Był dość wczesny ranek. Godzina około 7:30. Leżałam sobie na łóżku patrząc się w sufit i rozmyślając nad swoim życiem. Już od jakichś 5 lat mieszkam w Las Noches. W sumie już się przyzwyczaiłam do życia tutaj. Jednak czasem zastanawiam się jak to jest być normalnym człowiekiem, z normalną rodziną, własnym domem z ogródkiem i jakąś marną pracą za grosze z której wraca się do domu po całym dniu harówy...
-Eh...pewnie nudno jak cholera.
W Las Noches przynajmniej codziennie coś się dzieje. Zasadniczo to jest git, nie mam na co narzekać. Mam co jeść, gdzie spać, mam znajomych, nikt mnie nie chce zabić...znaczy pewnie ktośtam chce, ale nie może bo by dostał wpierdol od Aizena.
Z moich rozmyślań wyrwało mnie darcie mordy Grimmjowa Jaegerjaqueza dobiegające gdzieś zza ściany. Chociaż według mnie to właściwie bardziej przypominało ryk rozwścieczonego goryla który właśnie uciekł z klatki w jakimś zoo.
-Boże, czego on drze znów tego ryja? Pewnie znowu nawalił się jakąś tanią Amareną z Biedronki.- pomyślałam.
Zwlokłam się z łóżka i otworzyłam drzwi żeby sprawdzić co się dzieje. Zobaczyłam w tym momencie chyba najpaskudniejszy widok jaki można zobaczyć w całym Hueco Mundo. Była to zapyziała gęba Szayela Aporro Granza, zaledwie jakieś kilka cm od moich oczu. Wystraszyłam się i kopnęłam go prosto w jajca. Zazwyczaj w takich sytuacjach moje ciało reaguje odruchem bezwarunkowym próbując się bronić już na sam jego widok.
-Kurrwaaa...-jęknął trzymając się za przyrodzenie.
-Znów przyszedłeś mnie podglądać?! Chcesz się bić różowy zbolu?!
Zamknęłam drzwi od pokoju i oddaliłam się szybko nie czekając aż ten przychlast mi cokolwiek odpowie.
Idąc korytarzem słyszałam jakieś dzikie hałasy. Po drodze natknęłam się na pozwalane po podłodze butelki, czyjąś bieliznę, jakiegoś nieprzytomnego kolesia z podbitym okiem oraz mokrą plamę na ścianie która prawdopodobnie kiedyś była czyimś mózgiem.
-Czyżby Aizen znów urządził imprezę?
Tak, tak..tutaj też mamy imprezy. Wbrew pozorom nie jesteśmy wcale tacy sztywni i poważni jakby mogło się wydawać.
Dotarłam do progu sali z której dochodziły te wszystkie odgłosy. Na środku stał wielki stół z żarciem, a na około niego leżeli uchlani Arrancarzy. W tle leciało jakieś discopolo, a w powietrzu unosił się zapach wódy i zielska. Tak, to była "impreza", biba na całego. Chociaż tak naprawdę może bardziej przypominało to jakąś meliniarską libację alkoholową niż imprezę. Nikt normalny z samego rana nie chla do nieprzytomności. No cóż, my nie jesteśmy normalni :d. Na dodatek to zacne wydarzenie kulturalne zwane "imprezą" odbywa się u nas nad wyraz często, zazwyczaj przynajmniej raz w tygodniu.
Z sali, chwiejnym krokiem wytoczył się Człowiek łyżka (tj. Nnoitra). Wpadł na mnie. Spojrzał łaskawie w dół i zaczął coś do mnie bełkotać.
-Osuńn si krsnluuu...
-Co mówisz?
-Mówięę...Odssuń się krassnaluu...muuszszęę przejśćć!
Jakby po prostu nie mógł mnie wyminąć. Oczywiście Nnoitra na każdym kroku musi manifestować swoją wyższość nade mną. Wymijanie mnie nie miałoby dla niego żadnego sensu. Wedle jego mniemania to ja miałam mu ustępować z drogi.
-Ależ proszę bardzo!- powiedziałam z radością i natychmiastowo udostępniłam mu przejście.
Kiedy przechodził z przyjemnością podstawiłam mu nogę. Nie mogąc złapać równowagi rozpędził się i wyleciał przez okno lądując ryjem prosto w piaskach pustyni Hueco Mundo. Cóż..tak jakoś wyszło że ja i Nnoitra nie za bardzo się lubimy.
Zadowolona z siebie, pewnym krokiem weszłam do sali w nadziei że znajdę coś ciekawego do jedzenia. To co zobaczyłam było prawie tak samo złe jak widok nieumytej twarzy Szayela o poranku. Na stole tańczył Tosen ubrany w stanik i czerwoną, kwiecistą spódnicę ledwo zakrywającą jego murzyńskie poślady. Na dodatek pod spodem miał fioletowe damskie stringi.
-Nie ma to jak uczucie cofającej się wczorajszej kolacji...
Zrobiło mi się prawie tak niedobrze jak wtedy kiedy trafiłam przypadkiem na nagie fotosy Aizena w internecie na jakimś portalu randkowym.
-Dobra, jeść mi się odechciało. Może się chociaż czegoś napiję.
Postanowiłam udać się w innym kierunku. Niestety przez moją nieuwagę przeszkodziło mi w tym potknięcie się o zalaną w trupa Apacci i czołowe zderzenie twarzą z gołą klatą Grimmjowa.
-"Efekt Axe"! -skomentował z zacieszem niebieski. -Lazzki na mie lecąą!
Widać było że jest pod wpływem. Na dodatek chuj wie dlaczego, ale był w samych bokserkach, a na klacie miał nabazgrany flamastrem napis "Nalebsza dópa w mieście" (Grimmjow jest analfabetą).
-Dżizas...Grimmjow....
Oblukałam niebieskiego i miałam właśnie to wszystko jakoś skomentować, ale jak tak dłużej patrzyłam na ten jego głupi wyraz twarzy to jakoś mi się odechciało.
-Piiiijem panowie! Chluśniem bo uuśniem!- wydarł gębę do towarzystwa po czym walną kielona i odszedł.
Ogólnie to była typowa impra jak na standardy Las Noches przystało. Findorr z Dodonim rozkręcali party śpiewając "Kawiarenki". Yammy krzyczał coś o krasnoludkach które mieszkają w jego szafie i których nie może się w żaden sposób pozbyć (żalił się że próbował je rozwalić z Cero, ale nic to nie dało i tylko rozjebał sobie szafe). Gdzieś po sali latał Aaroniero gadając do metalowego garnka i wmawiając wszystkim że to urządzenie do komunikacji z obcymi, Tesra wlazł na stół krzycząc że poszukuje jakiegoś rogu jednorożca, a Yylfordt wmówił sobie że jest Krzysztofem Ibiszem i prowadzi właśnie "Taniec z Gwiazdami" na żywo. Tak...impreza jak każda inna. Wszyscy jak zwykle zachowują się jakby dopiero co uciekli z psychiatryka. Czasem mi się wydaje że z naszego kochanego Las Noches powinni chyba zrobić zakład zamknięty.
Nagle poczułam jakąś obecność za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam nie nikogo innego, jak największego dupoliza Aizena w całym LS -Ulka. Patrzę się na niego, a on na mnie.
-Co jest? -myślę sobie -Chyba jest z nim coś nie teges. Wzrok nie ten, jakiś taki nieobecny. Tak się patrzy i się nie odzywa. Mam coś na twarzy? Uwaliłam się czymś, obsmarkałam...?
-Co?! -Zapytałam zniecierpliwiona czekaniem aż w końcu powie o co mu chodzi.
W tym momencie stało się coś niespodziewanego, a mianowicie ten zjeb... ten ZJEB mnie normalnie pocałował! Takie rzeczy to się nawet filozofom nie śnią! Kto jak kto... ale Ulek??! Chyba musiał być ostro narąbany, naćpany albo coś. Na pewno Grimmjow znowu mu coś dał. Cóż, przebywając tyle czasu w Las Noches nauczyłam się jednego - nothing's impossible.
-Co ty odpierdalasz do jasnej ciasnej?! Pojebało cie?
Część towarzystwa która była jeszcze jako tako przytomna patrzyła na nas pytającym wzrokiem. Pewnie zastanawiali się co tu się właśnie do jasnej cholery odkurwiło. W tej jakże przyjebanej chwili podlazł do nas Grimmjow mając na gębie ten swój głupi, szyderczy uśmieszek. Grimmjow jak to Grimmjow pewnie zaraz zacząłby coś pierdzielić i się podśmiewywać. Na całe szczęście przypadkiem dostał w łeb przelatującym z zawrotną prędkością głośnikiem i na chwilę stracił przytomność. Ja po postu postanowiłam się oddalić.
Ponownie wpadłam na różowego Landryna (Szayela) który właśnie wszedł do sali.
-Nie ładnie tak od razu bić po jajcach, wiesz?
-To mnie nie strasz z rana.
-Bolą mnie teraz genitalia. I spuchło mi lewe jądro. I mnie boli jak sikam.
-Aha. To sorry i w ogóle.
-Przyszedłem do ciebie bo miałem cię poinformować...że Aizen-sama powierzył mi i tobie, bardzo ważną misję!
Uśmiechnął się szeroko.
-...Misję? A co to za misja?- spytałam.
-Zobaczysz jak pójdziesz ze mną.- odpowiedział nadal szczerząc kły jakby knuł jakiś nikczemny plan.
Przez chwilę pomyślałam że w sumie mogłabym udać się z różowym. W pewnym momencie chciałam się nawet zgodzić... ale na szczęście szybko mi przeszło. Głównie z obawy o moje dziewictwo (tak, ze względu na okoliczności wciąż jestem dziewicą ._.). Niby go lubię, ale czasem aż strach się kurwa bać co on tam w tej swojej różowej głowie myśli.
-Chwilę...Czemu mam wrażenie że coś kręcisz? Nigdzie sama z tobą nie pójdę.
-Eeeh. No dobra. Weźmiemy jeszcze kogoś!- odpowiedział ze zrezygnowaniem w głosie.
-Ja mogę iść.
Usłyszałam zza pleców znajomy głos. To znowu był ten nietoperz ze skrzywdzonym wyrazem twarzy. Oczywiście zaraz za nim przybył Grimmjow.
-Ja też idę!- rzekł z zacieszem.-Po drodze wstąpimy do sklepu.
-A po kiego grzyba?- spytał Szayel.
-Ulek ma teraz dziewczynę i musi se kupić prezerwatywy Haha! AHAHAHA!-odpowiedział i zaczął śmiać się niekontrolowanie jak nienormalny.
-Jak cię kopnę w dupę to ci gówno kręgosłup przetrąci! Koci zjebie genetyczny! -krzyknęłam.
-Grimmjow. Arrancarzy są bezpłodni- powiedział Ulquiorra.
Grimmjow przerwał swój triumfalny śmiech i popatrzył tępym wzrokiem na Ulka jakby ten właśnie popsuł mu dobry żart.
-Czy ja o czymś nie wiem?- zapytał ze zdziwieniem różowy.
-Tu nie ma nic do wiedzenia! Wróćmy po prostu do tematu, ok?!- powiedziałam.
-Patrz! Spaliła cegłe! Hah!- Grimm znowu znalazł sobie pretekst do żartów ze mnie.
-Co to znaczy?-spytał emos przyglądając mi się uważnie.
Chwyciłam za pierwszą lepszą rzecz którą miałam pod ręką i jebłam nią w Grimmjowa. Na szczęście dla niego było to tylko zwykłe plastikowe krzesło z Ikei jakich wiele w LS (Aizen oszczędza na meblach). Owe krzesło jedynie odbiło się od jego tępej facjaty. Jako że zazwyczaj dostawał ode mnie czymś cięższym lub bardziej ostrym, tym razem nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Śmiał się nadal. Patrzyłam tak na niego uświadamiając sobie coraz bardziej jak strasznie czasem mnie wkurza. W pewnym momencie mój stopień wkurwienia przyjął nieakceptowalny już poziom.
-Zamknij morde ty niedorobiona, skurwysyńska spierdolino alfonsa!
(To akurat prawda. Grimmjowa spłodził jakiś biały alfons z japońską prostytutką.)
-Gdy byłeś mały to ci się chyba kołyska zapaliła i cie stary gasił łopatą że masz teraz taki zryty, tępy łeb!
-...
Nikt się nie odzywał. Wydawało się że wszyscy patrzą na mnie. Tylko coś mi nie pasowało, poczułam że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się, a tam nachlana w trzy dupy Harribel.
-Grimmjow!- wypowiedziała dość wyraźnie imię tego przygłupa z podirytowaniem w głosie.- Założyliśmy się o coźź! Teraz wysskakuj z piniendzy ty niedomyty obszczymordzie, bo zrobiee ci ze jaj druty telegraficzne!
Blondyna dobyła miecza. Jaegerjaquez dał w długą, a Harribel pobiegła za nim. Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale tak czy siak ucieszyło mnie to że jego już tam nie było.
-Dobra, została nas trójka... ruszamy na misję.-powiedział Szayel.
Trafiliśmy pod duży, biało-niebieski budynek z umieszczonym na nim dużym, czerwonym napisem "Tesco".
-I co, że tu ma być cel tej naszej wielkiej misji?! Serio? Aizen wysłał nas na zakupy czy jak?- spytałam.
-Dzisiaj jest promocja na odzież i bieliznę damską.- odpowiedział różowy.
-Po co niby Aizenowi odzież i bielizna damska? Przecież on się nie ubiera w damskie ciuszki...chyba.
-Widziałem jak wczoraj wychodził gdzieś tak właśnie ubrany.- powiedział Ulek.
-Rly..? A więc nie tylko Tosen i Szayel mają takie dziwne upodobania.- pomyślałam.
-Przy okazji przetestujemy mój nowy wynalazek!- powiedział zbol i wyciągnął coś z kieszeni.
Wyglądało to jak małe kawałki metalu na sznurkach. Pierdzielił nam coś w tym swoim naukowym języku przez jakieś 30 minut, ale oczywiście nic z tego nie zrozumiałam, gdzieś w połowie przestałam go słuchać. Znaczy zrozumiałam tylko tyle że to coś miało sprawić że on i Ulek będą widoczni dla ludzi.
-Przecież macie już coś takiego. -zwróciłam uwagę.
-To jest nowy model! Bo jak wiesz...poprzedni powodował spazmy, torsje, konwulsje, paroksyzmy, silne i bolesne biegunki oraz szereg innych skutków ubocznych!
Szayel założył jedno na szyję i jedno wręczył emosowi. Weszliśmy do sklepu. Ludzie patrzyli się na nas jak na jakichś dziwaków...raczej niemożna było patrzeć inaczej na bandę przebierańców oglądającą damskie pończoszki. Wzięliśmy to co najważniejsze i najbardziej przecenione i poszliśmy w stronę kas. Jakby za mało było jeszcze wrażeń na dziś, Szayel potknął się i wpadł na półkę z płynami do higieny intymnej które się następnie na niego wylały. Coś było z nimi nie tak bo jakimś cudem przykleił się potem do mnie. Nie wiedziałam że płyny do higieny z Tesco mogą mieć właściwości kleju. Nie wiedziałam też czy bardziej współczuć tym którzy użyli tego płynu w celach do tego przeznaczonych czy sobie, ponieważ musiałam chodzić przyklejona do tego zniewieściałego zbola.
-Do kurwy...jak to w ogóle jest możliwe?!
-Widzisz. Teraz możemy pobyć trochę bliżej siebie.- powiedział z zacieszem zbol przybliżając do mojej twarzy swoją zaślinioną wielbłądzią gębę.
-Mam jakieś dziwne wrażenie że wszyscy się dzisiaj zmówili żeby mnie wkurwiać.
-Zajebiście! O niczym innym nie marzyłam!
-Ja też!
-Ty schujały, przeczochrany, przerżnięty przez stado niewyżytych pederastów chory pojebie! To był sarkazm. A teraz zabierz tą paskudną mordę! - powiedziałam odpychając jego ryja od swojej twarzy.-Wali ci z niej jak z murzyńskiej chaty!
Nagle na Ulka rzuciła się jakaś babcia waląc go po głowie metalowym krucyfiksem i wyzywając od Szatanów (Jak to jest że ludzie noszą przy sobie takie rzeczy??). Ulek pierdzielną babcię przypadkiem trochę za mocno na co zareagowała ochrona. Ostatecznie zdecydowaliśmy że opuścimy sklep nie płacąc za zakupy.
Od razu wróciliśmy do Las Noches.
-Czuję się bardziej trzeźwy.- powiedział Ulek.
-Nie szkodzi! Zaraz idziemy pić dalej.- rzekł entuzjastycznie różowy Landryn.- Jakby mnie ktoś tak nakurwiał po łbie czymś metalowym też bym poczuł się bardziej trzeźwy.
-Wypadałoby teraz się jakoś uwolnić.. -stwierdziłam.
-Musimy wziąć razem prysznic!
-Wątpię żeby woda na to podziałała. -wtrącił Ulek.
-Nie wiem czy zauważyłeś ale w sumie to skleiliśmy się tylko ubraniami. Wystarczy je zdjąć- zwróciłam uwagę.
-W takim razie będziesz musiała się przede mną rozebrać. -powiedział Szayel szczerząc japę.
-Chyba nie mam tym razem innego wyboru, ale jeśli mnie dotkniesz, jebnę ci tak mocno..że polecisz tak wysoko że okrążysz po orbicie Ziemię 10 razy zanim spadniesz!
Wdrapaliśmy się na górę, skoczyliśmy po ubranie przychlasta, a potem poszliśmy do mnie do pokoju. Chciałam właśnie zdjąć sukienkę, kiedy zauważyłam że tak niefortunnie przykleiłam się do tej mendy, że nie miałam dostępu do suwaka.
-Można po prostu to jakoś przeciąć.- zaproponował Ulek.
-W sumie...i tak te ubrania pewnie do niczego nie będą się już nadawały. Pod moją poduszką jest nóż.-powiedziałam wskazując palcem.
-Po co ci nóż pod poduszką? -spytał Szayel.
-Trzymałam go tam na wypadek gdybyś przyszedł mnie którejś pięknej nocy zgwałcić -odparłam chłodno mierząc wzrokiem różowego.
Kiedy już przebraliśmy się w nowe ubrania i dostarczyliśmy zakupy Aizenowi, udaliśmy się na salony. A więc...wchodzimy do sali. „Impra" nadal trwa. Pierwsze co rzuciło się nam w oczy to wiszący na środku sali do góry jajami Grimmjow przyczepiony za gacie do żyrandola. Pewnie Harribel go w końcu dorwała.
-Pomożecie miii?! -spytał jęczącym głosem.
-Ja na pewno Ci nie pomogę -odpowiedziałam z fochem.
Ulquiorra i Szayel patrzyli na niego nic nie mówiąc.
-No ludzie! Nie mogę się odplątać! Tak mnie zaplątała, że jak urwę to porwę gacie na środku dupy i będę chodził z gołą!
-Trzeba było nie zadzierać z silniejszymi.-odezwał się nietoper.
-Szayel, może ty mi pomożesz?!
-On prędzej wykorzysta sytuację i cię zmolestuje niż pomoże. No może pomoże potem, jak już skończy.
Szayel uśmiechnął się złowieszczo i perwersyjnie. Chyba stwierdził że podsunęłam mu dobry pomysł.
-Ja stąd idę. Nie będę na to patrzeć. -powiedziałam i odwróciłam się plecami do niebieskiego z zamiarem udania się w jakieś inne bliżej nieokreślone miejsce.
-Nie! Nie zostawiajcie mnie na pastwę tego spermofila!
Grimmjow z desperacją zerwał się z żyrandola i łapiąc się za dupę wypierdzielił z sali. W tym samym momencie w progu ukazał się wielki i wszechmocny Aizen-sama wystylizowany na Michaela Jacksona. Wkroczył na parkiet tańcząc do piosenki „The Way You Make Me Feel". Po krótkim czasie impra rozkręciła się na dobre. Jakaś grupka osób grała w rozbieranego pokera. Harribel biegała w bieliźnie z różowym, gumowym kutasem w ręku. Do sali wparował Nnoitra i krzyczał życząc wszystkim Wesołych Świąt (?), albo raczej "Weschłych Śiąnt" sypiąc jakimś chujowym, zeszłorocznym, sztucznym śniegiem który wpadł mi do oka. Co gorsza jakiś koleś którego kompletnie nie znam podszedł do mnie i zaczął gratulować mi ciąży, był przekonany że będę miała dziecko z Aizenem (Wtf w ogóle?!).
Później usiadłam przy stole i obserwowałam co się dzieje. Na stół wszedł Nnoitra krzycząc coś o horkruksach i zaczął wyzywać na pojedynek Voldemorta. Nieopodal na podłodze leżał Tosen przykryty obrusem. Jeszcze się ruszał, ale chyba tak się schlał że ktoś uznał że nie żyje. Obok mnie w pozycji siedzącej spał Starrk, co ciekawe miał napisane na twarzy "Szayel tu był" i narysowane jakieś różowe serduszka i kutasy. Jegomość który się podpisał biegał w tym czasie goły pod stołem i łapał ludzi za nogi wciągając ich pod owy stół. Mogę się tylko domyślać co on im tam robił. Tak czy siak widok gołego Szayela był tak straszny że myślałam że wleję sobie wódkę do oczu. Niedaleko zauważyłam siedzącego Aizena który ambitnie wciągał nosem mefedron przez słomkę. Potem przysiadł się do mnie i przez pół godziny opowiadał mi o swoich problemach gastrycznych, biegunce której dostał po wczorajszym bigosie oraz swoim braku powodzenia w miłości (Jak by mnie to kurwa obchodziło). Pociągnęłam z gwinta porządny łyk cytrynówki z nadzieją że jakoś to przetrwam. Później ktoś wrzucił granat dymny przez okno co stworzyło mi znakomitą okazję żeby się ulotnić. Po drodze nic nie widząc pierdolnęłam w ścianę nabijając sobie guza. Później odwalałyśmy z Harribel dzwoniąc do Aizena na kom i podając się za jego tajemniczą wielbicielkę. Umówiłam się z nim pod Las Noches, a potem chowając się za jakimś kamulcem śmiałyśmy się z czekającego głąba. Kto by pomyślał że dogadam się z Harribel. Zazwyczaj odwalałam takie rzeczy z Grimmjowem. Ostatnio chyba rzeczywiście zrobiła się jakby jakoś mniej sztywna. Podzieliłam się z nią nawet swoimi żelkami... Zadzwoniłyśmy jeszcze tak z kilka razy (co dziwne za każdym razem ten lamus się nabierał). Jak nam się już znudziło ukradłyśmy czołg (Superwyczepisty pustynny nakurwiacz- tak go nazwałyśmy, ale potem przemianowałyśmy go na Stefan bo nazwa była zbyt długa). Jeździłyśmy nim po pustyni i dla zabawy strzelałyśmy z armaty do Nnoitry. Na koniec zaparkowałyśmy go w laboratorium Szayela po drodze rozpierdzielając jedną ze ścian. Różowy trochę się wkurzył jak to później zobaczył, ale co tam, ważne że było fajnie.
Można nawet powiedzieć że impra była przednia. Chociaż wieczorem długo próbowałam zasnąć. Po tym jak zobaczyłam gołego Szayela to nie było już takie proste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz