
-Myślisz że się nie pozabijają?- spytałam patrząc na znikającego w oddali Nnoitrę.
-A ja wiem? Może. -odpowiedział Szayel.- Lepiej chodźmy bo się spóźnimy i będziemy mieli przechlapane.
Weszliśmy do sali zebrań. Zajęłam swoje zaszczytne miejsce między miejscem Aizena i Grimmjowa.
-Gdzie Grimmjow i Nnoitra? -spytał Ulquiorra.
Właściwie to brakowało już tylko tej dwójki. No i Aizena.
-A chuj wie.
Wtem wszedł Nnoitr. Wściekły i zsapany. Wszyscy patrzyli na niego.
-Em...może herbatki na uspokojenie? -zaproponował nieśmiało różowy.
Nnoitra nic nie odpowiedział tylko podszedł do stołu i usiadł na swoim miejscu. Chwilę później przybył Grimmjow, a zaraz po nim ukazał się wspaniały Aizen-sama wraz ze swoim murzyńskim przydupasem Tosenem po prawicy.
-Witajcie końskie zwisy! -przywitał się i zasiadł przy stole. -Mam dla was zajebistą informację! Nie mamy pieniędzy bo przepierdoliłem wszystko wczoraj na promocjach w biedronce. A to oznacza że w tym tygodniu nie będzie wypłaty!
Tosen podał herbatę.
-Ja tego nie piję. Śmierdzi porannym moczem. -stwierdził Grimmjow i odsunął od siebie filiżankę w teletubisie (Aizen zakupił nam nową zastawę).
-Ale jest też dobra wiadomość...bo jako że jestem zajebistym władcą...dla was też coś wczoraj kupiłem!
Cóż, nieco się zdziwiłam gestem Aizena. Myślałam że chciał być dla nas miły czy coś...ale niestety się chyba pomyliłam. Grimmjow dostał przeterminowaną kocią karmę oraz bezalkoholowe piwo, Szayel hity discopolo na winylu, Ulquiorra film integracyjny dla dzieci i "Poradnik podrywu", Nnoitra kostkę mydła, a ja jakieś ziółka na odchudzanie Herbapolu.
Po herbatce poszliśmy do pokoju Grimmjowa.
-Bezalkoholowy alkohol! BEZALKOHOLOWY! -rozumiecie to??!- żalił się Grimm.
-Czy on próbuje mi zasugerować ŻE JESTEM GRUBA?! Ja nie jestem gruba!
-No nie wiem, mogłabyś zrzucić parę kilo z dupska! -powiedział Nnoitr czyszcząc swoją Santa Teresę.
-Spieprzaj brudasie, weź te swoje mydło i idź się umyj!
-A mi tam się podoba mój prezent. -powiedział przychlast.
-Jak dla mnie to kupił to nam na złość. - stwierdził jednooki.
-I jeszcze na dodatek nie dał nam wypłaty! -rzekł niebieski z wyrzutem.
Ulqu nic nie mówił tylko siedział na łóżku i patrzył z przerażeniem na "Poradnik podrywu" który trzymał w rękach.
-Hah. A ty kogo będziesz podrywał? Hahah! -zapytał złośliwie Grimm.
-Ja pierdolę. Ale Aizen trafił z tym prezentem. Haha. -stwierdził z sarkazmem Nnoitra.
-Może Megu. -powiedział Szayel uśmiechając się głupio.
Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Spieprzaj dziadu!
Rzuciłam go w łeb budzikiem Grimmjowa który stał na szafce.
-Ał! Tylko żartowałem!
Ulquiorra wstał i położył ostrożnie książkę na podłodze po czym zrobił kilka kroków w tył.
-Co robisz? -zapytał różowy z lekkim zdziwieniem.
Nietoper popatrzył się na nią jeszcze przez chwilę i zdezintegrował ją swoim zielonym Cero. Przy okazji zrobił dziurę w podłodze na 10 pięter w dół.
-Ty jebany pomiocie szatana! I co żeś zrobił?! -wrzasnął Grimmjow po czym zajrzał do powstałej dziury.
-Co jest kurwa?! -krzyknął Yammy zaskoczony widokiem gęby Jaegerjaqueza zwisającej z sufitu. Akurat piętro niżej siedział na tronie i czytał gazetę.
-I na dodatek mam teraz widok na kibel Yammyego! Ja jebie!
-Ups.
Grimmjow dobył miecza i wymierzył nim w Ulquiorrę.
-Ja ci dam ups, kurwa! Już po tobie chuju!
-Dobra! Weź się ogarnij. Chyba nie będziecie się teraz lać?! I tak ktoś to naprawi, nie? -powiedziałam wchodząc między nich i próbując uspokoić niebieskiego. Na szczęście Grimmjow dał za wygraną.
-Wychodzę! Wkurwiłeś mnie! Potem cię zabiję, jak wrócę! -stwierdził po czym otworzył Gargantę.
-A gdzie wychodzisz? -spytał Szayel.
-Ide na kebsa! A potem schlam sie w trupa.
-Idę z tobą. -powiedziałam.
-To ja może też pójdę. -stwierdził Szayel.- A wy chłopaki?
-No dobra, niech będzie. -powiedział Nnoitr bez większego entuzjazmu.
-To ja też mogę iść. -odparł Ulqu.
Tak więc jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Udaliśmy się do Karakury, zjedliśmy kebaby (wszyscy oprócz Ulquiorry bo on nie lubi), a potem poszliśmy do baru.
-Wyzywam cię na pojedynek! -krzyknął do Ulka nieco już podpity Grimmjow.
-Chcesz się tu bić? -spytał zdziwiony emos.
-Nie! Będziem chlać! Jak mnie pokonasz odpuszczę ci tą dziurę którą wyjebałeś mi w pokoju.
-...Niech będzie.
Przysiedli przy barze i zaczęli wlewać w siebie jedno piwo za drugim. Ja z Szayelem i Nnoitrą zajęliśmy stolik obok.
-Jaa cii pokarzeee...lamusieee! -zaczął Grimm.
-Zo..zobaczymy.
-Jeesteś frajer! I lamus! -stwierdził niebieski po czym przechylił kufel i wychlał naraz całą jego zawartość.
-A tyy...ignorant i trooglodyta.
-Naawet nie wiem co to znaczy, ale uznam że mie obrażaasz!
-I dobrzee.
-A powiedz mi...Ty jeesteś ze natury takiimm cffelem?... Czy Aizen ci za to płaaaci?!
-...
Podeszłam do nich.
-Chchłopaki...kocham wass! -krzyknęłam podnosząc ręce do góry w geście radości po czym pierdzielnęłam do przodu, walnęłam głową w blat i straciłam przytomność.
-Noo i pięknie! Się wywaliła. -odezwał się Szayel.
-No ii jak jej pilnueżż? -spytał Grimmjow -Ja pieerdolęę. Weźź jąą stąd podnieź bo ja sie samm prędzej wywaale niż jąą podniosę.
-To wszyzko przez ciebie. Poskarżę się Aizenowi-samie! -powiedział emos.
-A przypiiiierdolił ci ktoź kiedyś czołem z poczfórnego półobrotu w piente?!
-Żże cooo?
-Nooo to ufażaj! Cfelu!
Szayel wziął mnie na ręce.
-O matko! Ona nnie oddycha! -zaczął histeryzować przychlast.
-Szybko! Szayel! Zrup jej sztuuczne oddychanie! -krzyczał Nnoitr po czym upadł na glebę próbując wstać z krzesła.
-Okej!
Szayel położył mnie na podłodze i już zaczął przybliżać do mnie swoją zaślinioną gębę kiedy nagle się ocknęłam i jebłam go z piąchy w twarz.
-Ałć!
-Szayel! Ja pierdolę! Gdzie z tą zapyziałą japą?!
-Chciałem cii pomóc bo niee oddychałaś. -powiedział podnosząc przychlastowe pingle z podłogi.
-No chyyba cie pojebało!
Wstałam i otrzepałam ubranie.
-No na serioo no.
Wtem Ulqu padł z hukiem na podłogę.
-Ha! Wygrałem! -krzyknął triumfalnie Grimm wstając z krzesła- Jeeeztem gość! Nikt mie nie poodskoczy!
-Doobra, dobra. Nie rób z gówwna olimpiady. -powiedział Nnoitr podnosząc się chwiejnie. -Poza tym, jaa bym cie pobił!
-Taaa?! To dawaaj!
Niestety mimo wszystko Nnoitrze nie udało się przepić Grimmjowa. Ponad to Szayel tak się schlał że wlazł na stół i zaczął tańczyć makarenę w samych gaciach, a Grimm walną jakiegoś frajera za co chcieli wywalić nas z lokalu, więc zwinęliśmy dupy i wróciliśmy do Las Noches.
C.D.N.
-Eh...No i znów będę musiała słuchać kazań i żalów tego popaprańca -pomyślałam.
-Meguuuu-chan!~
Usłyszałam zza pleców głos różowego przychlasta (Szayela) który właśnie radośnie popierdalał w moim kierunku.
-Co jest?
-Poczekaj! -rzekł zaciesznie, głupio się uśmiechając. -Pójdziemy razem!
Tak więc dalej szłam z różowym. Po drodze wpadliśmy na Grimmjowa Jaegerjaqueza który równie pośpiesznie i entuzjastycznie zmierzał na zebranie do naszego wspaniałego władcy.
-Siema elo. -przywitał się grzecznie niebieski.
Nagle w pokoju obok którego staliśmy coś jebło, trzasło i wrzasnęło, a potem przez drzwi wyleciał fotel, przeleciał obok mojej twarzy i rozbił się o najbliższą ścianę.
-Oł szit! -krzyknęłam z przerażeniem, odskakując w tył.
-KURWA JEBANA MAĆ! Jak jebne to zabije!- w drzwiach stanął wkurwiony Nnoitra. -Może mi powiesz kto do cholery jasnej naszczał mi do buta, przemalował na różowo Santa Teresę, obsypał ją jakimś pedalskim brokatem i ustawił mi w kompie na tapetę Justina Biebera?! Hyyy?! -spytał patrząc na Grimmjowa.
Niebieski uśmiechnął się szeroko i wymownie po czym dał nogę. Taaak, to całkiem w stylu Grimma, on lubi robić głupie żarty Nnoitrze.
-Zaraz pożałujesz że się urodziłeś! Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza ty zachujały, zryty, tępy fiucie! -krzyknął jednooki po czym wyciągnął zza drzwi swoją odpicowaną, zajebistą broń i pobiegł za Grimmjowem.
-Hehe! Spróbuj psi żygu! -odpowiedział mu błyskotliwie niebieski i zniknął za zakrętem.
-Myślisz że się nie pozabijają?- spytałam patrząc na znikającego w oddali Nnoitrę.
-A ja wiem? Może. -odpowiedział Szayel.- Lepiej chodźmy bo się spóźnimy i będziemy mieli przechlapane.
Weszliśmy do sali zebrań. Zajęłam swoje zaszczytne miejsce między miejscem Aizena i Grimmjowa.
-Gdzie Grimmjow i Nnoitra? -spytał Ulquiorra.
Właściwie to brakowało już tylko tej dwójki. No i Aizena.
-A chuj wie.
Wtem wszedł Nnoitr. Wściekły i zsapany. Wszyscy patrzyli na niego.
-Em...może herbatki na uspokojenie? -zaproponował nieśmiało różowy.
Nnoitra nic nie odpowiedział tylko podszedł do stołu i usiadł na swoim miejscu. Chwilę później przybył Grimmjow, a zaraz po nim ukazał się wspaniały Aizen-sama wraz ze swoim murzyńskim przydupasem Tosenem po prawicy.
-Witajcie końskie zwisy! -przywitał się i zasiadł przy stole. -Mam dla was zajebistą informację! Nie mamy pieniędzy bo przepierdoliłem wszystko wczoraj na promocjach w biedronce. A to oznacza że w tym tygodniu nie będzie wypłaty!
Tosen podał herbatę.
-Ja tego nie piję. Śmierdzi porannym moczem. -stwierdził Grimmjow i odsunął od siebie filiżankę w teletubisie (Aizen zakupił nam nową zastawę).
-Ale jest też dobra wiadomość...bo jako że jestem zajebistym władcą...dla was też coś wczoraj kupiłem!
Cóż, nieco się zdziwiłam gestem Aizena. Myślałam że chciał być dla nas miły czy coś...ale niestety się chyba pomyliłam. Grimmjow dostał przeterminowaną kocią karmę oraz bezalkoholowe piwo, Szayel hity discopolo na winylu, Ulquiorra film integracyjny dla dzieci i "Poradnik podrywu", Nnoitra kostkę mydła, a ja jakieś ziółka na odchudzanie Herbapolu.
Po herbatce poszliśmy do pokoju Grimmjowa.
-Bezalkoholowy alkohol! BEZALKOHOLOWY! -rozumiecie to??!- żalił się Grimm.
-Czy on próbuje mi zasugerować ŻE JESTEM GRUBA?! Ja nie jestem gruba!
-No nie wiem, mogłabyś zrzucić parę kilo z dupska! -powiedział Nnoitr czyszcząc swoją Santa Teresę.
-Spieprzaj brudasie, weź te swoje mydło i idź się umyj!
-A mi tam się podoba mój prezent. -powiedział przychlast.
-Jak dla mnie to kupił to nam na złość. - stwierdził jednooki.
-I jeszcze na dodatek nie dał nam wypłaty! -rzekł niebieski z wyrzutem.
Ulqu nic nie mówił tylko siedział na łóżku i patrzył z przerażeniem na "Poradnik podrywu" który trzymał w rękach.
-Hah. A ty kogo będziesz podrywał? Hahah! -zapytał złośliwie Grimm.
-Ja pierdolę. Ale Aizen trafił z tym prezentem. Haha. -stwierdził z sarkazmem Nnoitra.
-Może Megu. -powiedział Szayel uśmiechając się głupio.
Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Spieprzaj dziadu!
Rzuciłam go w łeb budzikiem Grimmjowa który stał na szafce.
-Ał! Tylko żartowałem!
Ulquiorra wstał i położył ostrożnie książkę na podłodze po czym zrobił kilka kroków w tył.
-Co robisz? -zapytał różowy z lekkim zdziwieniem.
Nietoper popatrzył się na nią jeszcze przez chwilę i zdezintegrował ją swoim zielonym Cero. Przy okazji zrobił dziurę w podłodze na 10 pięter w dół.
-Ty jebany pomiocie szatana! I co żeś zrobił?! -wrzasnął Grimmjow po czym zajrzał do powstałej dziury.
-Co jest kurwa?! -krzyknął Yammy zaskoczony widokiem gęby Jaegerjaqueza zwisającej z sufitu. Akurat piętro niżej siedział na tronie i czytał gazetę.
-I na dodatek mam teraz widok na kibel Yammyego! Ja jebie!
-Ups.
Grimmjow dobył miecza i wymierzył nim w Ulquiorrę.
-Ja ci dam ups, kurwa! Już po tobie chuju!
-Dobra! Weź się ogarnij. Chyba nie będziecie się teraz lać?! I tak ktoś to naprawi, nie? -powiedziałam wchodząc między nich i próbując uspokoić niebieskiego. Na szczęście Grimmjow dał za wygraną.
-Wychodzę! Wkurwiłeś mnie! Potem cię zabiję, jak wrócę! -stwierdził po czym otworzył Gargantę.
-A gdzie wychodzisz? -spytał Szayel.
-Ide na kebsa! A potem schlam sie w trupa.
-Idę z tobą. -powiedziałam.
-To ja może też pójdę. -stwierdził Szayel.- A wy chłopaki?
-No dobra, niech będzie. -powiedział Nnoitr bez większego entuzjazmu.
-To ja też mogę iść. -odparł Ulqu.
Tak więc jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Udaliśmy się do Karakury, zjedliśmy kebaby (wszyscy oprócz Ulquiorry bo on nie lubi), a potem poszliśmy do baru.
-Wyzywam cię na pojedynek! -krzyknął do Ulka nieco już podpity Grimmjow.
-Chcesz się tu bić? -spytał zdziwiony emos.
-Nie! Będziem chlać! Jak mnie pokonasz odpuszczę ci tą dziurę którą wyjebałeś mi w pokoju.
-...Niech będzie.
Przysiedli przy barze i zaczęli wlewać w siebie jedno piwo za drugim. Ja z Szayelem i Nnoitrą zajęliśmy stolik obok.
-Jaa cii pokarzeee...lamusieee! -zaczął Grimm.
-Zo..zobaczymy.
-Jeesteś frajer! I lamus! -stwierdził niebieski po czym przechylił kufel i wychlał naraz całą jego zawartość.
-A tyy...ignorant i trooglodyta.
-Naawet nie wiem co to znaczy, ale uznam że mie obrażaasz!
-I dobrzee.
-A powiedz mi...Ty jeesteś ze natury takiimm cffelem?... Czy Aizen ci za to płaaaci?!
-...
Podeszłam do nich.
-Chchłopaki...kocham wass! -krzyknęłam podnosząc ręce do góry w geście radości po czym pierdzielnęłam do przodu, walnęłam głową w blat i straciłam przytomność.
-Noo i pięknie! Się wywaliła. -odezwał się Szayel.
-No ii jak jej pilnueżż? -spytał Grimmjow -Ja pieerdolęę. Weźź jąą stąd podnieź bo ja sie samm prędzej wywaale niż jąą podniosę.
-To wszyzko przez ciebie. Poskarżę się Aizenowi-samie! -powiedział emos.
-A przypiiiierdolił ci ktoź kiedyś czołem z poczfórnego półobrotu w piente?!
-Żże cooo?
-Nooo to ufażaj! Cfelu!
Szayel wziął mnie na ręce.
-O matko! Ona nnie oddycha! -zaczął histeryzować przychlast.
-Szybko! Szayel! Zrup jej sztuuczne oddychanie! -krzyczał Nnoitr po czym upadł na glebę próbując wstać z krzesła.
-Okej!
Szayel położył mnie na podłodze i już zaczął przybliżać do mnie swoją zaślinioną gębę kiedy nagle się ocknęłam i jebłam go z piąchy w twarz.
-Ałć!
-Szayel! Ja pierdolę! Gdzie z tą zapyziałą japą?!
-Chciałem cii pomóc bo niee oddychałaś. -powiedział podnosząc przychlastowe pingle z podłogi.
-No chyyba cie pojebało!
Wstałam i otrzepałam ubranie.
-No na serioo no.
Wtem Ulqu padł z hukiem na podłogę.
-Ha! Wygrałem! -krzyknął triumfalnie Grimm wstając z krzesła- Jeeeztem gość! Nikt mie nie poodskoczy!
-Doobra, dobra. Nie rób z gówwna olimpiady. -powiedział Nnoitr podnosząc się chwiejnie. -Poza tym, jaa bym cie pobił!
-Taaa?! To dawaaj!
Niestety mimo wszystko Nnoitrze nie udało się przepić Grimmjowa. Ponad to Szayel tak się schlał że wlazł na stół i zaczął tańczyć makarenę w samych gaciach, a Grimm walną jakiegoś frajera za co chcieli wywalić nas z lokalu, więc zwinęliśmy dupy i wróciliśmy do Las Noches.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)